CB jest bardziej Bondowski niż sam Bond.
Pomijając teledyskowość, zamierzoną momentami kiczowatość, skróty fabularne i irytujący wyraz twarzy aktora odgrywającego tytułowego bohatera, jest całkiem lekkostrawnie i przyzwoicie. Bo kiedy Bond jest już nadymaną karykaturą samą siebie, Cody Banks pokazuje, że można taką produkcją się lekko uśmiechnąć się do widza i wcale nie udaje czegoś czym (kim) nie jest.
Ps. Przesłanie finałowe i odbiór nagrody od CIA - chyba nie mogli wymyslić niczego bardziej pustego.
No ale czy zakończenia Bonda są inne?...
W sam raz dla niewymagającej młodzieży.
5/10