Guy Hamilton wprowadzając nowego odtwórce roli Bonda stworzył wyśmienity mix elementów charakterystycznych dla poprzednich część. Akcja "Żyj i pozwól umrzeć" podobnie jak pierwszego filmu o przygodach agenta 007 dzieje się na Karaibach, jest nawet czarny kapitan łodzi. Z "Pozdrowień z Rosji" zaczerpnięto scenę z pociągiem. Natomiast z "Goldfinger" całą strukturę filmu. Bond otrzymuje zadanie, które prowadzi do starcia z Kanangą jego charakterystycznym ochroniarzem. Po drodze 007 przeciągnie na swoją stronę seksowną panią ze świty antagonisty. Do tej mieszanki Hamilton dodał kilka świeżych elementów, które okazały się strzałami w dziesiątkę. Zatrudnienie Rogera Moore sprawiło że Bond stał się zabawniejszy. Podobnie Cliftona Jamesa, który spodobał się na tyle, że pojawił się w kolejnej części. Urozmaicone zostały również sceny akcji. Poza typowym dla serii pościgiem samochodowym pojawia się pościg motorówek, który będzie powtarzany w kolejnych częściach. Jest scena z krokodylami. Podsumowując "Żyj i pozwól umrzeć" jako film sensacyjny sprawdza się wyśmienicie. Sceny akcji wciąż nie rażą myszką, jest kilka niezłych zwrotów akcji, a aktorzy grają całkiem nieźle. Słowem świetny akcyjniak na wieczór po pracy.