Film opowiada pozornie prostą historię o śmierci bliskiej osoby i radzeniu sobie z jej odejściem. Natomiast to, jaką emocjonalną "bombę" otrzymujemy zasługuje na uznanie. Poprzez całą gamę uczuć głównego bohatera - od bólu rozdzierającego go od środka po wybuchającą przemoc, która pozwala uwolnić stłumiony gniew, aby w końcu pozwolić na przeżywanie prawdziwego żalu za utraconą miłością. Jedną z najpiękniejszych i cudownie symbolicznych scen jest "droga kamienia" - ci, co widzieli, będą wiedzieć o co chodzi. Nie brakuje też lekko humorystycznych dialogów i scen. Przepiękne zdjęcia, pomysłowy sposób, w jaki reżyser sugeruje upływ czasu, powtarzając wielokrotnie prawie te same obrazy remontowanego domu w różnych porach roku. I gra aktorska - jest na co popatrzeć.
I tylko jedno pytanie: gdzie są i monitory i kto je ogląda?
Ha, ha. Bardzo trafne pytanie. Sama nie wiem, co w lipcu sobie myślałam. Faktycznie jakieś bzdurne zdanie.
Racjonalizując, stwierdziłam, że są to monitory na posterunku policji. Pytanie tylko, czy te ujęcia dróg i bezdroży(?) technicznie mogły zostać zarejestrowane...? Może to z jednej strony odniesienie do policjanta, który jest na tropie sprawy z przeszłości, poszukuje samego siebie, dociera do swojej emocjonalności; a jednocześnie motyw autotematyczny w stylu „Ukrytych” Hanekego czy podrzucanych kaset w „Zagubionej autostradzie” Lyncha.
Większość dróg na Islandii jest monitorowana, a podglądy z kamer są dostępne w Internecie :) Głównie chodzi o możliwość sprawdzenia kondycji i przejezdności trasy, bo tam pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie.
scena z kamieniem była wspaniała, mnie rozłożył na łopatki telewizyjny program dla dzieci. To był bardzo dobry film, im więcej o nim myślę, tym bardziej mi się podoba.
Pięknie napisane. Nic dodać, nic ująć. Pozorny spokój, który ciągnie się przez połowę, a może nawet większość filmu. Piękne pejzaże, kilkuminutowe początkowe kadry - budowany dom, pomimo zmieniającej się pogody idzie w góre, a jednak... Świetnie wkomponowany dialog odnośnie Schumana i Brahmsa, na tle zdrady (nota bene piękna muzyka w filmie). Straszne, cmentarne, skandynawskie bajki na dobranoc dla dziecka przed snem, które słyszy jez ust dziadka. A potem śpi. Poezja. Fabuła? Jest łatwa do przewidzenia. Odkrycie zdrady po śmierci żony, które wiadomo, do czego zmierza. A jednak reżyser skupia się na detalach - liczne kamienie, leżący but, wspomniane pejzaże, czy skąpe, a jakże ważne dialogi. Buduje mniejsze emocje, które urastają do tych największych. I film jako końcowy efekt do mnie trafia. Nie sposób nie utożsamiać się z bohaterem. Poczuć jego empatię, złość, żal, miłość do najbliższych, gniew, jako prawo terapeutyczne policjanta, do wyrównania rachunków w sposób daleki od prawa czy poprawnie, grzecznie prowadzonej terapii. (To my przenikamy do motywów postepowania i rozumiemy bohatera - nie terapeuta).Wygrywa dojrzałość emocjonalna, którą od początku wykazuje dziecko i miotany emocjami bohater (Swoiste braterstwo krwi - scena podania ręki we krwi w samochodzie). Końcowa scena w tunela - Zabawa emocjami w gniew. Też coś pięknego. Więź. Zrozumienie. Miała być nota 7, będzie 8.
A właśnie. Jak mówi jedna z prawd psychologicznych. |Jeśli chcesz wiedzieć kim jesteś (bohater sobie stawia to pytanie na początku), musisz mieć choć jedną osobę, która wie doskonale kim jesteś. Nie mam tu na myśli Boga. Ale bardziej przyziemnego, człowieka. Tą osobą jest właśnie ta dziewczynka.
Do tego myślę też skłaniał się mój pierwszy komentarz. Ale żeby było jaśniej. To wspominam i o tym.