Relacja

38. WFF: Recenzujemy "Pocałunek" Billego Augusta i "To, co pozostało" ze Stellanem Skarsgårdem

autor: /
https://www.filmweb.pl/article/38+WFF.+Recenzujemy+%22Poca%C5%82unek%22+Billego+Augusta+i+%22To%2C+co+pozosta%C5%82o%22+ze+Stellanem+Skarsg%C3%A5rdem-148071
38. WFF: Recenzujemy "Pocałunek" Billego Augusta i "To, co pozostało" ze Stellanem Skarsgårdem
Trwa 38. edycja Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Marcin Pietrzyk wybrał się na duński melodramat "Pocałunek", czyli adaptację powieści Stefana Zweiga w reżyserii Billego Augusta, oraz "To, co pozostało" – mroczny thriller psychologiczny ze Stellanem Skarsgårdem i Andreą Riseborough w rolach głównych. Czy warto je obejrzeć? Tego dowiecie się z naszych recenzji. 

"Magia klasyki". Recenzja filmu "Pocałunek" (reż. Bille August)


Kino kostiumowe przechodzi ostatnio swój renesans. Za sprawą filmów "Emma." i "Faworyta" oraz seriali "Bridgertonowie", "Wielka" czy "Dickinson" twórcy udowadniają, że nie jest to kino naszych przodków, że może rezonować z odmienną wrażliwością współczesnego widza. Weteran Bille August podpina się pod tę "nową" modę, ale zrezygnował z formalnej nowoczesności. Duński reżyser postanowił pokazać, że klasyczny melodramat jest niczym dobrze skrojony garnitur – nigdy nie wyjdzie z mody.

Punktem wyjścia dla "Pocałunku" jest opublikowana ponad 80 lat temu powieść Stefana Zweiga, która w Polsce wydana została pod tytułem "Niecierpliwość serca". August zachował czas akcji oryginału, ale przeniósł miejsce z austro-węgierskiego cesarstwa do Danii. Jest rok 1914. Europa szykuje się do wojny. Bohaterem jest Anton, podoficer kawalerii. Dla mężczyzny obecność w tej prestiżowej jednostce jest niezwykle ważna. Jego matka zhańbiła bowiem nazwisko rodowe, kiedy popełniła mezalians i wyszła za mąż za mężczyznę niższego statku. Co gorsza, nie zyskała nawet miłości, ponieważ ukochany koniec końców ją porzucił. By trafić do kawalerii, Anton musiał prosić o pomoc finansową swoją ciotkę. Wie, że patent oficerski będzie oznaczał oczyszczenie rodzinnego nazwiska.
  
I wtedy pojawia się ona – Edith von Løvenskjold. To córka nieprzyzwoicie bogatego barona. Kobieta jednak przykuta jest do wózka. Została sparaliżowana w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Kiedy Anton spotyka ją po raz pierwszy, nie wie o tym i nieopacznie poprosi ją do tańca. Wstyd i litość, a także zainteresowanie jej kuzynką, sprawią, że mężczyzna zacznie być częstym gościem von Løvenskjoldów, zabawiając Edith, przez co stanie się ofiarą żartów towarzyszy broni, którzy postrzegają związek z kaleką jako hańbę dla oficera. Czy Anton, który na własnej skórze doświadczył ostracyzmu społecznego, może zaoferować zakochanej w nim kobiecie coś więcej niż litość?
  
"Niecierpliwość serca" Zweiga to ciekawy przypadek. Z jednej strony kusi filmowców uniwersalizmem swojej historii. Z drugiej powstałe na bazie powieści produkcje często odbiegają od austriackiego oryginału. Rosyjski serial "Lyubov za lyubov" przepisał zakończenie. Zaś Wes Anderson jedynie luźno inspirował się powieścią, kiedy tworzył "Grand Budapest Hotel". Na tym tle adaptacja Augusta może się jawić jako niezwykle konserwatywna. Jednak puryści będą cierpieć, widząc zmiany dokonane w opowieści.
  
Reżyser "Pocałunku" jest bowiem dużo mniej surowy wobec swoich bohaterów. W jego filmie litość w połączeniu z moralnym tchórzostwem jest jedynie symptomem szerszego problemu. Anton jest tu w takim samym stopniu ofiarą okoliczności co Edith. Jest jednostką pozbawioną wolności samostanowienia. Jego postępowanie wyznaczane jest przez surowe zasady społeczne. Mężczyzna jest do tego stopnia ofiarą terroru oczekiwań, że nawet przed samym sobą nie jest w stanie przyznać, jaki w rzeczywistości charakter mają jego uczucia wobec Edith. Takie odczytanie oryginału sprawia, że "Pocałunek" jest opowieścią jednocześnie bardziej optymistyczną i tragiczniejszą w swej wymowie. August pozostawia bowiem miejsce dla prawdziwej miłości, ale nie zmienia zaistniałych wydarzeń.

Całą recenzję Marcina Pietrzyka możecie przeczytać TUTAJ.

"Kłamstwo ma długie nogi". Recenzja filmu "To, co pozostało" (reż. Ran Huang)




Są takie rzeczy na tym świecie, które nie śniły się filozofom. A najwspanialszą i najniezwyklejszą z nich jest ludzki umysł. Nie ma chyba rzeczy, która byłaby bardziej krucha. Zranić go, zmiażdżyć i roztrzaskać na drobne kawałki jest bowiem bardzo łatwo. Wystarczy do tego tylko inny człowiek o już zmasakrowanym umyśle. Zarazem jednak nie ma na świecie rzeczy o większej możliwości przetrwania. To, do czego jest zdolny ludzki umysł w obliczu realnego lub urojonego zagrożenia, jest tak niesamowite, że nawet będąc tego świadkami, nie sposób w to uwierzyć. Z tego też powodu "To, co pozostało" nie jest dla widzów łatwą lekturą. Nie jestem nawet pewien, czy powinno się go oglądać bez nadzoru specjalisty. Reżyser Ran Huang zabiera nas bowiem do świata ludzkich doświadczeń, w którym nie ma żadnych pewników, nie istnieją podziały na dobro i zło. To rzeczywistość zdominowana przez kwantową zasadę nieoznaczoności. Tu rządzą szarości, a zewnętrzny obserwator determinuje kształt psychicznej rzeczywistości.
  
Jednak pułapka, jaką zastawia na widzów reżyser, nie jest na początku filmu oczywista. "To, co pozostało" zaczyna się niczym klasyczny ponury skandynawski kryminał. (Co w sumie powinno być już znakiem ostrzegawczym: film został bowiem zrealizowany w języku angielskim, ale jego akcja osadzona została w Skandynawii i stąd też pochodzi większość obsady.) Oto widzimy smutnego, cichego, zagubionego mężczyznę. To Sigge (Gustaf Skarsgård), który jest na przepustce ze szpitala psychiatrycznego. Nie jest to jego szczęśliwy dzień. Co chwilę doznaje bolesnych rozczarowań. Zostaje brutalnie okradziony, a jego brat nie udziela mu potrzebnego wsparcia. Czarę goryczy przepełnia fakt, że wszystko to ma miejsce w dniu jego urodzin. Tylko w szpitalu zdaje się odnajdować chwilę wytchnienia. 
  
Jednak i ten spokój szybko się ulotni. Sigge, który postanawia rozpocząć "nowe życie" i zmienia swoje imię na Mads, zaczyna opowiadać o chłopcu, którego miał kiedyś uprowadzić i zabić. Pod wpływem nowej terapeutki (Andrea Riseborough) odkrywa coraz więcej wypartych wspomnień. Wyłania się z nich przerażający obraz potwora-ofiary. Oto Mads miał być w dzieciństwie regularnie gwałcony przez swojego ojca. Kiedy podrósł, sam stał się drapieżcą. Po pierwszym ujawnionym mordzie Mads zaczyna przypominać sobie o kolejnych zabitych przez siebie chłopcach. W sprawę włącza się policjant (Stellan Skarsgård), który stara się zdobyć dowody potwierdzające zeznania Madsa.
  
Ran Huang fantastycznie odtwarza filmowe skandynawskie klimaty. Aż trudno uwierzyć, że urodził się w Chinach. "To, co pozostało" ma tak gęsty od ludzkiego cierpienia klimat, że należy się tylko cieszyć, iż żyletki nie są już powszechnie dostępne. Oglądając całą galerię postaci pokiereszowanych przez los (czytaj: innych ludzi), naprawdę trudno jest powstrzymać chęć podcięcia sobie żył. Nie ma tu bowiem miejsca na radość, szczęście lub choćby zwykłe zadowolenie. Każde odkryte wspomnienie Madsa jest źródłem nowego cierpienia. Pomagająca mu terapeutka sama jest ofiarą kazirodczych gwałtów, a teraz zmaga się z ciałem, które odrzuca kolejne próby zostania przez nią matką. Policjant to z kolei były alkoholik, którego rodzina rozpadła się, i którego dobijają nawet ciastka z wróżbami, pokazując, że nie ma dla niego żadnej przyszłości.

Całą recenzję Marcina Pietrzyka możecie przeczytać TUTAJ.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones