Na początku chciałem zaznaczyć że gdy poznałem hororry Unoversala takie jak Dracula czy
Wilkołak, zakochałem się w nich. To były świetne filmy z klimatem i jeszcze wspanialszymi
aktorami. Choć kontynuacje tychże filmów bywały różne, kazdą z nich mile wspominam. Może też
dlatego że zobaczyłem jakieś pozytywy w "Duchu Frankensteina" (choć nie ukrywajmy to dość
kiepski film), tak "Dom Fankensteina" był dla mnie rónie przyjemnym filmem.
Wielu moich przedmówców użyło słowa "profanacja", i nie rozumiem dlaczego. "Dom..." nie jest
aż tak złym filmem, a kluczowe postacie zostały oddane z szacunkiem.
Jedynymi powracajacymi aktorami są Karloff i Chaney Jr. ponownie jako wilkołak, tym razem
mniej przedramatyzowany jak w "Frankenstein spotyak wolkołaka". Film ma jako tako łączyc ze
sobą fabuły trzech filmów, ale robi to dość średnio. Biorąc pod uwagę jakaściagłość fabualrną
kości Draculi nie powinny istnieć bo zostały spalone w "Córce Draculi" przez nia samą. Miejsce
gdzie Niemann znajduje Monstrum i Talbota to wioska Frankenstein chociaż akcja "Frankenstein
spotyka wolkołaka" działą się w Wasarii. Takich uchybień jest kilka, ale mogę przymknać na nie
oko zważywszy że w poprzednich filmach pojawiały się znacznie większe.
Fabułą nie jest niczym odkrywczym, wręcz używa już starych chwytów. Każdy z potwórków ma
swój czas w filmie i może sięwykazać w mniejszym lub większym stopniu. Najpierw pojawia się
Dracula, potem jego wątek się kończy (dosć szybko) i akcja skupia się na Talbocie i Monstrum.
Historia ogółem zostawia dosćspory niedosyt, zwłaszcza jesli chodzi o obecność Potwora
Frankensteina w tym filmie, ale w sumie lepsze to niż gdyby mieli zostać zwaleni na kupę bez
ładu i składu. Scenariusz jakoś wybrnął z tego wszystkiego obronną ręką.
Komu może się ten film spodobać? Chyba tylko tym którzy jak ja wielbią potwory Universala,
przebrnęli przez wszystkie możliwe filmy z ich udziałem i jeszcze im mało.