Recenzja serialu

Romans (2014)
Mark Mylod
Jeffrey Reiner
Dominic West
Ruth Wilson

Przełamując fale

Nie „Gra o tron”, nie „Żona idealna”, nie „Downton Abbey”, nawet nie „House of Cards”, ale właśnie „The Affair” zdobył statuetkę Złotego Globu dla najlepszego serialu dramatycznego w 2015 roku.
Rodzina to potencjalnie bezpieczne gniazdo, podatne jednak na wiele kryzysów świata zewnętrznego. A ponieważ kryzysów w życiu nie brakuje, to i w kinie trzeba od czasu do czasu tym ułożonym gniazdkiem potrząsnąć. Niektóre trzęsienia bywają dla familijnego grona druzgocące, inne jedynie na chwilę otrzeźwiają ich członków, by za moment wszystko wróciło do normy. Jeśli dałoby się wykorzystać w kinie czy telewizji skalę Richtera do mierzenia poziomu wstrząsów rodzinnych fasad, to serial „The Affair” dostałby stopień między 6 a 7.






Skala zniszczeń, choć całkiem spora, daje jednak szansę przywrócenia skruszonego ładu w dość szybkim tempie, jednak, jak to mówią, do tanga trzeba dwojga, a to nie zawsze się udaje. Twórcy serialu, Hagai Levi i Sarah Treem, postanowili zdekonstruować, odczarować i zredefiniować pojęcie ciepła ogniska domowego. Bazując na dwóch odmiennych schematach rodzin nuklearnych, postawili bohaterów w znanej od zarania dziejów sytuacji. Kiedy logika, racjonalizm i lojalność zmuszone są konkurować ze świeżym, gorącym i niewytłumaczalnym uczuciem, łatwo przewidzieć, że zrodzą się z tego kłopoty. Na nasze szczęście twórcy postarali się o to, by fabularna forma daleka była od szablonowych krojów, pod które zwykło podkładać się rodzinne animozje.


Gra pozorów
Każdy odcinek (przynajmniej jest tak w pierwszym sezonie) podzielony jest na dwie części, ale wspólny kościec dramaturgiczny stanowi wakacyjny romans Noah (Dominic West) i Alison (Ruth Wilson). Noah – mąż i ojciec czworga dzieci, początkujący pisarz i nauczyciel – wyjeżdża z rodziną do nadmorskiej miejscowości Montauk na wakacje, by zamieszkać z bogatymi teściami, których nie darzy się wielką sympatią. Alison – mieszkająca ze współwłaścicielem dużego rancza rdzenna mieszkanka miasteczka i kobieta po przejściach, której syn zmarł w tragicznym wypadku w wieku czterech lat – pracuje jako kelnerka w lokalnej restauracji Lobster Roll. Zwyczajna wizyta Noah z rodziną w lokalu, w którym splotą się losy jego i Alison, doprowadzi do dość przewidywalnych w skutkach konsekwencji. Czym zatem „The Affair” wyróżnia się na tle innych tragicznie romantycznych historii? Twórcy serialu odchodzą od typowego związku przyczynowo-skutkowego, w którym widz ogląda tylko następstwa poczynań bohaterów i ich reakcje. W tym przypadku to opowiadana przez bohaterów jedna wielka retrospektywa, ukazująca ich wspomnienia i odczucia związane z okresem, w którym się poznali.





Wspomniany wcześniej dualizm struktury odcinków polega na pokazywaniu przez twórców dwu wersji wydarzeń, prezentowanych zarówno z perspektywy Noah, jak i Alison. Każdy z nich opowiada jak było „naprawdę”. „The Affair” to kolejny przykład pokazujący, że nie ma jednej prawdy absolutnej. Względność obu wersji wydarzeń podważa wiarygodność oglądanej historii, ale twórcy wolą pozostawić możliwość interpretacji widzom, aniżeli narzucać konkretne rozwiązania. Według Noah to Alison wykonała pierwszy krok w jego kierunku, prowadząc ich ku wakacyjnej zgubie. Z kolei jej wersja wydarzeń zupełnie odwraca polaryzację, prezentując przeszłość jakoby to Noah był inicjatorem całego zajścia. Detale, gesty, słowa i półsłówka, mrugnięcia okiem i uśmiechy – szczegółów różnicujących obie wersje wydarzeń jest dużo, ale jak było naprawdę, nigdy się nie dowiemy.


Chędożenie z kryminałem
Dwie wersje wydarzeń czasem się zazębiają, a innym razem wzajemnie uzupełniają pamięciowe luki. Fabularne „tu i teraz” to tylko krótkie, pojedyncze sceny przesłuchań, któremu poddani są Noah i Alison. Odpowiadając na pytania detektywa, zdawkowo informują go (i widzów) o zajściu, które doprowadziło do śmierci szwagra Alison. Zdarzenie to jest tylko wątkiem pobocznym, podbijającym zainteresowanie wśród publiczności oraz służącym do urozmaicenia fabularnej prostoty serialu. Subtelnie włączony do akcji wątek intrygi kryminalnej jest jedynie marginesem wprowadzającym lekki zamęt. Na pierwszy plan wysuwa się romans Noah i Alison. On – świetnie dogadujący się z żoną racjonalista i orędownik wzniosłych wartości moralnych, których naucza swoje dzieci – wpada w sidła romansu. Ona – wciąż rozpamiętująca tragiczną śmierć dziecka, zobojętniała i zdystansowana – traktuje romans jako odskocznię i chwilowy przypływ emocji, których znaczenia zdaje się, że już zapomniała. Oboje doświadczyli w życiu wystarczająco dużo, żeby umieć przewidzieć tragizm konsekwencji swoich poczynań, a jednak, pomimo wątpliwości nie hamują własnych instynktów, co wzbudzać może frustrację i niezrozumienie.






Pomimo formalnego nowatorstwa i skrupulatnie budowanej relacji damsko-męskiej trzeba zarzucić twórcom niekonsekwencję. Świetnie zapowiadający się początek z czasem staje się coraz bardziej jałowy, oddalając się od pierwotnie założonych idei różnicowania wersji wydarzeń. Dywagacje na temat relatywizacji prawdy i pogłębiania kryzysów egzystencjalnych oddają coraz więcej miejsca melodramatycznym uproszczeniom, zapychającym fabularne niedociągnięcia. Czasem można odnieść wrażenie, że twórcy wolą np. przeciągnąć sceny erotyczne Noah i Alison, zamiast odskoczyć w inny wątek i nakręcać tempo akcji. Kiedyś Ridley Scott („Łowca Androidów”, „Gladiator”) powiedział, że nie wplata do swoich filmów scen erotycznych, bo go nudzą, są mu zupełnie zbędne i nie wprowadzają niczego ciekawego do akcji. Nie da się ukryć, że twórcy mogliby posłużyć się maksymą Scotta, zmieniając przynajmniej kilka podobnych scen w serialu. Rozumiem potrzebę podpatrywania bohaterów w każdej sytuacji i obserwacji konsekwencji, do jakich prowadzi rozwijający się flirt. Odniosłem jednak wrażenie, że twórcy chwilami chcieli jeszcze bardziej uprościć scenariusz, grając na pierwotnych emocjach widzów tak, jak robią to szmatławe telewizyjne produkcje. Co prawda „The Affair” plasuje się dużo wyżej niż telewizyjne tasiemce, ale bywają momenty, w których niebezpiecznie balansuje na granicy kiczu i trywialności, co podważa wiarygodność historii.


Z rodziną na zdjęciu
Nie „Gra o tron”, nie „Żona idealna”, nie „Downton Abbey”, nawet nie „House of Cards”, ale właśnie „The Affair” zdobył statuetkę Złotego Globu dla najlepszego serialu dramatycznego w 2015 roku. Wśród wszystkich konkurentów, tak bardzo od siebie różnych, da się znaleźć przynajmniej jeden wspólny element łączący je wszystkie – rodzinę. W każdym z powyższych seriali odgrywa ona mniej lub bardziej znaczącą rolę, a eksponowanie jej zalet i wad, wartości czy defektów jest jednym z najistotniejszych wątków, do których odwołują się twórcy produkcji telewizyjnych i filmowych od zarania dziejów. Arcydzieła takie jak „Breaking Bad” czy „Rodzina Soprano” bazują właśnie na rodzinie jako elemencie mającym największy wpływ na przemiany wewnętrzne bohaterów. W „The Affair” rodzina przestaje być najważniejsza. Nie walczy się o nią ze wszystkich sił, a zamiast tego bohaterowie skupiają się na własnych potrzebach i partykularnych interesach. Libertynizm króluje nad konserwatywnymi przekonaniami. Alison czuje się w związku z mężem jak w pułapce, bo jest on tą częścią jej życia, która kojarzy się z rodzinną tragedią. Dla Noah rodzina jest przyjemnością i wielką odpowiedzialnością, ale też narzuconym przez społeczne konwenanse obowiązkiem, od którego potrzebuje się zdystansować. Przypływ kreatywności i chęć napisania nowej książki budzi się w nim dopiero wtedy, gdy zaczyna z Alison niebezpieczną grę. Przekroczenie pewnej granicy zaangażowania może kosztować ich utratę wszystkiego, co dotychczas udało im się zbudować. Może właśnie ta odwaga wzbudziła zachwyt wśród członków Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej. A może chodzi jedynie o trywialny morał, że życie można zacząć od nowa, niezależnie od tego, w jakim punkcie się znajdujemy? Przykre jest tylko to, że skupiając się na zróżnicowanym stanie emocjonalnym Noah i Alison, twórcy z czasem bagatelizują wszystkich, którzy zostają po drugiej stronie spalonych mostów. W pewnym sensie ułatwiają podjęcie decyzji głównym bohaterom, popadając w coraz większy marazm. Można naprawdę polubić tę parę, współczuć im, a nawet kibicować, ale nie można wciąż ich tylko usprawiedliwiać. Na szczęście serial będzie kontynuowany, wątek kryminalny bardziej się rozwinie, a bohaterowie zostaną poddani jeszcze poważniejszym próbom.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones