Ronin tylko do tańca

"Rōnin" to przedsięwzięcie ambitne, ale chętnie jedne aspekty bym rozwinęła a inne wywaliła. Duży świat nie jest mi tak potrzebny jak pogłębione relacje z sojusznikami. Podoba mi się płynne
Tydzień temu pojawiły się opinie na temat pierwszych kilku godzin spędzonych w najnowszej grze Team Ninja. Bez owijania w bawełnę napiszę, że potwierdziły się zarówno moje obawy jak i… nadzieje. "Rōnin" stoi przede wszystkim doskonale zaprojektowaną walką. Jeśli pominąć ten jeden aspekt, gra byłaby co najwyżej średnia.



Fabuła osadzona w Japonii drugiej połowy XIX wieku ukazuje ważne dla tego kraju wydarzenia, ale robi to skrótowo. Gros opowieści ciąży na barkach napotykanych przez bohatera postaci, jednak dialogi są krótkie i nieciekawe. Jest to o tyle kuriozalne, że w japońskim społeczeństwie dochodzi do podziału na zwolenników siogunatu i izolacjonistów, a stronnictwa te szybko sięgają po mocne argumenty w dyskusji dotyczącej polityki kraju. Biorąc pod uwagę, że gra toczy się o najwyższą stawkę, scenarzyści mogliby pokusić się o większy dramatyzm.



Pikanterii dodaje za to możliwość lawirowania między różnymi ugrupowaniami. Zupełnie jak w obecnym hicie Disneya, nowej adaptacji serialu "Shogun", zarówno bohater jak i jego sojusznicy zmieniają strony, wspierając raz jednych, raz drugich, walcząc ramię w ramię z osobami, które jeszcze do niedawna były uważane za wrogów. Ta swoboda podejmowania decyzji jest ciekawym i odświeżającym zabiegiem w świecie gier wideo, w których wiele decyzji fabularnych ma charakter ostateczny.



O ile nie zależy wam na szybkim ukończeniu głównego wątku, zwróćcie się w stronę otwartego świata okolic Edo (obecnego Tokio), Jokohamy i Kioto. Ma on parę ciekawych zadań do zaoferowania, aczkolwiek daleko mu do przeładowanych pobocznymi aktywnościami produkcji Ubisoftu czy Bethesdy. Czy to źle? Z początku wydawało mi się, że krainy wokół trzech wielkich miast są pustawe, ale szybko doceniłam ich spokojny klimat. Nie ma drażniących misji kurierskich (poza dosłownie kilkoma pobocznymi, które można zignorować). Zbieranie surowców odbywa się automatycznie, wystarczy przejechać obok nich. Aktywności wymagające nieco więcej uwagi to szukanie zabłąkanych kotów, głaskanie wędrownych psów, robienie zdjęć prototypem aparatu czy modlenie się przy kapliczkach. Czasami trzeba będzie wyswobodzić wioskę z rąk rabusiów. Innym razem zapiszemy się na turniej konnego łucznictwa. Przestrzeń poza miastami zdaje się być bardzo duża, ale dostępne praktycznie od początku środki transportu, czyli koń i Avicula, skracają dystans. Zaś dla naprawdę niecierpliwych pozostają wygodnie ustawione punkty szybkiej podróży w postaci sztandarów.



Ale przejdźmy do tego, co w "Rōninie" jest najlepsze. To dynamiczna walka oparta na precyzyjnie wymierzanych kontrach, silnych ciosach i odgadywaniu zamiarów przeciwnika. Starcia są brutalne i nawet najprostszy przeciwnik może posłać ronina do piachu. Wtedy bohater traci karmę, która jest cennym zasobem, bo przekształcana jest na punkty umiejętności. Aby ją odzyskać, trzeba po załadowaniu gry wrócić do wroga i jeszcze raz spróbować go pokonać.



Muszę przyznać, że opanowanie wszystkich zasad rządzących walką, jej stylami i umiejętnościami specjalnymi różnymi dla każdego rodzaju broni, wymaga pewnej wprawy. Na szczęście, gra oferuje trzy stopnie trudności i podpowiada, kiedy jakiś przeciwnik jest dla nas zbyt trudny albo gdy obecnie używana broń nie będzie skuteczna. Dlatego każdy szanujący życie wojownik nosi ze sobą więcej sztuk oręża. Oraz zawsze na większe misje zabiera ze sobą sojuszników, którzy walczą u jego boku i potrafią być naprawdę skuteczni.



Z tymi ostatnimi wiąże się kilka pomniejszych aktywności, począwszy od misji lojalnościowych po krótkie rozmowy w bazie i całkowicie zbędny mechanizm wkupywania się w łaski za pomocą prezentów. Ostatni raz doświadczyłam tego w "Dragon Age’u" i miałam nadzieję, że więcej nie będę z tym miała do czynienia. O wiele bardziej podoba mi się trudniejsze, ale bardziej naturalne, zdobywanie sympatii za pomocą sprzyjających ich kwestii dialogowych albo po prostu opowiadanie się po ich stronie w misjach głównego wątku.



W opublikowanym tydzień temu artykule podsumowującym pierwsze kilka godzin gry, zwróciłam uwagę na to, że poza klasyczną bronią białą bohater dostaje też pochodzące zza oceanu technologiczne nowinki. Szybkostrzelne pistolety i karabiny potrafią sporo zmienić na polu walki. A jeśli jeszcze nauczymy się stosować je na zmianę z bronią główną, to nikt nie będzie w stanie nam się przeciwstawić.



Z drugiej strony, nic nie stoi na przeszkodzie, by uczynić z bohatera prawdziwego ninję - jedna z historii otwiera przed graczem całkiem pokaźny arsenał asasyńskich umiejętności. Są tam możliwe do rozwinięcia i opracowania takie sympatyczne narzędzia pracy skrytobójcy, jak bomby dymne, czy podstępne zatrute strzałki. Dzięki temu możemy poczuć się zupełnie jak… Batman. Za pomocą linki przyciągamy do siebie przeciwników, spadamy na nich z dachu, fruwamy nad ich głowami, błyskawicznie zmieniając miejsce pobytu. Szybko naszym najwierniejszym przyjacielem staje się łuk, którego dyskretne strzały uszczuplają szeregi przeciwników.



Zresztą, nawet jeśli wybierzemy ścieżkę zwykłego wojownika, zdarzą się sytuacje, gdy ciche uśmiercanie to konieczność. Walka z więcej niż dwoma wrogami to nie lada wyzwanie, dlatego warto korzystać z maskujących zarośli. Dzięki nim ronin może podkraść się do grupy ludzi i część z nich wyeliminować jeszcze przed rozpoczęciem walki. Przy okazji zwrócę uwagę na jedną słabość przeciwników – otóż, panuje chyba wśród nich epidemia zapalenia spojówek albo innej niepokojącej choroby oczu. Mają doprawdy niewielki zasięg wzroku i tunelowe widzenie, przez co zaskakująco łatwo się do nich podkraść.



Z dyskretnym pozbywaniem się wrogów wiąże się jedna ciekawa właściwość Rōnina, a mianowicie stany psychiczne. Zarówno bohater jak i jego wrogowie mogą wpaść z panikę, przez co otrzymują większe obrażenia. Dzieje się tak w momencie gdy nie zablokują albo nie unikną kilku potężnych ciosów pod rząd. Postać wpada wtedy w rozedrgany stan umysłu, z którego trzeba jak najszybciej się wydostać, inaczej walka szybko dobiegnie końca. Zdarza się też, że spacerujący po obozowisku rzezimieszkowie natkną się na ciało kompana, co powoduje u nich przestrach. To też jest stan, który warto szybko wykorzystać.



Przez cały czas grania zastanawiało mnie, czemu Sony uczynił z tej gry tytuł wyłącznie na PS5? Grafika znacznie odbiega od sztandarowych produkcji na tę konsolę – wydany dwa lata temu "Horizon" wygląda obłędnie, a "Final Fantasy Rebirth" nie mógłby być piękniejszy. "Rōnin" ma już na starcie przestarzały silnik, a grałam na ustawieniach, które w teorii miały przedkładać jakość grafiki nad płynność. To, czego doświadczyłam, kojarzyło mi się trochę z "Red Dead Redemption 2", trochę z "The Last of Us". Miejscami miasta zdają się być niedoświetlone, jakby cały czas panowało przygnębiające zachmurzenie. Wachlarz kolorów jest przytłumiony, skromny. Po kilkunastu godzinach miałam już dość tego postarzającego wszystko filtra. A koło 20 godziny nadal nic się nie zmieniło. Miałam nadzieję, że przejście z Yokohamy do Edo przyniesie zmianę nastroju, ale niestety, wychodzi na to, że Japonia w tamtych czasach nie była ładnym miejscem. A szkoda, bo projektanci miast zadbali o to, byśmy mogli obejrzeć niektóre znane miejsca, jak np. most Nihonbashi czy świątynia Sensoji.



"Rōnin" to przedsięwzięcie ambitne, ale chętnie jedne aspekty bym rozwinęła a inne wywaliła. Duży świat nie jest mi tak potrzebny jak pogłębione relacje z sojusznikami. Podoba mi się płynne przechodzenie między stronnictwami, bo to dobrze pokazuje, że w polityce nic nie jest oczywiste. Wstawki fabularne są mało emocjonujące, zresztą na etapie Edo straciłam zainteresowanie fabułą. O wiele ciekawsze było inwestowanie w różne umiejętności walki i odblokowywanie nowych opcji. Historia ronina, poszukującego swej bratniej duszy, stała się tylko pretekstem do ciekawych misji pełnych wymagającej, ale bardzo satysfakcjonującej walki.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones