Czy tylko ja zauważyłem, że film bardzo mocno inspiruje się "Człowiekiem z Blizną" De Palmy? Nie chodzi mi nawet o sam schemat "od biednego imigranta do wielkiego gangstera", bo tutaj filmy prowadzone są zupełnie innymi ścieżkami. Mam jednak na myśli wygląd scen z muzyką, dużo ciszy i pojedyncze sample, które dodają dramaturgi dokładnie tak samo jak w dziele z '83.
Małe słówko do osób narzekających na "strzelaniny nie trzymające się kupy". Prawda jest taka, że kubańczycy, kolumbijczycy czy własnie jamajczycy, w tamtych czasach byli strasznymi zabijakami. Nie tworzyli oni wielkich syndykatów jak Lucky Luciano, tylko montowali najlepsze radio w jakimś starszym aucie i wozili się z bronią. Byli bardzo porywczy i najczęściej wykorzystywano ich właśnie jako mięso armatnie. Czy nie było konsekwencji ze strony policji? Jasne, że były, ale tamte lata, to czasy świetności kokainy w Miami. Służby starały się ograniczyć dopływ narkotyków jak tylko mogły, ale niestety prawie zawsze były kilka kroków za "bandziorami".
No i już z takich kwestii mniej "historycznych", to wprowadzanie do filmu wątku policji bardzo spowolniłoby akcję i zniszczyło klimat.