Zanim poznaliśmy bractwo

Jeżeli zostałbym zapytany o to, który wydawca potrafi usiec długowieczne marki, to z pewnością wymieniłbym Ubisoft. Zapoczątkowana w 1989 roku seria "Prince of Persia" od ponad sześciu lat nie
Jeżeli zostałbym zapytany o to, który wydawca potrafi usiec długowieczne marki, to z pewnością wymieniłbym Ubisoft. Zapoczątkowana w 1989 roku seria "Prince of Persia" od ponad sześciu lat nie doczekała się nowej odsłony. Można nawet uznać, że trwa to blisko dekadę, gdyż ostatnim tytułem jest mobilna wersja z 2013 roku zatytułowana "Prince of Persia: The Shadow and the Flame".

Seria przechodziła już różne przeobrażenia, jednak ciągle kurczowo trzymano się platformowego modelu rozgrywki. Być może tutaj leży problem jej "śmierci". Wystarczy spojrzeć na to, co stało się z serią "God of War". Za czasy świetności bezimiennego księcia uznaje się lata 2003-2005. To właśnie wtedy na rynku pojawiła się słynna trylogia. Zapoczątkowana została przez "Prince of Persia: Piaski czasu". Po, delikatnie mówiąc, przeciętnej odsłonie z 1999 roku poprzeczka nie została może ustawiona zbyt wysoko, ale życie tej platformówki wisiało na włosku. Dość łatwo można było się domyślić, co mogłoby się stać, gdyby Ubisoft zaczął od fiaska ze swoją świeżo wówczas nabytą marką. Ja oczekiwałem przede wszystkim dobrej gry. Czy była na tyle dobra, by przyciągnąć mnie na dłużej przed ekran komputera?


"Prince of Persia: Piaski czasu" to rozgrywka dla jednego gracza, chociaż potrafiła bawić wielu graczy przed telewizorem. Składało się na to wiele czynników. Po pierwsze bardzo dobra fabuła. Postacie zostały ciekawie napisane i zagrane, a scenariusz był naprawdę niezły. Oczywiście trzeba brać poprawkę na realia gier wideo. Dość miłym dla polskiego gracza zabiegiem był dubbing w rodzimym języku. Szału nie było, podobnie jak i powodów do jakichś wielkich narzekań. Dodatkowo nie można było odmówić tej grze filmowego zacięcia. Po drugie stylistyka i grafika. "Prince of Persia: Piaski czasu" pozostaje jedną z ładniejszych gier z tamtego okresu. Poza tym w oczy rzucała się klimatyczna stylistyka, która osobiście mnie nie porwała. Trzecim powodem jest klimat. Dobrze dopasowana muzyka, odpowiednio zaprojektowane lokacje i styl graficzny dały w efekcie nową jakość i pewną ekskluzywność. Właśnie na coś takiego czekali posiadacze konsol Sony i Microsoftu. Na ekranie telewizora wypadało to lepiej niż na moim starym monitorze CRT. Po czwarte, i chyba najważniejsze, model walki był niesamowicie dobrze pomyślany i ciut gorzej zaprojektowany. Na papierze wszystko się zgadzało. Dostaliśmy widowiskowe walki, jednak przez ich konstrukcje poziom trudności nie był wyrównany. Niektóre poziomy doprowadzały mnie do szewskiej pasji. Żeby było jasne, to nie były kluczowe momenty gry. Zrozumiałbym taki zabieg i na pewno wybaczyłbym, gdyby to najważniejsze starcia wymagały od gracza największych poświęceń i najbardziej precyzyjnego klikania w klawisze. Tak się jednak nie stało.


Poza niesamowicie wysoką zręcznością gracz musiał wykazać się orientacją w terenie, a w zasadzie w poziomowej konstrukcji tej gry. Bardzo podoba mi się taki dualizm rozgrywki. Gorzej jednak było ze sterowaniem. Na padzie DualShock2 nie było tragedii. Jednak komputery osobiste znowu zostały potraktowane po macoszemu. Granie na klawiaturze i myszce było wielką mordęgą, ale udało mi się ukończyć tą grę właśnie na pececie. Zajęło mi to około 15, a może nawet 18 godzin. Biorąc poprawkę na liczne powtórki poziomów, to finalnie nie jest to zły czas jak na grę dla jednego gracza. Mimo wszystko po jednym przejściu już do niej nie wróciłem. Nie było ku temu żadnych przesłanek. Nie zawiodła mnie też optymalizacja itp. Nie natrafiłem na większe spadki liczby klatek na sekundę lub na błędy, które trwale uniemożliwiałyby przyjemną rozgrywkę.

Chciałbym wrócić jeszcze do platformowej warstwy tej gry. Uważam, że wypada to raczej jak nieznaczna modyfikacja innej produkcji Ubisoftu. Mowa o serii "Rayman". Bynajmniej nie jest to pochwała. "Książę" zyskałby o wiele więcej, gdyby przeszedł na półotwarty świat. Tym bardziej, że praca kamery nie jest spektakularna. Zdecydowanie można było to zrobić lepiej. Być może czepiam się po prostu konstrukcji poziomów z tej konkretnej odsłony, ale mimo wszystko sumarycznie wypada to całkiem blado.


Podsumowując, "Prince of Persia: Piaski czasu" to dobra gra, która utarła francuskiemu gigantowi branży gier wideo drogę do sukcesu. Gdyby nie panicz z Persji, to prawdopodobnie nie mielibyśmy przyjemności poznać Bayeka z Siwy, Ezio Auditore da Firenze, Altaira i wielu innych protagonistów serii "Assassin’s Creed". Wiele osób preferuje poprzednią serię, jednak moim zdaniem zbytnio ograniczała się do konkretnej stylistyki i lokalizacji. Dzięki przesiadce na nowe IP mieliśmy okazję poznać starożytną Grecję, Egipt i wiele innych ciekawych miejsc. Trzeba jednak oddać "Księciu" co książęce. Swego czasu robił porządną robotę. Mimo iż nie przypadł mi jakoś bardzo do gustu, jestem w stanie zrozumieć, co było w nim zachwycającego te ponad 15 lat temu. Na powrót tej serii nie ma raczej co liczyć, aczkolwiek byłoby miło, gdyby po Egipcie i Grecji wybór padł na Persję. Takie sprzężenie zwrotne nie mogłoby zaszkodzić odbiorcom, a tym bardziej deweloperom. 
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones