84letni Herschell Gordon Lewis to obok Eda Wooda z cala pewnoscia najgorszy rezyser swiata.
A takze postac kultowa, jego filmy ciesza sie wciaz nieslabnacym zainteresowaniem (oczywiscie w kregach milosnikow horrorow i kina klasy B). Takie tytuly jak "Gore Gore Girls", "Wizard of Gore", "She-Devils on Wheels", "Color Me Blood Red", "2000 Maniacs" i oczywiscie pierwszy "Blood Feast" to absolutna klasyka! Pokazywane w latach 1960-70 glownie w kinach samochodowych na podwojnych seansach, by pozniej ulec zapomnieniu, z ktorego w polowie lat 80tych wydobyl je krol zlego smaku John Waters (zreszta pojawia sie w tym filmie w roli pastora :)
Rezyser po 30 latach przerwy z pomoca przyjaciol zrealizowal sequel swojego najwiekszego przeboju. Patrzac na dekoracje, sluchajac dialogow, o grze aktorskiej nie wspominajac - sporo osob wyrzuciloby to DZIELO do kosza, jeszcze spluwajac ;) A mimo to, laczac to wszystko do kupy powstal niezly, krwawy i zabawny film. Bo jak mozna sie nie smiac z glownego bohatera ktory ma przygotowac jedzenie na weselna uczte, ktorego i tak prawie nikt nie tknie, bo wiekszosc gosci znajduje sie w garnkach czy na patelni? Wprawdzie prowadzi sledztwo dwoch policjantow (rewelacyjny zwlaszcza zarlok, wpieprzajacy co sie da i kiedy sie da... nawet wtedy gdy jego partner rzyga przy zwlokach) ale nie dosc rozgarnietych by powiazac znikniecia mlodych dziewczat ze sprawa sprzed 30lat kiedy skladano krwawe ofiary pewnej bogini.