Pierwsza połowa filmu była nawet ciekawa, ale gdy kolejny raz utarł się ten sam schemat nowego partnera matki, który zachowuje się tak samo jak poprzedni byłam znudzona. Film nie opowiada o niczym, to po prostu urywki z życia dorastającego chłopca, i moim zdaniem jest na siłę rozciągnięty w czasie. Nie wiem też czemu dostał tyle nagród, w tym Oskara za drugoplanową rolę kobiecą, moim zdaniem aktorka nie wykazała się szczególną rolą, którą warto zapamiętać, a poza tym cały film nie zapada w pamięć. Plus filmu to tylko ciekawy sposób kręcenia, podczas którego główny aktor dorasta i zmienia się z chłopca w mężczyznę.
Tym się różnimy chyba od Amerykanów. Czemu film opowiada o 12 latach? Nie wystarczyłoby 6 lat? Byłoby łatwiej, taniej, krócej.
Efekt byłby ten sam. No właśnie niekoniecznie...