Nello Pazzafini nareszcie dostał lepszą rolę, szkoda, że nie miał więcej takich we włoskich westernach. Dobrym pomysłem było ujęcie wszystkich trzech trafionych przez głównego bohatera wrogów w jednym, potrójnym obrazie. Mało jest równie dobrych spagwesternów w ich schyłkowym okresie.
Poza tym brak przemocy takiej jak w tych z najlepszych lat gatunku, jest tu też przerysowany niby-Sabata, i nawet drwina z tytułu prawdziwego Sabaty: "ehi Sabata, c'è Sartana!".