Właśnie jestem po seansie i naprawdę film wywarł na mnie duże wrażenie. Niby lekki film przygodowy z elementami komediowymi, ale to chyba jeden z nielicznych filmów spod znaku "płaszcza i szpady", które źle się kończą.
Naprawdę polubiłem tego Cartouche'a w wykonaniu Belmondo, a Claudia Cardinale jak zwykle urocza. Szkoda tylko, że film skończył się jak skończył...
Strasznie mnie wkurzył nasz zbójca na koniec, że amory z tą szczerze mówiąc niezbyt piękną białogłową z wyższych sfer, były dla niego ważniejsze niż śliczna C.C., która tak go kochała...
Ile bym dał by być takim Cartouchem, żyć w tamtych czasach i być szczęśliwym posiadaczem serca pięknej Claudii...
A ten głupek tego nie docenił... Eh.