Początkowo sądziłem, że film ten nie będzie przedstawiał wartości wiele większej, niż anegdotyczna. Że to takie poszukiwanie sensacji sprzed lat w śmiałej wyprawie Johna Hustona i jego ekipy w głąb afrykańskiego buszu, w celu nakręcenia oscarowej "Afrykańskiej Królowej". Szybko jednak zrezygnowałem z poszukiwania związków z prawdziwą historią, bo "Biały myśliwy, czarne serce" okazał się filmem bardzo dobrze zrealizowanym, mającym coś ważnego do powiedzenia.
To opowieść o ciężkim, twardym facecie, który nie może znaleźć sobie miejsca w otaczającym go świecie blichtru, snobizmu, podłości i zakłamania. Johna Wilsona, czyli Johna Hustona (Eastwood) coś wewnętrznie pali i aby zaspokoić ten ogień jest gotów na wszystko. Do Afryki jedzie nie po to, by nakręcić film i chyba nie po to, by ustrzelić słonia, ale raczej w poszukiwaniu zatracenia i śmierci. Nieważne kto i co przy tym ucierpi... Ten romantyczny egoizm, satanizm i autodestrukcjonizm ma swoje korzenie w "Moby Dicku" Melville'a (którego reżyserował John Huston!) i w "Jądrze ciemności" Conrada (które rozgrywa się w tym samym miejscu, co film!).
Jeszcze ciekawsze jest jednak to, jak postawa Wilsona załamuje się pod wpływem okoliczności, w jaki sposób i dlaczego ten twardy facet zaczyna przegrywać.
"Biały myśliwy, czarne serce" okazał się jednym z najambitniejszych i zarazem najbardziej udanych osiągnięć Eastwooda. Moim zdaniem w niczym nie ustępuje wspaniałemu "Bez przebaczenia". Sprawnie wyreżyserowany (znakomite sceny w afrykańskim hotelu), odpowiednio malowniczy wizualnie, pozwolił Clintowi dodać świetną, wielowymiarową kreację do galerii swoich twardych, męskich ról.
Szczerze polecam.
Bardzo fajnie napisane, nie do końca zgadzam się z tym, że Wilson przegrywa.
Co do inspiracji to nie można zapomnieć o Hemingwayu.
Dla mnie ten film to rewelka, a jak ktoś pisze, że nie o czym jest to sam sobie wystawia świadectwo.... i tyle, chcociaż miałem ochotę polecieć inwektywami, a tu współczuć należy.