Pierwsze około pół godziny filmu to opowieść o łowcy Klausie Naginskym (Kinski), który chciał ustrzelić czarną panterę, która zabiła jego żonę. Afrykańskie klimaty przypominały Cobra Verde, ładne ujęcia ogromnych wodospadów, bardzo wyrazista postać Kinskiego. Pozostała ok. godzina filmu to Keitel, pałętający się po biegunie północnym w poszukiwaniu łowcy fok. Tam zaprzyjaźnia się z eskimosami, którzy pomagają mu przetrwać na mrozie. Film po zmianie lokalizacji traci pod każdym względem, sporo przeciąganych scen, nie posiadających klimatu. Keitel wygląda jakby grał od niechcenia, jakby chciał, żeby kręcenie tego filmu już się skończyło. Kinski jest znany z robienia ciągłych problemów podczas kręcenia filmu, "Łowcy" sprawiają takie właśnie wrażenie. Film wygląda jakby nagle został zerwany, jak się można domyślać, przez Kinskiego, a Keitel wybrany w zastępstwie musi odegrać rolę i wracać do domu. Muzyka chwilami fajna, chwilami nie. Wątki łowców łączą się tak, że Kinski zostaje wysłany na biegun płn. w celu dorwania łowcy fok, lecz przez brak jakichkolwiek wieści od łowcy, zostaje wysłany następny, którego gra Keitel. Film polecić mogę fanom Kinskiego.