Fabuła jest dość pobieżnie naszkicowana i chwilami można odnieść wrażenie, że miała być tylko pretekstem do pokazania kilkunastu dość skąpo odzianych kobiet. Sama Barbara Stanwyck również sporo tu odsłania (co, wraz z jej efektownymi popisami tanecznymi na scenie stanowi największą atrakcję filmu), ale nazywanie jej "striptizerką" to gruba przesada.