...tylko zupełnie nowa historia. I wcale nie przeszkadza mi Ada, stado różnorodnych dzieciaków, nawet ten Nowy Jork - to wszystko tak bardzo nie razi przy czymś innym.
Jak to się stało, jak to mogło się stać, że z pana Kleksa - nomen omen - profesora, człowieka, który niegdyś - choć fruwał sobie wśród kwiatów, wjeżdżał po poręczy na piętro Akademii - budził niesamowity szacunek w swoich uczniach - zrobiono pajaca, komedianta, kogoś, kto nie jest w stanie działać, za kogo dziecko musi podejmować decyzje? Uważam, że pan Kot zrobił dobrą robotę - odegrał tę rolę tak, jak nakazywał mu scenariusz, reżyser czy kto tam jeszcze - nie wiem. Ale nie tak to powinno wyglądać.
Podobne wrażenia - z P. Kleksa zrobiono błazna. Najsłabszy w Panu Kleksie jest sam Pan Kleks - reszta super.
Dokładnie tak, z Pana Kleksa zrobiono pierdołę, ale z Mateusza również, ten żenujący monolog o sraniu... No i mało akademii w akademii. Za dużo przemocy, za mało zabawy.
Gdyby bohaterka nowej wersji nazywała się np. Małgosia Biedrzycka, to uwierz mi, nikt by się z tego filmu nie nabijał. Ale skoro reżyser zamiast dobrego filmu, zrobił zwykły "feminatyw", to reakcje na film są, jakie są a ludzie słusznie pukają się w czoło. Byłoby dziwne,m gdyby się z tego nie naśmiewali.
Ale... powinniśmy się cieszyć, bo to oznaka jeszcze jakiejś względnej normalności. Choć obawiam się - patrząc na to, co się dzieje - że już wkrótce będziemy mieli "Kopernik była kobietą". Poprawny politycznie świat jest już blisko dokonania tego. Smutne jest to, ze wkrótce nie będzie już komu pukać się w czoło na widok takich rzeczy...