Sztandarowa pozycja Lyncha, perwersyjny kryminał i ciemna karykatura amerykańskiej prowincji, dwa przeciwne oblicza życia miasteczka, w porównaniu z następnymi filmami Davida, ten jest logiczny i wytłumaczalny, co nie jest zarzutem. Ogólnie jednak nie porywa, zbyt papierowa sztuczność klimatu, chociaż film ma to" coś", co jakoś przyciąga widza, zawiera nadal jakąś nutę magnetyzmu w niektórych scenach, grę aktorów godną uwagi, ale Maclachlan nieco irytujący podobnie jak Dern mimo, że ich postacie miały być zaprzeczeniem ról Hoppera i Rossellini. Hopper wiadomo, czad! klasyk ekranowego czarnego charakteru, bad guy pierwsza klasa. Wniósł do tego filmu najwięcej. "Blue Velvet" pozostanie klasykiem Lyncha, jednak mocno się postarzał i nie do końca przekonuje jako całokształt.
Ja ogladałem po raz pierwszy tydzień temu i jestem zachwycony, najlepszy film Lyncha jaki oglądałem (zagubiona autostrada jest średnia, a mulholand drive jest nieco gorsze od blue velvet).
Klimacik tej produkcji jest mega, wciąga od początku do końca