Słaba argumentacja, że mam czytać o filmie (zwłaszcza o tak prostym- nie jest to adaptacja Prousta), by zmienić moje wrażenie. Nie wiem kiedy jaka scena była kręcona (i średnio mnie to interesuje), mówię o odczuciu jaki pozostawił po mnie ten słabiutki film. Oczywiście też mogę użyć tego argumentu, ze gdybyś poczytał o Queen, obejrzał parę dokumentów i wywiadów, wiedziałbyś że ten film to taka popkulturowa, grzeczna i płytka szmira. Tyle, ze takie przepychanki nie mają sensu. Według ciebie to arcydzieło, według mnie antydzieło. Szanuję twoją opinię, ale mojej nie zmienię, mimo że nie wiem kiedy były kręcone poszczególne sceny. POZDRAWIAM

Może i magia, ale szkoda że nieprawdziwa. Freddie nigdy nie odszedł z zespołu; przed Live Aid nie musieli się zgrywać. Manager gej nie był powodem odsunięcia się od zespołu bo takiego odsunięcia nie było. Ten film to jedna wielka mistyfikacja historii zespołu Queen i będzie ją pogłębiać ponieważ ludzie więcej wiedzy czerpią z popkultury niż z rzetelnych źródeł.

Magia to głos Frediego i muzyka reszty Queen szkoda że tego nie ogarniasz pozdrawiam

Ten film to lipa ,tak samo jak ten Malek

Z tego co mi wiadomo to nie jest film dokumentalny.

Brawo za ten komentarz miałem to samo napisać ale zostałem wyręczony hehe. Dodam że zespół w 85' był w trasie koncertowej (lub jej końcu) po płycie The Works z 84`a w 86' wychodzi kolejny album A Kind of Magic i pamiętne Live at Wembley. I najlepsze z tym tracę niem głosu przez Ferdka to już pojechali ostro.

Co za debile hahaha

Tylko muzyka w tym filmie jest świetna, ale to zasługa Queen i większość przez ten pryzmat ocenia film, a sam film to po prostu porażka bo prawdy o prawdziwym życiu zespołu i solisty tam jest bardzo niewiele. By zakwalifikować film na "od 13 lat" bo szersza widownia i większa kasa pozbawiono fabułę o to szaleństwo Freddiego, uładzono konflikty. Żal bo powstała tylko laurka dla muzyki.Wspaniałej i niepowtarzalnej.Ale zbrakło tła i prawdy.

Podobnie było z "Jesteś Bogiem", był potencjał ale został zmarnowany...

I nie dziwię się że czekają bo uciło jakimś sposobem najciekawszy okres dla zespołu w 3zdjęciach i utworem Show must go on odegranym na napisach jestem zdegustowany skoro film opowiada o singlu który jest 2 razy za długi to dlaczego film też nie mógł bycr trochę za długi brak konsekwencji

Wszyscy chyba czekali, że jednak film się nie skończy i pokarzą jak Freddie ostatkiem sił robił "Innuendo"... Olbrzymi błąd, że całkowicie pominęli tak wielki album, a przede wszystkim okres życia Freddiego gdzie ostatkiem sił dla fanów i muzyki tworzył to arcydzieło !

Nic dodać nic ująć. Album Innuendo to mistrzostwo i jak dla mnie taki powinien być finał jeśli chodzi o film a nie jakieś debilne wyciskanie z widzą łez z ostatnich 15min filmu które jest totalnie nie prawdziwe

Przepraszam za błąd ortograficzny jaki popełniłem 3 lata temu: pokażą oczywiście miało być. :) Co do Twojego komentarza wciąż czekam na cz. 2 bo tylko wtedy ten film miałby sens. Ale chyba się nie zanosi. Po prostu z niewiadomych mi przyczyn nie pokazano Frieddiego wtedy kiedy wzniósł się na wyżyny walki z bólem i własnymi organizmem i stworzył jeden z najpiękniejszych albumów w historii muzyki. Taki przekaz trafiłby również do osób zupełnie nie związanych z Quenn lub muzyką w ogóle. Bo to byłaby opowieść o człowieku, który na początku popełniał błędy, ale potem się całkowicie zmienił i zrobił coś wielkiego dla wszystkich. Wielka, wielka szkoda... Bardziej kompletny był film o Eltonie Johnie.

dajesz 10 dla filmu, czy 10 dla muzyki queen?

Świetna muzyka w filmie, oczywiście nie wymaga komentarza skoro to o Freddim. Warto a nawet trzeba obejrzeć.

I zaśpiewał i to nie raz np na płycie A Kind of Magic i całej trasie koncertowej rok później z czego mamy live at Wembley.(a do tego były jeszcze dwie płyty) Dla mnie debilizm i jakieś dziwne historie zespołu itd nie wiem dlaczego tak to zostało zrobione to jakaś profanacja. Dla fanów będzie raczej groteską ten film a szkoda.Moja ocena jedynie za muzykę w filmie (oczywista oczywistość) i pkt za aktora do roli Johna :) (młody Deacon jak nic)