Skusiłem się na ten film gdyż Feng Xiagoang reżyserował jeden, z moim zdaniem najlepszych
filmów wojennych ostatnich lat. Wczoraj wieczorem spodziewałem się nokautu, a niestety ledwie
dobrnąłem do końca. Większość z ostatnich produkcji chińskiego przemysłu filmowego czymś
mnie oczarowywała, zaskoczyła - wynika to przede wszystkim z radykalnej odmienności od
zmęczonego sobą Hollywood. Były cudowne scenografie, kilka ciekawych motywów w
scenariuszu, typowy już dla chińskiego kina rozmach, który nie przerodził się w żadnej chwili w
megalomanię i kicz. To są wielkie atuty.
Okropnie nużyła mnie za to fabuła. Okropnie. Śledzenie historii kolejnego książątka które walczy
o tron, w której mniej więcej wiadomo jakie będzie zakończenie. Po prostu miałka
charakteryzacja, lipny scenariusz. Flaki z olejem w pięknym złotym garnku.
Jak ktoś się jara kulturą Chin etc - pewnie będzie tryskał smakiem owocowym. Ja odpadam.
Ello.