Mdła komedia romantyczna o "przełamywaniu barier", bez jaja, pazura, błyskotliwości, jak rozwodniona kawa. Reżyserka postanowiła bowiem, jak gdzieś przeczytałem, oddać nastrój nudy i zwykłości codzienności, w rezultacie nudzimy się z główną bohaterką, wpatrującą się w ściany, przez okno, rozdłubywającą 5 minut ciasto widelcem, chowającą się za ścianką biurka, nie mogącą wydusić słowa do kolegi z pracy. A jeżeli kogoś zainteresowały z opisu filmu te "wymyślenia" bohaterki różnych rodzajów jej śmierci, nic z tego, zero kategorii R, wszystko polega na leżeniu, na plaży, w lesie, albo staniu i patrzeniu na pełzającego węża. Takie więc pelzające 5/10 tu.
Co złego w tym, że bohaterka nie może wydusić słowa do kolegi? Czemu nie można tego pokazywać w filmie? Wolno opowiadać tylko o towarzyskich / pewnych siebie kobietach? A najlepiej "zalotnych", żeby zasłużyć na te ograniczenia wiekowe? I nie, nie pociąga mnie w opisie filmu akurat szansa obejrzenia dziwacznych form śmierci. Nie jestem takim pustakiem. Rozumiem, że film nie do każdego trafi, ale trzeba umiejętnie dobierać argumenty. Tak, żeby nie obnażać własnego prymitywizmu przed obcymi ludźmi ;P.