Wydaje mi się, że to kwestia konwencji, którą ja osobiście kupuję. To jest parodia filmów o Bondzie i szydera z "posh" Anglików, sztucznych, nadętych, stosujących trudne wyrazy, których znaczenia sami nie znają. Film może trochę głupawy, chwilami żenuje, ale wystarczy podejść do tego na totalnym luzie i wtedy można nawet się pośmiać. Nie jest to blockbuster tylko typowa amerykańska komedia. Aktorsko wszyscy sobie świetnie poradzili, postacie są narysowane grubą kreską a tytułowy Mortdecai totalnie przegięty. Nie widzę tutaj Sparrowa tylko podstarzałego już Deppa, co mnie trochę martwi, bo nie wygląda już świeżo.