PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=594620}

Brudny glina

Rampart
5,7 5 652
oceny
5,7 10 1 5652
Brudny glina
powrót do forum filmu Brudny glina

Dobre 20 lat temu Harvey Keitel wcielił się w postać zdegenerowanego gliniarza, stojącego (jak mu się w narkotykowo-pijackim widzie zdawało) ponad prawem. Jego niesławny "Zły porucznik" opiewał w szokujące po dziś dzień sceny, stanowiąc raczej zlepek wstrząsających i obrazoburczych moytwów niźli godne polecenia kino. Niemniej film zyskał sobie szacunek w pewnych kręgach widzów, zapewne w dużej mierze dzięki otaczającym go kontrowersjom i świetnej roli Keitela aniżeli dzięki faktycznej wartości produkcji.

W roku 2009 do kin zawitał remake "Złego porucznika" z Nicholasem Cagem w roli tytułowego wykolejonego i zaropiałego ramienia prawa. Co ciekawe, w tym przypadku skuteczniej udało się zobrazować typowy "kiepski dzień" (a raczej ich serię) pozbawionego kręgosłupa moralnego funkcjonariusza. Scenariusz był lepiej rozpisany, Cage dał wreszcie popis swoich przez lata systematycznie pogrzebywanych umiejętności aktorskich, kontrowersyjne sceny z poprzednika zostały zaś odtworzone, obeszło się zatem bez cenzury i sztucznego złagodzenia filmu, ku uciesze fanów pierwowzoru. Na dokładkę całość została skitowana ciekawym, dwuznacznym zakończeniem, jakże różnym od oryginalnego, nadającym "Złemu porucznikowi AD 2009" własny, autonomiczny charakter.

W roku 2011 po raz kolejny postanowiono wziąć na tapetę motyw zepsutego do szpiku kości gliny. Tym razem główne skrzypce w produkcji odegrał Woody Harrelson (bodajże życiowa rola w "Skandaliście Larrym Flyntcie"), skupiając na sobie całą historię. Czy reżyser Oren Moverman poszedł o krok dalej w porównaniu do wcześniej wymienionych filmów, ukazując jeszcze głębszą moralną zgniliznę policjanta mającego stać na straży prawa, a nie być ponad nim?

Los Angeles, Miasto Aniołów. Szerząca się na ulicach przestępczości sprzyja obniżeniu progu moralnej akceptowalności. Nic zatem dziwnego, iż oficer Dave Brown (Harrelson), doświadczony w zawodzie glina, egzekwuje prawo wedle własnych reguł. Żadne przestępstwo nie jest zbyt małe, żadna kara zbyt surowa. Brown przed laty wsławił się zabójstwem domniemanego gwałciciela, stąd również dochrapał się niezbyt pochlebnego pseudonimu ("Rampart"). Tytułowy "Brudny glina" ciągnie żmudnie swą egzystencję, romansując w międzyczasie z dwiema eks-partnerkami, zaniedbując obowiązki rodzinne i wykonując w wątpliwy sposób swoją pracę. Sprawy przybierają jednak nieoczekiwany obrót gdy niespodziewanie Dave zostaje przyłapany na brutalnym pobiciu sprawcy wypadku samochodowego. Po publikacji kompromitującego materiału w telewizji, na głowę oficera spada lawina zdarzeń, włącznie z wyciąganiem brudów sprzed lat i groźbą przejścia na wcześniejszą emeryturę...

Przegadany, rozwleczony, za mało dosadny - te epitety najlepiej charakteryzują produkcję z Harrelsonem. Naprawdę ciężko widzowi uwierzyć w podłą naturę protagonisty gdy najgorsze do czego się ucieka to obicie policyjną pałą kierowcy, chwilę wcześniej z impetem wjeżdżającego w wóz Browna. Jeżeli reżyser (i scenarzysta w jednym) zdecydował się na przekazanie widzowi mrocznej historii zdegenerowanego stróża prawa, to czemu nie poparł jej żadnymi wbijającymi się w umysł scenami, mocno zapadającymi w pamięć? Zabrakło egzekwowania brutalności i kontrowersyjnych pomysłów z obu "Złych poruczników", zabrakło zepsucia, brudu i atmosfery beznadziei. Otrzymaliśmy kino z gatunku pseudoambitnych, w których akcja toczy się leniwie, w głównej mierze poprzez średnio pasjonujące i niekoniecznie dobrze rozpisane dialogi. Moralnych rozterek oficera Browna także nie uświadczymy w zbyt dużej ilości, zatem jedyne co pozostaje widzom podczas seansu to śledzenie powolnej dekadencji bohatera odgrywanego przez Harrelsona, dekadencji ukazanej bez wzbudzana większych emocji, być może nawet lekko nużącej...

Inna sprawa to sama gra Harrelsona. O tym iż aktor to utytuowany świadczy choćby jego cała filmografia. W "Brudnym glinie" potwierdza tylko swój poziom, świetnie wykorzystując fakt skupienia świateł reflektorów na jego charakterze. Dośc powiedzieć/napisać, iż Woody zrobił co mógł by wyciągnąć z postaci Browna jak najwięcej, jego rola stanowi zatem najmocniejszy punkt produkcji.

Koniec końców, otrzymaliśmy kino mdłe, pozbawione pazura, wykastrowane z potencjalnych zalet (gdzie sceny bezpardonowej przemocy i wstrząsającego naginania prawa pod własne potrzeby?). Jedynie Harrelson ciągnie cały ten cyrk, bez wsparcia interesującego skryptu i mocncyh scen jest to jednak syzyfowa praca. Mimo wsystko dla jego świetnej roli nie warto porywać się na seans "Brudnego gliny". Gdyby tylko Moverman wziął przykład ze "Złych poruczników" i wywindował całość o poziom wyżej...Nie polecam.

W telegraficznym skrócie: Harrelson jako pozbawiony skrupułów glina; bezjajeczna powtórka ze "Złych poruczników"; powolne tempo narracji i brak akcji grzebią w popiele świetną główną kreację.

Ogółem: 5=/10

kulak4

"Zły porucznik" z N. Cagem to nie jest remake "Złego porucznika" z H.Keitelem.
Rampart to dzielnica tudzież część departamentu policji Los Angeles (LAPD), a nie pseudonim głównego bohatera.

ocenił(a) film na 5
qwarz

Ad.1. Skoro nawet w newsach archiwalnych na FW "Zły porucznik" AD 2009 figurował jako remake, to uznałem to za dobrą wskazówkę tym bardziej, że koncepcyjnie wersja z Cagem powiela wiele schematów z produkcji z Keitelem.
Ad.2. Przecież w samym filmie główny bohater wyjaśnia skąd ma ksywkę "RAMPART", więc nie rozumiem zarzutu...

Zamiast na siłę szukać błędów w tekstach innych, polecam wyrazić własną opinię na temat produkcji - będzie to z pewnością bardziej produktywne...

ocenił(a) film na 7
kulak4

Ja pamiętam, że Dave miał ksywkę "Date Rape Dave". Jakby miał "Rampart" to już za dużo by tego było.

ocenił(a) film na 6
kulak4

Porównanie "Złych poruczników " i " Brudnego gliny " jest jak najbardziej na miejscu , to pierwsza myśl jaka nasunęła się podczas seansu . Niestety , film z Harlesonem był , mimo całkiem ciekawego scenariusza , zbyt sterylny w porównaniu z poprzednikami , ten brud był raczej symboliczny , to już " Dr House " ma więcej za kołnierzem ... Wygląda na to , że zadziałała poprawność polityczna , bo większy nacisk autorzy położyli na rodzinę , uczciwość podczas służby , sprawy rasizmu i lesbijskie ... Tylko scena w burdelu nieco nawiązała do klimatu poprzedników ( jaki by on nie był ) . A po Harlesonie spodziewałem się większego zakręcenia , na miarę " Urodzonych morderców " .

ocenił(a) film na 8
kulak4

Kitel i Zły porucznik to juz klasyk, ale wersje Cage sobie daruje.
a sam Rampart mi sie podobał. może i trochę za wolny i , smętny' jak to nazywacie, ale ja lubię takie narracje. I plus w tym ze mimo iż film był miedzy innymi o przemocy i o byciu ponad prawem, dało się to oglądać bez zamykania oczu - przyznaje ze jestem uczulona na bestialskie i drastycznie sceny 'just for fun', zdeby było ciekawiej, a niekoniecznie sensowniej, wiec podobało mi się ze tu tego uniknięto a sens przekazano i tak (patrz np. idiotyczny Killing Them Softly- wyłączyłam w połowie a nigdy tak nie robię).

Podobało mi sie to studium osobowości , pokazanie wycinku z życia Dave, otwarte zakończenie, choć na początku mnie wkurzyło.
I tak naprawdę wiem ze nie powinno, ale szkoda mi faceta.. widać jak załamał mu sie świat, (na co w sumie sobie 'zasłużył, ale wciąż..) jego samotność, jak przegrał sprawę ze swoimi dziećmi, jak wszystko nagle zaczęło mu sie walić.. ciężko oceniać kogoś kto miał naprawdę brudna robotę na co dzień, ( te dzielnice to masakra, to nie piękne i czyste amerykańskie przedmieścia z seriali)
nie spodzidewalam sie za wiele po tym filmie widzac filmwebowa ocene, a nawet pozytywnie sie zaskoczylam. Wiem ze nie jest to zadne arcydzielo, ale dosc ciekawe studium postaci, dobra obsada, i oczywiście plus za Woodego, mam sentyment do niego od czasów 'Natural Born Killers, i ciagle ma u mnie duży kredyt zaufania. Sam film polecam

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones