Kultowy tytuł na równie kultową platformę

Automaty z grami to dziś widok dosyć rzadki, ponieważ popularne maszynki do "zdzierania" pieniędzy z wielbicieli elektronicznej rozrywki zastąpiły obecnie rozmaite maszyny hazardowe. O ile
Automaty z grami to dziś widok dosyć rzadki, ponieważ popularne maszynki do "zdzierania" pieniędzy z wielbicieli elektronicznej rozrywki zastąpiły obecnie rozmaite maszyny hazardowe. O ile młodszym graczom za bardzo to nie przeszkadza, o tyle osobom pamiętającym splendor towarzyszący możliwości wpisania się na listę wyników łza w oku się kręci. Wtedy trzeba było bowiem mieć umiejętności - dziś w zasadzie wystarczy tylko szczęście. Warto więc powspominać minione czasy oraz przedstawić jeden z największych hitów drugiej połowy lat 90.; grę, bez której nie mógł się obejść żaden salon: "Metal Slug".

Pierwsza część serii "Metal Slug" wydana została w 1996 roku na system Neo-Geo i opowiadała o wielkim konflikcie zbrojnym pomiędzy złym generałem Mordenem a resztą świata. Antagonista przy pomocy ogromnej armii niemal rzucił największe mocarstwa na kolana, a wszelkie podejmowane próby obalenia jego reżimu nie przynosiły rezultatu. Na domiar złego, podczas jednego z ostatnich ataków udało mu się zdobyć supernowoczesny, wielozadaniowy czołg zwany Metal Slugiem. W celu powstrzymania generała i odbicia utraconej technologii, do bazy przeciwnika wysłanych zostaje dwóch elitarnych żołnierzy: Marco Rossi i Tarma Roving z oddziału Sokołów Wędrownych.

Fabuła, co raczej nie powinno dziwić, jest skąpa, naiwna i stanowi zaledwie pretekst do wybijania jak największej ilości przeciwników. Nie należy spodziewać się żadnego wprowadzenia (dostajemy tylko krótką prezentację tytułowej maszyny), a zakończenie to w zasadzie taka krótka podróż przez etapy, które odwiedziliśmy. Czy takie potraktowanie warstwy fabularnej to jakiś problem? Nie, bowiem gra charakteryzuje się fenomenalnym, szybkim gameplayem, dzięki któremu aż ciężko oderwać się od maszyny - tutaj rozbudowana historia tylko by przeszkadzała. SNK postawił przede wszystkim na akcję, doprawioną szczyptą absurdalnego humoru.

Po wrzuceniu odpowiedniej ilości monet od razu rzuceni jesteśmy w wir walki. Gdybym miał porównać "Metal Slug" do jakiejkolwiek innej gry, to chyba najbardziej trafnym porównaniem byłaby kultowa "Contra". Podobnie jak w wielkim hicie Konami, tutaj również mamy do czynienia ze strzelanką, w której bohaterem (lub bohaterami, ponieważ możemy grać we dwójkę w trybie co-op) poruszamy się (głównie) w prawą stronę, siejąc zniszczenie i walcząc na końcu z wielkim bossem. Tyle że w dziele z 1987 roku naszymi przeciwnikami były głównie roboty, a tutaj trafiamy do konfliktu zbrojnego przypominającego mieszankę I i II Wojny Światowej z Wietnamem. Naszymi przeciwnikami będą więc przede wszystkim soldaci uzbrojeni w karabiny maszynowe, noże czy granaty, ale później na przeszkadzać nam będą również wozy opancerzone, czołgi, samoloty, śmigłowce czy łodzie. Pod koniec każdego etapu, jak to w grze akcji przystało, stoczymy epicką bitwę z "wunderwaffe" - walki z bossami są trudne i wymagające cierpliwości, ale przy tym satysfakcjonujące i zapadające w pamięć.

Całej armii Mordena gołymi rękami pokonać się nie da, tak więc nasi bohaterowie zostali odpowiednio wyposażeni: podstawową bronią jest pistolet z nieskończoną ilością nabojów, a w "kieszeni" nosimy granaty, którymi możemy cisnąć w przeciwników. To jednak nie wszystko: część żołnierzy koalicji dostała się do niewoli ale po uwolnieniu mogą wspomóc nas w walce dostarczając dodatkowe uzbrojenie. I tak zdobyć możemy chociażby karabin maszynowy, strzelbę (dosłownie zmiatającą wrogów z powierzchni ziemi), miotacz płomieni czy nawet wyrzutnię rakiet. Miłym urozmaiceniem jest także możliwość przejęcia kontroli na działem stacjonarnym, choć ten element mógłby zostać nieco poprawiony. Wisienką na torcie jest jednak tytułowy Metal Slug - to plujące ołowiem cacko kosi wrogów niczym kombajn żyto, choć trzeba pamiętać o tym, że nie jest to maszyna niezniszczalna.

Cała zabawa zamknięta została w obrębie sześciu etapów. Jak już wspomniałem na początku, większość z nich przechodzimy idąc w prawo, niszcząc przy okazji wszystko co się da, ale trafią się również elementy platformówkowe jak (przypominający nieco etap "Waterfall" z pierwszej "Contry") wypad w Alpy, gdzie wspinamy się po platformach do góry. Podczas naszej super-tajnej misji odwiedzimy m.in. zrujnowany Londyn, okopy przypominające te z I WŚ, małe miasteczka, kopalnie czy też tajne bazy, w których naukowcy Mordena wymyślają nowe narzędzia zagłady. Levele pełne są różnego rodzaju "smaczków", warto więc pierwszego "Metal Sluga" przejść kilka razy, aby zobaczyć wszystko to, co przygotowali twórcy gry. Zabawa bowiem niekiedy jest tak intensywna, że skupiając się na eliminacji przeciwników nie zwracamy uwagi na otoczenie.

Pod względem audiowizualnym dzieło SNK może robić wrażenie. Dzięki temu, że grafika przypomina japońskie filmy animowane, "Metal Slug" nie zestarzał się tak bardzo i nawet po tylu latach od premiery jest na czym oko zawiesić. Cieszą przede wszystkim przepiękne, pełne szczegółów (wodospady, powiewające flagi itp.) tła jak również kapitalna animacja postaci. W zasadzie jedyną rzeczą do jakiej mogę się przyczepić jeśli chodzi o grafikę to... krew. A w zasadzie jej brak. Co jak co, ale zamiast wody wylewającej się z przeciwników wolałbym czerwoną posokę. Oprawa dźwiękowa również jest bardzo dobra, ale z uwagi na panujące wówczas ograniczenia sprzętowe nie każdemu może dziś przypaść do gustu. Jeśli pamiętacie czasy automatów to zarówno dynamiczna ścieżka dźwiękowa jak i wszelkiego rodzaju krzyki, wybuchy czy wystrzały będą Wam się podobać. Jeśli natomiast wychowaliście na Dolby Surround, to 8-bitowy dźwięk raczej Was nie zachwyci.

"Metal Slug" to nie tylko jedna z najlepszych gier na automaty, ale również jedna z najlepszych strzelanek 2D w historii. Ładna oprawa, niesamowita grywalność, odpowiedni poziom trudności oraz spora dawka humoru sprawia, że do produkcji SNK wraca się z przyjemnością nawet po wielu latach. Nic dziwnego, że doczekała się aż siedmiu bezpośrednich kontynuacji i w późniejszym czasie zagościła na wszystkich liczących się platformach do grania. Jeśli kochacie old-schoolowe produkcje, to z pewnością przy "Metal Slug" będziecie się świetnie bawić. A jeśli nie to i tak warto zagrać - a nuż przekona Was do tego, że dobra gra nie musi być "najnowsza".
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones