jestem pod ogromnym wrazeniem tego filmu ktory mowil nam nie o polityce cierpieniu ale sile milosci, marzeniu, samoakceptacji i odwadze..."kitty" moglo by sie wydawac ze naiwny transeksualista...tak naprawde staral sie zyc normalnie mimo tego ze zdawal sobie sprawe ze jest inny...wykazal sie duza odwaga w swoim zyciu..po wielu probach odnalezienia prawdziwej milosci okazalo sie ze to ona znalazla jego(ojciec-ksiadz i przyjaciolka z dziecinstwa)piekna historia ktora dlugo jeszcze bede wspominac z usmiechem na twarzy...