Mogę rozpisywać się na temat tego co mi w tym filmie nie pasowało. A nie pasowało dużo. Lecz moje serce fanki Queen płonie - i chyba o to chodziło. To nie jest bardzo dobry film. Ale ma momenty wybitne. Rami Malek nie dostanie Oscara. Lecz to nie jego wina, bo dał z siebie 200%. Pierwsza część filmu stanowi raczej karykaturalny skrótowiec. Wartość budują dopiero ostanie 3 kwadranse. A odtworzenie koncertu Live Aid to złoto!!!
Moim zdaniem w IMAXie dźwiękowo film się broni. Tylko tam otrzyma się to wrażenie, o które chodziło zapewne twórcom. Poza tym - zgoda.
Przy dolby atmos dzwięk jest naprawdę świetny i warto wybrać się do kina posiadającego ten systemem nagłośnienia. A film naprawdę dobry choć szkoda, że nie zaznaczono, jak trudno było zespołowi zaistnieć na runku muzycznym (nie licząc oporów producenta EMI, co do wydania jako singla, tytułowego Bohemian Rhapsody, co z resztą zostało przedstawione w dość żartobliwy sposób, zgodny [zaryzykuję] z konwencją całego filmu). Uwieńczenie seansu (po za "show must go on" już na czarnym ekranie) na Live Aid było świetnym krokiem, w końcu Freddie odszedł, gdy zespół Queen był ciągle w szczytowej formie.
Film mógł być lepszy, ja po cichu liczyłem na rzewną końcówkę, z ucharakteryzowanym(żeby zakryć chorobę) Freddym z "The Show Must Go On" w tle, już bez żadnych dialogów, tylko zbliżenia na artystę rozdartego pomiędzy atawistycznym lękiem, a radością czerpaną z chwil, które mu zostały...Coś w tym stylu - http://www.youtube.com/watch?v=BTPrDS-B7tY.
Rami naprawdę błyszczy w tej roli. Mam nadzieję, że film otworzy mu drogę do dalszego rozwoju. :D Koleś jest po prostu świetny!! Zapraszam też na moją pełną recenzję - https://www.youtube.com/watch?v=Anr3rUB233M
Wiele ze scen "Bohemian..." zasługuje na najwyższe uznanie. Począwszy od trasy koncertowej po USA, przez trans-trasę do klubów gejowskich, konferencję prasową, po Live Aid nakręcone przez Singera jak walka X-Men z Magneto, bezkompromisowo, w sposób epicki, bez skrótów i co najważniejsze, bez hagiografii: Mercury wychodzi na scenę i wita go transparent... "WE LOVE U2".
Czas Queen minął. Przestali być modni. Teraz jest Madonna. Freddie nie mógł się na to zgodzić i dosłownie wyrwał ten koncert innym z rąk. Jego była palma pierwszeństwa. Scena, w której w oczach Mercurego odbija się zgromadzona na Wembley publiczność może śmiało uchodzić za najbardziej filmową scenę roku.
OCZY SĄ!
Mohanka, bardzo ciekawe zdjecie profilowe. Nie stac cie na nic bardziej oryginalnego? Dlaczego nikt w tych pompatycznych recenzjach ani w komentarzach nie wspomina o pedofilskich imprezach organizowanych przez rezysera tego filmu? Oraz o wszystkich silach sprawczych w Stanach pozwalajacych ludziom tego typu kontynuowanie karier 'wybitnych artystow'? Hmmmm?
Zgadzam się z tym co napisałaś. Zastanawia mnie tylko po co tak pieczołowicie odtworzono Live Aid? Przecież można to obejrzeć w oryginale. Moim zdaniem jedna z lepszych części filmu jest po prostu zbędna.
Moim zdaniem właśnie tą pieczołowitością w odtworzeniu Live Aid twórcy nadrabiają duże braki i nieścisłości scenariuszowe. Zabieg z pełną premedytacją. Najwięksi fani Queen, którzy znają ów koncert w szczegółach co do najmniejszego gestu, z pewnością śledzili te sceny z uwagą.
Jednak dostał Oscara, przyznaję, że nawet obstawiłem jego wygraną, zresztą zaraz po seansie napisałem notkę, że już całkowicie przestanę wierzyć w Oscary jeśli Malek go nie dostanie.
Dokładnie! Bardzo się cieszę. Nigdy nikomu nie życzyłam wygranej tak bardzo, jak właśnie jemu. Pomyślcie, ile musiał z siebie dać, żeby tak wspaniale zagrać. Te wszystkie kroki sceniczne, to po prostu mistrzostwo świata, moim zdaniem. To wspaniałe, że został doceniony. Całkowicie zasłużony Oscar.