Film otwiera jakże udana scena wejścia na koncert na Wembley, niestety film też na owym koncercie się kończy.
Główny aktor wygląda jakby przez miesiąc musiał jeść tylko płatki owsiane w tej protezie. Ruchy Merkurego przerysowane i na wyrost. Miała wyjść rewelacja, a wyszła twoja twarz brzmi znajomo. Aktor grający May'a jest dużo bliższy swemu odpowiednikowi.
Wiele z życia zespołu zostało pominięte, wiele zbyt ugrzecznione.
Broni się muzyka, ale i ona zbytnio wiele pracy nie miała, wystarczy że była i nadawała tempo rozrywce.
Pozostał niedosyt i to dość spory, oglądając (a nawet produkując) ten film czuję się jakbym jadł ciasto drożdżowe bez kruszonki na wierzchu. Może piec w ten sposób, ale po co.