Powiem tak - nie uważam tych stu minut za stracone, ale nie obejrzałbym drugi raz. Jennifer okej,
może się bardzo nie znam, ale wydaje mi się, że nadawała się do tej roli idealnie i tak też zagrała.
Z jej postaci wręcz bije brak nadziei i obojętność, która oddaje jej sytuację. Jedyny właściwie
moment, gdzie pozwoliła sobie na emocje był na tej łódce. No ale to chyba każdego by poruszyło...
Zakończenie nie powala. Ale pasuje do reszty filmu, który jednak chwilami się dłużył. "Fabuła była
tak dynamiczna, że jak po krótkiej przerwie wcisnąłem play, to nie wiedziałem, czy już leci." :-)
btw. uwielbiam Dale Dickey! Takie role są chyba dla niej pisane!