Recenzja serialu

Ergo Proxy (2006)
Daiki Nishimura
Naoki Kusunoki
Liam O'Brien
Rie Saitou

Raison d'être i szalona melodyka

Prowadzi widza na manowce, od pewnego momentu bez ostrzeżenia prezentując sny, halucynacje i alternatywne wizje rzeczywistości. Trochę jak "Neon Genesis Evangelion", lecz w przypadku "Ergo Proxy"
Świat przedstawiony serwuje nam postapokalipsę, gdzie ludzie żyją skupieni w habitatach przyjmujących kształt miast przykrytych kopułami. Głównym ośrodkiem fabuły jest Romdeau – miasto doskonałe, właściwie perfekcyjny system, utopia, marzenie imigrantów przybyłych z pustkowi, których największym pragnieniem jest wpasowanie się w trybiki mechanizmu metropolii i udowodnienie, że mają cechy obywatela doskonałego. A doskonały obywatel ma swoją świętą rolę, swoje raison d'être, którego wypełnianie warunkuje przydatność w mikrospołeczeństwie.

Ale w idealnie dopasowane trybiki wdarły się ziarna skazy. Androidy są infekowane przez wirusa zwanego Cogito nadającego im samoświadomość i emocje. Dodatkowo w mieście pojawiają się humanoidalne potwory Proxy, których badanie zleca tajemnicza Rada sprawująca faktyczne rządy w imieniu starego autorytarnego Zarządcy. Rada wymaga absolutnego posłuszeństwa i motywuje śledztwo przykryte całunem cenzury.


W sercu tych wydarzeń znajduje się śledcza Re-L Mayer. Re-L po części wpasowuje się w archetyp chłodnej, twardej amazonki, która mimo to posiada naturalne ludzkie emocje i bystre przemyślenia, dzięki czemu stanowi intrygującą twarz serii. Ma dość utopii na glinianych nogach i dość jej kłamstw, a zafascynowana spotkanym Proxy zaczyna na własną rękę śledztwo, które wywodzi ją poza mury Romdeau, na nieprzemierzone pustkowia. Szybko odkrywa, że sprawa związana jest z imigrantem Vincentem Law, któremu towarzyszy android do towarzystwa Pino. Vincent jest celowo wykreowany na postać, która widza denerwuje – przypomina wyjętych z shōnen chłopców, którzy mają problem z dorastaniem. Natomiast jego towarzyszka Pino kradnie całe show. Każda scena bez niej jest sceną straconą. Jej postać wybrzmiewa w idealnym zapytaniu o to, jak może wyglądać zatarcie różnicy między ludźmi i androidami.


Początki mogą nie być łatwe – opowieść jest kierowana szybko i możecie się poczuć wrzuceni w sam środek gęstego futurystycznego kryminału trwającego już dobrą godzinę. Początek to też w istocie najlepsza, najbardziej klimatyczna część serialu, budowana niezwykle świadomie. Później bywa różnie – anime bywa miejscami przeintelektualizowane (na koniec część z Was może sobie pomyśleć, że wątek główny jest dużo mniej skomplikowany, niż się zakrajał), przekazuje informacje zaserwowane w naprawdę pokręcony sposób (np. wątek bibliotekarza) i zupełnie nieistotne, a nawet konfundujące fabularnie (całe dwa odcinki można spokojnie zaliczyć do fillerów średnio pasujących do całości pod kątem narracji). Seria nie trzyma tempa. Porcjuje i szatkuje fabułę według swego widzimisię. Prowadzi widza na manowce, od pewnego momentu bez ostrzeżenia prezentując sny, halucynacje i alternatywne wizje rzeczywistości. Trochę jak "Neon Genesis Evangelion", lecz w przypadku "Ergo Proxy" ten zabieg jest o wiele trudniejszy do zniesienia. Obydwie te pozycje prezentują swoją treść fabularną w owinięty metafizyką płaszczyk, ale "Ergo Proxy" zdaje się to robić z nie tak wysoką klasą. I choć posiada ciekawy fundament, sama konstrukcja się chwieje.


Surowy klimat jest całkiem udany. W mojej pamięci silnie wyryły się sceny pustkowia w akompaniamencie stochastycznego pobrzękiwania melodyki, za czym stała rezolutna Pino. Nie jest on utrzymany w stylu cyberpunk, jak niektórzy określają, ale z pewnością jest to mieszanka post-apo oraz sterylnej miejskiej dystopii – surowej, o jakby gotyckim zabarwieniu i dobrej, lecz na pewno nie rewelacyjnej. Oprócz Re-L i Pino na dobrą sprawę brak w serii kompletnie narysowanych bohaterów, co do których generalnie "Ergo Proxy" nie zna świętości i nie uznaje ideałów – każda postać ma swoje słabości i skrzywienia, wielu woli pozostać względnie szalonymi, ale wciąż pewnymi siebie i swych racji. Ludzie przyciśnięci do muru mogą zmienić swoje oblicze lub wyzwolić popędy, wcielając w czyn swe zamykane w zakątkach umysłu pragnienia. Wart docenienia jest świetny oryginalny japoński głos postaci (Akiko Yajima jako Pino, Rie Saitou jako Re-L). Ścieżka dźwiękowa dość neutralna z wyjątkiem przyzwoitych intro i outro ("Paranoid Android"! Chyba nie trzeba więcej dowodów, że twórcy mieli świetny gust). Kreska zdominowana przez odcienie szarości i zatopiona w mroku, jest estetycznie łączona z animacjami w trójwymiarze. Jak na obecny rok 2020 trochę się jednak postarzała.

I gdy te wszystkie cechy staram się podsumować i zamknąć w jednej ocenie, nastręcza mi to trudności - serial ma duży potencjał, ale jest "niekształtny" i trochę tu przerostu formy nad treścią. Formy, zaznaczmy, niezrozumiałej dla wielu kategorii nieprzygotowanych na mistykę widzów oraz niekoniecznie satysfakcjonującej odbiorców faktycznie jej pożądających. Mistyczna wymowa serialu nie usprawiedliwia też wcześniej wspomnianych zgrzytów w jego trakcie. Czy to anime zasługuje na ósemkę? Nie do końca, ale skrzywdziłbym je przyznając tylko siódemkę.
1 10
Moja ocena serialu:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Anime "Ergo Proxy" zostało wyprodukowane w 2006 roku przez studio Manglobe. Tą 23-odcinkową serię z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones