PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=619201}
7,9 228 760
ocen
7,9 10 1 228760
4,9 48
ocen krytyków
Bohemian Rhapsody
powrót do forum filmu Bohemian Rhapsody

Jak dla mnie ten film to niestety rozczarowanie i zmarnowany ogromny potencjał. Odwzorowanie Freddiego i Maya zdecydowanie bardzo dobre (może poza niebieskimi oczami Maleka) ale nie ma tam żadnej wizji, pomysłu. Ten film to na pewno odcinanie kuponów, ale oprócz tego chyba niestety alternatywna wizja przeszłości wg. Briana Maya. Freddie schodzi na złą drogę, postanawia działać solowo (w rzeczywistości nie jako pierwszy z członków), co spotyka się z oburzeniem, po czym na kolanach wraca i zostaje przygarnięty przez resztę niczym syn marnotrawny (ponieważ nie ma już czasu, a w rzeczywistości jeszcze nawet o tym nie wie) i razem grają wielki koncert wszech czasów. Chronologia się nie zgadza, plus do tego tak wiele przekłamań, ale to nie jest najgorsze...

Film zamyka Live Aid - dlaczego nie Innuendo? Dlaczego nie zobaczyliśmy wizerunku Freddiego z lat 1986-1991? Laik może uznać po seansie, że po Live Aid właściwie już nic ciekawszego się nie wydarzyło poza śmiercią Freddiego. Dlaczego nie zostało nic powiedziane o tej płycie i walce jaką on toczył z chorobą przy nagrywaniu jej? Przecież to dopiero byłoby wyzwanie dla aktora - dlaczego zostało mu to odebrane? Zamiast tego na końcu zaserwowane jest info z Wikipedii zaprezentowane rodem jak plansza z PowerPoint. No i dokładnie tym jest dla mnie ten film. Alternatywą dla Wikipedii. Jak można to było tak zakończyć? Złamali mi serce.

OK, może w tym filmie nie ma miejsca na śmierć, ale jako fanka muzyki Queen nie dowiedziałam się z niego niczego nowego. Liczyłam na jakieś smaczki, fakty z życia zespołu. Gdzie te wszystkie imprezy? Z tego filmu wynikać może, że Freddie był biednym zagubionym chłopczykiem, który przeszedł na ciemną stronę ćpania, chlania (bo reszta zespołu przecież tego nie robiła) i homoseksualizmu. Tak wiele było mówione o tym, że Queen są rodziną. Jak dla mnie zabrakło pokazania tej więzi i wyszedł z tego zlepek faktów połączony z tanią dramą.

Mam wrażenie, że nie do końca wiedzieli o czym robią ten film - o Freddiem czy o Queen. Nieobecność reżysera i niespójność wizji jak dla mnie niestety jest widoczna. Nie mówię, że się nie wzruszyłam, ale niedosyt jest tak duży, że nie wiem czy nie wolałabym tego filmu nie zobaczyć. OK, niektórzy mówią, że warto iść dla tej świetnej muzyki i to ona jest sercem filmu, ale ja już lepsze wrażenia mam po transmisji koncertu Queen niż po tym rzemiośle - to miał być film opowiadający historię i wg. mnie nie podołali. Zabrakło mocy i przede wszystkim autentyczności. Freddie Mercury zasługuje na coś znacznie LEPSZEGO, ten film nie oddaje jego fenomenu. Nie oddaje ani fenomenu Mercurego ani fenomenu Queen...

bielskaizabela

Zgadzam się i nie zgadzam. W mojej opinii film był głównie o tworzeniu muzyki i pokazaniu jak odizolowaną osobą był Freddie. Ale zacznijmy od minusów.
Fakt, chronologia kuleje, ale jest to zrozumiałe, ciężko było pokazać wszystko w jednym filmie po kolei.
Wiele faktów jest przeinaczonych - tu już gorzej. Rozumiem ukazanie np. wywiadu w telewizji zamiast w gazecie, ale tak jak wspomniałaś, wyszło na to że tylko Freddie miał solową karierę i generalnie tylko on powodował spięcia. Trochę się to kupy nie trzyma.
Natomiast rozumiem pominięcie pokazywania zwariowanych imprez, bo większość widzów o nich wie, jest w filmie pokazany czas w którym to wszystko się działo, można się zorientować co i jak.
Dla mnie ogromnym minusem było ucięcie "Who wants to live forever", bo to była wspaniała okazja do montażu scen i jednocześnie usłyszenia tego niesamowitego utworu w kinie, mogło być magicznie, było tylko poprawnie.
No i jeszcze nie pokazanie niczego po Live Aid - nie jestem pewna czy jest to plus czy minus. Może i dobrze że film skończył się w takim momencie, bo jednak mogło być bardzo nieprzyjemnie, rozwiązali to na swój sposób, ja nie mam im tego za złe.

Natomiast sama mowa działa Ramiego już od pierwszych scen mnie kupiła. Aktorsko generalnie nie mam zastrzeżeń, może prócz tego że Mary była za ładna :) Warto też zwrócić uwagę że aktor grający Johna był bardzo podobny do samego muzyka :)
Sam film był zlepkiem historii o tworzeniu muzyki i szukaniu inspiracji i o samym Freddiem. O tym że mógł mieć wszystko, ale był zbyt zagubiony żeby znaleźć samego siebie.
Całość według mnie jest przyzwoita, Za aktorswo i wszystko oceniłabym na 7, ale dodaję gwiazdkę za to, że mogłam posłuchać w kinie dobrej muzyki przy dobrym nagłośnieniu :)

ocenił(a) film na 6
Etusia

"Wiele faktów jest przeinaczonych - tu już gorzej. Rozumiem ukazanie np. wywiadu w telewizji zamiast w gazecie, ale tak jak wspomniałaś, wyszło na to że tylko Freddie miał solową karierę i generalnie tylko on powodował spięcia. Trochę się to kupy nie trzyma."

Ja też rozumiem drobne zmiany, takie jak np. sposób w jaki Freddie poznał Maya i Taylora. No przecież to nie było tak, że wpadł na koncert, wokalista zrezygnował, a on wskoczył - ale rozumiem to, chcieli ubarwić. Natomiast zwróćmy uwagę na tę sytuację:
Freddie na kolanach wraca do zespołu, który pozostał zdruzgotany, tym że Freddie gra solo i ogólnie zdradził rodzinę (chociaż to Taylor zaczął pierwszy to robić). Ckliwy dialog pt. "-Oni potrzebują czasu. - A co jak ja nie mam czasu?" (Gdzie w rzeczywistości on o tym nawet jeszcze nie wie, o tym, że jest chory!!!) Albo "Przecież nie graliśmy TYLE LAT, jak zagramy tak wielki koncert?" (W rzeczywistości Queen był przecież w trasie w roku 1984-1985). Ale wreszcie wybaczają mu, grają koncert i dopiero wtedy zaczynają spływać jakiekolwiek pieniądze (Come on...). I kurtyna! To nie jest drobne ubarwienie, to jest poważne przekłamanie.


"Natomiast sama mowa działa Ramiego już od pierwszych scen mnie kupiła."

Dla mnie też zagrał okej, zrobił co mógł. Szkoda, że nie miał szkieł, tylko niebieskie oczy...

ocenił(a) film na 4
Etusia

Film w którym tworzenie tak rozbudowanych kompozycji ważnych dla współczesnej muzyki wychodzi prawie od tak, nie może być nazywany filmem o tworzeniu muzyki. W gruncie rzeczy był o niczym bo po każdym wątku się po prostu prześlizgnął ratując się sentymentem wymuszonym ostatnimi scenami na LiveAid.

ocenił(a) film na 9
bielskaizabela

''nie ma tam żadnej wizji, pomysłu''

Czyli np. pierwsza scena filmu, gdzie celowo nie widzimy twarzy głownego bohatera nie jest przejawem czyjejś wizji i pomysłu ? :)

''Ten film to na pewno odcinanie kuponów''

Przypuśćmy że gdzieś, w jakimś studiu nagraniowym ktoś odnajduje niepublikowane nigdy utwory Freddiego Mercury'ego
i postanawia wydać. Podzielić się z nimi ze światem, z opinią publiczną. Czy to też jest odcinanie kuponów ? Bo idąc twoim
tokiem rozumowania chyba tak :)

''Film zamyka Live Aid - dlaczego nie Innuendo? Dlaczego nie zobaczyliśmy wizerunku Freddiego z lat 1986-1991? Laik może uznać po seansie, że po Live Aid właściwie już nic ciekawszego się nie wydarzyło poza śmiercią Freddiego.''

A dlaczego mielibyśmy ? Niektórzy oczekują że w dwugodzinnym filmie znajdą, zobaczą wszystko. A to jest niemożliwe. Ja
też chciałbym zobaczyć więcej, bo przecież wiem że Live Aid nie końcem Queen czy jego frontmena. Ale rozumiem czemu
jest tak a nie inaczej i nie robie z tego zarzutu do filmu. Wydaje mi się zakończenie filmu koncertem Live Aid nie jest od tak
sobie, bez przyczyny. Wielu uważa że to był najlepszy występ na żywo tego zespołu. Poza tym prawdopdoobnie w 1987 roku
Freddie Mercury dowiaduje że ma AIDS, czyli 2 lata po tym koncercie. Od tego czasu zaczyna się fizycznie zmieniać. Ty chcesz zobaczyć człowieka na skraju śmierci, którego wyniszcza choroba. To nie jest sendo tego filmu, sendem tego filmu jest muzyka.
Ona była najważniejsza dla zespołu Queen, była dla Freddiego Mercury'ego i nadal jest dla jego fanów. Ten film to właśnie hołd.

''Mam wrażenie, że nie do końca wiedzieli o czym robią ten film - o Freddiem czy o Queen.''

Doskonale wiedzieli. O jednym i o drugim, o tym jest ta historia. Nie tylko przedstawiona w filmie ale w ogóle.

Nieobecność reżysera i niespójność wizji jak dla mnie niestety jest widoczna.

''Freddie Mercury zasługuje na coś znacznie LEPSZEGO, ten film nie oddaje jego fenomenu. Nie oddaje ani fenomenu Mercurego ani fenomenu Queen...''

Bo nie pokazuje tego na co niektórzy się napalili. Nie zaspokaja ich pożywką w formie - Z kim Freddie Mercury, kto Freddiego
Mercury'ego i... wreszcie wychudzony Freddie Mercury z mięsakami Kaposiego który próbuje je wypalać przygotowuje się do
nagrania kolejnego utworu czy teledysku. Sorry ale nie. Wystarczy mi These Are The Days Of Our Lives, które stanowi smutne
pożegnanie. I to dosłownie kiedy na zakończenie Freddie Mercury patrząc w kamere mówi - ''I still love you'' po czym po prostu
znika, wychodzi z kadru.

ocenił(a) film na 6
Rinzler

"Czyli np. pierwsza scena filmu, gdzie celowo nie widzimy twarzy głownego bohatera nie jest przejawem czyjejś wizji i pomysłu ? :)"

Ja nie oceniam pojedynczych scen, ja oceniam film.


"Przypuśćmy że gdzieś, w jakimś studiu nagraniowym ktoś odnajduje niepublikowane nigdy utwory Freddiego Mercury'ego i postanawia wydać. Podzielić się z nimi ze światem, z opinią publiczną. Czy to też jest odcinanie kuponów ? Bo idąc twoim tokiem rozumowania chyba tak :)"

Niepublikowane nigdy utwory to coś nowego, ten film nie powiedział praktycznie nic nowego ani o Queen ani nie dał nam poznać bliżej Freddiego.


"Ty chcesz zobaczyć człowieka na skraju śmierci, którego wyniszcza choroba."

To jak Freddie wyglądał każdy z nas wie, więc już to widziałam. Ja chciałam zobaczyć pracę zespołu przy powstaniu ostatniej historycznej płyty. Chciałam zobaczyć stan psychiczny tak wielkiego artysty w jego ostatnich dniach życia. Przecież ten film jest przedstawiany jako dramat, a głównym dramatem był tam homoseksualizm Freddiego. Dla mnie to jest fenomen i dla mnie to jest dramat, że w stanie zaawansowanej śmiertelnej choroby nagrywa do swoich ostatnich dni, a w filmie zostało to całkowicie przemilczane. Nawet na tej żenującej tabliczce nie było napisane, że Queen nagrał po Live Aid płytę. Nie, Live Aid i napis, że Freddie umarł w 1991. Czyli co? Wg. twórców nie zdarzyło się już potem nic wartego wspomnienia? Nie rozumiem jak można było pominąć OSTATNIĄ PŁYTĘ. Dla mnie to jest skandal.


". Sorry ale nie. Wystarczy mi These Are The Days Of Our Lives, które stanowi smutne pożegnanie. I to dosłownie kiedy na zakończenie Freddie Mercury patrząc w kamere mówi - ''I still love you'' po czym po prostu znika, wychodzi z kadru."

No widzisz, Tobie wystarczy, innym nie. Dla mnie pominięcie tych lat, intensywnej, ciężkiej pracy i choroby jest karygodne. Historia Queen to także historia o wytrwałości i odchodzeniu. Co do "These Are The Days Of Our Lives" to się zgadzam w 100% - również tak to interpretuję.

ocenił(a) film na 6
bielskaizabela

"Mało tego, sama choroba Mercury’ego jest w filmie o nim wydarzeniem epizodycznym. W jednej scenie Freddie leży osowiały na kanapie, w drugiej dwa razy kaszle, a w trzeciej idzie do lekarza. Straszliwej pandemii HIV/AIDS, która zbierała w USA w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku wielkie żniwo, i która zabiła młodego przecież i pełnego sił witalnych genialnego artystę (zmarł Mercury w wieku zaledwie czterdziestu pięciu lat), poświęcono w „Bohemian Rhapsody” może trzy minuty, a ostatnie lata życia muzyka są z filmu wstydliwie wycięte, co jest już po prostu zwyczajną zbrodnią."

https://www.vogue.pl/a/oddajcie-krolowej-to-co-krolewskie

ocenił(a) film na 9
bielskaizabela

''Ja nie oceniam pojedynczych scen, ja oceniam film.''

Ale na film, składają się pojedyńcze sceny

''ten film nie powiedział praktycznie nic nowego ani o Queen''

To zależy kim jesteś. Fanem czy Laikiem. Czy znasz już tych bohaterów i historie czy nie.

''Chciałam zobaczyć stan psychiczny tak wielkiego artysty w jego ostatnich dniach życia.''

A ja wręcz przeciwnie. Nie jest to uważam coś niezbędnego. Wystarczy mi sam fakt że pomimo bardzo słabego
stanu zdrowia potrafił jeszcze wydobyć z siebie odpowiednie dzwięki, a niektórzy twierdzą nawet że brzmiał on
najlepiej w tym okresie. Sorry śmierć otacza na zewszłąd, nie jest to coś fajnego, przyjemnego. I ciesze się że ten
film pokazuje Freddiego Mercury'ego silnego a nie słabego. Freddiego Mercury'ego który (jak to twierdziła sama
Mary Austin) nie siedzi schorowany w domu przed telewizorem, nie ogląda swoich starych wystąpień i nie mówi
- ''‘I pomyśleć że byłem kiedyś taki przystojny.'' Ja nie chce oglądac bohatera na skraju śmierci, który rozczula sie
nad sobą i rozpamiętuje przeszłość. Nie chce pamiętać, mieć w pamięci takiego Freddiego Mercury'ego ! Ichyba
oto też chodziło w filmie.

''Nie, Live Aid i napis, że Freddie umarł w 1991. Czyli co? Wg. twórców nie zdarzyło się już potem nic wartego wspomnienia?''

Jest informacja że powstała fundacja, która pomaga w walce z AIDS czy to się nie liczy ? Zresztą znów wracamy
do wizji, pomysłu na ten film i tego że wszystkiego nie da się zmieścić w dwugodzinnym filmie. Ja uważam że to
co pokazano i to gdzie się film kończy ma sens. Biorac pod uwagę że (zresztą w filmie mowa o tym) Bohemian Rhapsody jest puntem zero, to po Live Aid nic nie jest już takie same. Zachodzą zmiany, nieodwracalne zmiany...

''Dla mnie pominięcie tych lat, intensywnej, ciężkiej pracy i choroby jest karygodne.''

Niektórzy widać lubią kiedy na ekranie przesadnie epatuje się śmiercią. A to nie jest sendo filmu.

ocenił(a) film na 6
Rinzler

Dyskusja o tym czy oceniamy film czy pojedyncze sceny jest kuriozalna.


"To zależy kim jesteś. Fanem czy Laikiem. Czy znasz już tych bohaterów i historie czy nie."

Jeśli jesteś laikiem to JESZCZE GORZEJ, bo film opowie Ci rzekomo niesamowitą historię zespołu Queen, która nie jest przekoloryzowana, tylko zwyczajnie nieprawdziwa. To nie są drobne podkoloryzowania, tylko konkretne przekłamania.


"Sorry śmierć otacza na zewszłąd, nie jest to coś fajnego, przyjemnego. I ciesze się że ten film pokazuje Freddiego Mercury'ego silnego a nie słabego."

Tak, jest nieodłącznym elementem życia i czymś, do czego chyba wszyscy już przywykliśmy. Natomiast fala AIDS w latach 80tych to coś o czym warto mówić. Pogodzenie się z własną śmiercią czy śmiercią bliskich to coś, o czym warto mówić. Silnego? Chyba raczej zagubionego chłopca, który na nieszczęście okazał się homoseksualistą i tak zaczęły się jego wszystkie problemy. Silnego, błagającego zespół na kolanach, żeby zagrali koncert? To jest silny Freddie? Błagam.


"Ja nie chce oglądac bohatera na skraju śmierci, który rozczula sie nad sobą i rozpamiętuje przeszłość. Nie chce pamiętać, mieć w pamięci takiego Freddiego Mercury'ego ! "

Aha, czyli myślisz, że przy nagrywaniu Innuendo Freddie nic nie robił tylko rozczulał się nad swoją śmiercią? Na litość boską... To, że robił płytę umierając to fakt, to część dramatyzmu tej historii, to CZĘŚĆ JEGO FENOMENU i nie powinno zostać to przemilczane.


"Niektórzy widać lubią kiedy na ekranie przesadnie epatuje się śmiercią. A to nie jest sendo filmu."

Faktycznie, bo jak oglądam filmy, gdzie główny bohater jest chory na śmiertelną chorobę to najlepiej, żeby ten fakt dopowiedzieli, albo narzucili na niego białe prześcieradło, żeby nie EPATOWAŁ ŚMIERCIĄ. Śmierć jest nieodłączną częścią tej historii. Nieodłączną.

ocenił(a) film na 9
bielskaizabela

Nawet pojedyńcza scena może wpływać na odbiór całego filmu.

''Jeśli jesteś laikiem to JESZCZE GORZEJ, bo film opowie Ci rzekomo niesamowitą historię zespołu Queen, która nie jest przekoloryzowana, tylko zwyczajnie nieprawdziwa. To nie są drobne podkoloryzowania, tylko konkretne przekłamania.''

Zacytuje coś - '' Folks, just go see the movie. Forget the critics, forgive any chronological errors, forget Freddie wasn’t perfect like the rest of us. Close your eyes and hear Freddie and the boys in the music. Or keep your eyes open and you’ll see Freddie. All The actors did a such great job and by the end many will be teary eyed. Gone way too soon

ocenił(a) film na 8
bielskaizabela

Cieszę się, że nie jestem sam ! Już 4 moje wpisy o braku Innuendo ! To był olbrzymi błąd, że pominęli album, piosenki, a przede wszystkim tworzenie tego albumu przez chorego Frieddiego ! To przecież jest bardzo wzruszające i by naprawdę ludzi być może nie znających tego albumu i tego okresu życia Freddiego, rzuciło na kolana... Jak można było w TAKIM filmie tego nie pokazać ? Dla mnie to wielka zagadka !

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones