PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=594993}
5,1 15
ocen
5,1 10 1 15

Bikini Frankenstein
powrót do forum filmu Bikini Frankenstein

"Wojna nigdy się nie zmienia" mówił Ron Perlman w intro do gry Fallout. Podobnie ma się sytuacja z produkcjami Nicholasa Mediny, do których to mam słabość. Jeśli film ma w tytule słowo "bikini' i jest od 18 lat można mieć niemal 100% pewność, że wyszedł spod ręki Freda Olen Ray'a. Tym razem jak sugeruje tytuł mamy mieć do czynienia z połączeniem kina erotycznego i horroru. Doktor Frankenstein jest wykładowcą na amerykańskiej uczelni. Szybko jednak traci stanowisko, po tym jak zostaje przyłapany na stosunku z córką rektora. Nasz doktor udaje się do Transylwanii by rozpocząć badania nad wskrzeszaniem ludzi, aby tworzyć z nich niewolników i zaimponować znajomym z Ameryki. Stosunek (tak wiem) scen softporn do grozy jest niewspółmierny, wręcz skandaliczny. Grozy jest tu mniej niż w Domisiach, tak naprawdę jest jej całkowity brak natomiast aktów miłości cielesnej mamy pod dostatkiem i zgodnie ze schematem kina softporn występują one co drugą scenę. Fabuła jest tu tylko jakkolwiek zaznaczona, niewiele jest też odniesień do ekranizacji Frankensteina, a sceny erotyczne są bardzo swobodnie wplątane w oś fabularną. Sceny softporn są wykonane bardzo klasycznie, wystarczy obejrzeć jeden film Mediny by wiedzieć jak będą wyglądały inne. Medina (Olen Ray) wykorzystuje ruch kamery, zbliżenia, cięcia, częste zmiany pozycji czy kombinacji partnerów przez co fragmenty miękkiego porno nie męczą tak szybko. Te jednak można by przeklejać swobodnie z jednego obrazu do drugiego a widz i tak nie zwróciłby uwagi. Jak już pisałem dodatki do scen softporn w postaci grozy czy nawiązań są znikome natomiast film rekompensuje to sobie humorem, zarówno tym przewidzianym jak i nieprzewidzianym przez twórców. Olen Ray ma dystans do swoich produkcji i ubiera je (to zupełnie odwrotnie do aktorek) w duży nawias. Obraz już przez sam tytuł jest parodią filmów o Frankensteinie i jego Monstrum ale humor w filmie wynika raczej z sytuacji bohaterów niż nawiązań do oryginału. Olen Ray przygotował momenty do zaśmiania się (z których to korzystałem) ale też często uśmiechałem się do siebie z pewnej nieporadności twórców. Już w pierwszej scenie seksu moment w którym studentka ściska gumowy mózg leżący na biurku spowodował, że parsknąłem śmiechem, ale także nieskrępowaną radość powodował u mnie akcent Ingrid (granej przez Brandin Rackley) a także akrobacje aktorskie obsady, w tym Frankie Cullen'a który zagrał gorzej od Tommiego Wiseau. Minusem jest tutaj muzyka, która była mało wyrazista i mało żywiołowa co odbijało się na scenach erotycznych, które nie miały interesującej oprawy dźwiękowej (i nie mówię to o jękach). Film należy traktować jako erotyczną parodię przygód Frankensteina, a nie jako miks kina grozy i erotyki. Świetny rubaszny humor, dobrze zrealizowane sceny softporn i złe aktorstwo sprawiły, że podczas seansu bawiłem się dobrze a jeśli ktoś oczekuje grozy i seksu niech lepiej sięgnie po Erotic Rites of Frankenstein Jesusa Franco.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones