No one expects the Thedosian Inquisition!

W ciągu kilkunastu miesięcy BioWare wydało dwie gry, których jakość była mocno dyskusyjna, a następujące potem odejścia z firmy zarówno jej założycieli, jak i lubianych przez społeczność
BioWare, dzięki klasykom takim jak "Wrota Baldura", "Neverwinter Nights" czy "Star Wars: Knights of the Old Republic", przez wiele lat cieszyło się opinią twórców jednych z najlepszych gier RPG. Wraz z debiutem "Dragon Age II" w 2011 roku na nieskazitelnym dotąd wizerunku pojawiła się spora rysa, która rok później pogłębiła się za sprawą "Mass Effect 3". W ciągu kilkunastu miesięcy BioWare wydało dwie gry, których jakość była mocno dyskusyjna, a następujące potem odejścia z firmy zarówno jej założycieli, jak i lubianych przez społeczność pracowników, nie nastrajały optymistycznie. "Dragon Age: Inkwizycja" była zatem dla BioWare swoistym być albo nie być – gdyby gra ponownie zawiodła oczekiwania, studio prawdopodobnie na dobre straciłoby zaufanie wielu fanów, którzy po poprzednich wpadkach mieli wątpliwości co do jego kondycji. Na szczęście BioWare wraca z tarczą, chociaż fani klasycznych RPG raczej nie będą zadowoleni.

Przed rozpoczęciem właściwej gry warto skorzystać z aplikacji "Dragon Age Keep", pozwalającej odtworzyć wybory dokonane w poprzednich częściach bądź stworzyć historię na nowo, a następnie zaimportować ją do "Inkwizycji", dzięki czemu grę zaczynamy w świecie, którego historia została wykreowana przez nas. Narzędzie to jest również pomocą dla osób, które nie grały we wcześniejsze części, pozwalając zapoznać się z najważniejszymi wydarzeniami i zagadnieniami z uniwersum. Najwięksi fani znaleźć mogą tam również grę tekstową "The Last Court", stanowiącą pomost pomiędzy drugą a trzecią częścią.

"Inkwizycja" stanowi bezpośrednią kontynuację dwóch poprzednich odsłon. Przybierający na sile konflikt pomiędzy magami a templariuszami, zapoczątkowany w "Dragon Age II", zmusił najwyższą przedstawicielkę Zakonu do zwołania konklawe – pokojowego szczytu, mającego na celu negocjowanie warunków zakończenia sporu. W Azylu zbierają się najwyżsi przedstawiciele władz Zakonu i zbuntowanych magów, jednak finał jest dokładnie odwrotny do zamierzonego – wskutek bliżej nieokreślonych wydarzeń dochodzi do wybuchu, w którym giną prawie wszystkie osoby biorące udział w szczycie, a na niebie pojawia się ogromna wyrwa do Pustki – krainy demonów – przez którą przechodzą one do świata ludzi. Jedynym ocalałym jest oczywiście grywalna postać, która po wybuchu dysponuje znamieniem pozwalającym zamykać szczeliny do Pustki. Po kilku kolejnych fabularnych przewrotach staje ona na czele tytułowej Inkwizycji, której zadaniem jest zdobycie sojuszników, poparcia, a ostatecznie ocalenie świata przed Wielkim Złem.

Dla każdego, kto grał w "Mass Effect 2", "Mass Effect 3" czy "Dragon Age: Początek", ogólny zarys fabuły na pewno wygląda znajomo – po raz kolejny BioWare serwuje opowieść o człowieku znikąd, który musi zbudować armię, aby koniec końców pokonać Potężnego Przeciwnika. Po raz kolejny również studio zastosowało paskudny trick polegający na tym, że fabuła gry powiązana jest nie tyle z fabułą poprzedniczki, co DLC do niej, z którym nie każdy musiał się zapoznać (identyczna sytuacja miała miejsce w przypadku "Mass Effect 3", którego fabuła nawiązywała do wydarzeń z dodatków "Przybycie" i "Kryjówka Handlarza Cieni"). Za to solidne bęcki należą się albo BioWare – za opieranie fabuły na czymś, co nie znalazło się we właściwym produkcie stanowiącym poprzednią odsłonę – albo Electronic Arts, najwyraźniej nakazującemu studiu wycinać fragmenty gry, żeby później sprzedać je za dodatkową opłatą. Tym niemniej, chociaż fabuła sama w sobie nie należy może do szczególnie odkrywczych, to dostarcza ona wielu nowych, ciekawych informacji o świecie, a zwroty fabularne i decyzje, jakie podejmuje gracz, sprawiają, że przy "Dragon Age IV" raczej nie będzie można się nudzić. Dodać do tego należy jeszcze setki tekstów rozsianych po całej krainie i godziny rozmów przeprowadzanych z postaciami niezależnymi – po połączeniu tych wszystkich elementów, nasza znajomość lore uniwersum "Dragon Age" zostanie znacząco rozszerzona.

"Inkwizycja" to próba pogodzenia starego i nowego. Powraca nieobecna w "Dragon Age II" możliwość wyboru rasy postaci – wybrać można pomiędzy człowiekiem, krasnoludem, elfem oraz, po raz pierwszy w serii, qunari. Wybór klasy jest tak samo hermetyczny jak w poprzednich częściach, ograniczając się do wojownika, łotrzyka i maga, bez możliwości stworzenia pośrednich klas. Oczywistością jest dostosowanie wyglądu postaci – w "Inkwizycji" znacznie wygodniejsze niż w poprzednich częściach, częściowo wzorowane zapewne na kreatorze postaci z "The Sims 4", pozwalające po prostu przesunąć suwakiem w odpowiednie miejsce, aby automatycznie dostosować sporą ilość szczegółów. Kolejnym powracającym elementem jest tryb taktyczny. Według zapowiedzi BioWare "Inkwizycja" miała być grą bardziej taktyczną niż "dwójka", jednak z tego zobowiązania studio wywiązało się tak sobie. Sam ekran taktycznej pauzy, pozwalający kolejkować rozkazy i poznać informacje o przeciwnikach, jest niewygodny w użyciu, zwłaszcza podczas grania na klawiaturze i myszy. W kartach postaci próżno szukać ustawień zaawansowanych taktyk, jak miało to miejsce w "Początku". Nie można oprzeć się wrażeniu, że tryb taktyczny został wprowadzony trochę na siłę, tylko po to, żeby zadowolić miłośników tego rozwiązania. Maksymalną ilość mikstur leczących, które można przy sobie nosić, ograniczono do góra kilkunastu sztuk na całą drużynę, zaś czarodzieje pozbawieni zostali możliwości korzystania z zaklęć leczących, toteż konieczne jest rozważne nabywanie umiejętności. Każda klasa posiada umiejętności zapewniające tymczasowe wzmocnienie czy odrodzenie zdrowia swojego i/lub sojuszników, a dobrze dobrana drużyna, umiejętnie rozdysponowane i zastosowane talenty pozwalają zdziałać cuda. Możliwe jest nawet zabicie w pojedynkę smoka będącego o kilka poziomów wyżej niż Inkwizytor, po zakończonej walce mając więcej zdrowia, niż na początku.

Nowością jest "otwarty świat", dla którego jako inspirację twórcy wymienili "The Elder Scrolls V: Skyrim", jednak tak naprawdę jest to tylko poszatkowana namiastka otwartych światów z gier Bethesdy. Nie dostajemy do dyspozycji całej ogromnej krainy, którą można przemierzyć wzdłuż i wszerz, zamiast tego z mapy świata wybrać można kilka miejsc na całym kontynencie, po załadowaniu których nie jesteśmy już, poza nielicznymi wyjątkami, ograniczani przez ekrany ładowania. Większość z nich to dużych rozmiarów miejscówki wypełnione postaciami, zadaniami pobocznymi itd., posiadające swój unikalny klimat i projekt – od terenów pustynnych, poprzez ośnieżone góry, posępne mokradła i elfie lasy,  po wyniszczone wojną równiny i wiejskie tereny Redcliffe. Nie jest to oczywiście rozmach porównywalny z prowincją Skyrim, tym niemniej dokładne przeczesanie wszystkich lokacji to kwestia kilkudziesięciu godzin, a robi się to z najwyższą przyjemnością ze względu na ich zróżnicowanie. Na dobrą sprawę w całej grze zawodzi tylko jedna lokacja – Val Royeaux, stolica Cesarstwa Orlais, która ogranicza się do wyludnionego rynku z kilkoma sklepikami. Zdecydowanie nie tego spodziewałem się po stolicy największej siły politycznej w Thedas, słynącej z przepychu i uwielbienia dla piękna. To jednak jeden niechlubny wyjątek – pozostałe lokacje są na tyle duże, że uzasadnionym udogodnieniem jest wprowadzenie do gry wierzchowców pozwalających szybciej przemieszczać się po mapach. A przyznać trzeba, że jest co robić. Po blisko dziewięćdziesięciu przez mój dziennik przewinęło się ponad dwieście sześćdziesiąt, a spokojnie można założyć, że na pewno nie odkryłem wszystkich. Jest to wynik zadowalający, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że w poprzedniej grze studia – "Mass Effect 3" – wszystkich zadań, wliczając to te z DLC, było niecałe sto, z czego siedemdziesiąt procent polegało na odnalezieniu mimochodem jakiegoś przedmiotu i dostarczeniu go zleceniodawcy. Z drugiej jednak strony, także w "Inkwizycji" ogrom zadań to właśnie drobnica właściwa dla gier MMO. "Zabij X bandytów", "zbierz X sztuk surowca", "zanieś kwiaty na grób żony tego NPC" itd. Zadania takie wykonuje się mimochodem, ale chociaż ich natłok z jednej strony dobrze świadczy o twórcach, którym chciało się wypełnić świat, z drugiej jednak bardzo rozmywa rozgrywkę, zbytnio odciągając od wątku głównego i niejako sztucznie wydłużając czas gry. Każda lokacja poza zadaniami unikalnymi dla niej, przybliżającymi jej historię i stanowiącymi swego rodzaju minikampanię fabularną, posiada też zbiór identycznych questów co wszystkie inne lokacje – załóż obozy, pozamykaj szczeliny, znajdź odłamki, zbierz surowce... Dodać do tego należy jeszcze zakładkę "Kolekcje", w której gromadzone są różne przedmioty rozsiane po całym Thedas oraz tzw. operacje – zadania wybierane z poziomu stołu narad w siedzibie Inkwizycji, do których oddelegowujemy swoich doradców. Tym niemniej, mimo mrowia śmieciowych zadań właściwych dla MMO, wśród questów pobocznych trafiają się i bardziej rozbudowane i interesujące, pogłębiające wiedzę o świecie. Z wad otwartego świata wymienić można jeszcze jeden element właściwy dla gier sieciowych – respawnowanie się wrogów. Idąc któryś raz tą samą drogą zaatakowani zostajemy przez tę samą grupkę przeciwników, którą zlikwidowaliśmy kilkanaście minut wcześniej. Ba, nieraz odradzają się oni za naszymi plecami raptem kilkanaście sekund po tym, jak ich zabito...

RPG kojarzy się z personalizacją i zarządzaniem, więc i tego elementu nie mogło w "Inkwizycji" zabraknąć. Samo rozwijanie postaci nie zmieniło się ani o jotę – w dalszym ciągu posiadają one kilka drzewek umiejętności i możliwość zdobycia jednej specjalizacji, jednak większość z nich dostępna była już w poprzednich odsłonach. Podobnie jak w "Mass Effect 3", poza punktami doświadczenia, za wykonywanie zadań zdobywamy również specjalne punkty. Punkty władzy wydajemy na odblokowywanie nowych rejonów na mapie, gdzie uzyskujemy nowe zadania czy surowce, z kolei punkty wpływów pozwalają zdobywać profity Inkwizycji, czyli rozmaite ulepszenia, takie jak większa ilość PD za zabicie wrogów, możliwość noszenia większej ilości mikstur itd. Zauważalny jest tutaj niestety pewien dysonans – punkty władzy zdobywamy w sporych ilościach, w pewnym momencie mamy ich na koncie nawet ponad dwieście, nie mamy ich już jednak na co wydawać. Zapełnienie paska wpływów idzie z kolei jak krew z nosa – zdobyć można maksymalnie dwadzieścia profitów, jednak niezłym osiągnięciem jest, jeśli w ciągu całej rozgrywki zdobędziemy ich chociaż piętnaście. Ulepszać można również siedzibę Inkwizycji, czyli Podniebną Twierdzę, jak również ekwipunek. W "Inkwizycji" powraca system tworzenia i ulepszania przedmiotów. Przez całą grę w hurtowych ilościach gromadzimy przenajróżniejszego rodzaju surowce rzemieślnicze, z których następnie stworzyć można pancerze, bronie bądź ulepszenia do nich. Większość broni i pancerzy posiada co najmniej jedno gniazdo na ulepszenie bądź runę, co daje dość szerokie spektrum możliwości dostosowania wyposażenia zarówno Inkwizytora, jak i jego towarzyszy.

Co się tyczy towarzyszy, tych jest łącznie dziewięciu. Niektórzy zostają przydzieleni do naszej drużyny na samym początku i nie mamy na to wpływu, innych należy odszukać i zdecydować o tym, czy chcemy ich przyłączyć. Podobnie jak w poprzednich częściach z niektórymi z nich można nawiązać romans, zaś w zależności od podejmowanych przez nas wyborów mogą oni opuścić drużynę. Osobiście trochę żałuję, że towarzysze nie są aż tak ciekawi jak w "Początku" czy chociażby w serii "Mass Effect" – nie licząc Żelaznego Byka, postaci są trochę bez wyrazu i nie odczuwałem aż takiej przyjemności ani chęci, żeby z nimi porozmawiać i poznać ich lepiej. Nie biorę tutaj pod uwagę Varrika, którego dobrze poznaliśmy już w poprzedniej części. Z towarzyszami warto jednak rozmawiać, aby otrzymać zadania poboczne, poznać ich lepiej czy zdobyć nowe informacje o świecie – pochodzący z Tevinteru Dorian to źródło wiedzy na temat tego kraju, Żelazny Byk rozwinie naszą wiedzę o qunari, Kasandra o Poszukiwaczach Prawdy itd.

Dużą nowością jest silnik graficzny Frostbite 3, dotychczas kojarzony głównie z grami z serii "Battlefield". Trzeba przyznać, że sprawdza się on również w produkcji RPG – na najwyższych ustawieniach graficznych "Inkwizycja" jest bezsprzecznie jedną z najlepiej wyglądających gier tego gatunku, a wiele lokacji po prostu podziwia się, przechodząc je wzdłuż i wszerz. Tym niemniej pod pewnymi względami oprawa wizualna sprawia zawód – chociażby pod względem wyludnionego świata. Co prawda wyludnione światy zawsze były domeną BioWare, ale po przejściu na nowy silnik chciałoby się zobaczyć w "Inkwizycji" takie tłumy, jak na ulicach Paryża w "Assassin’s Creed: Unity". Niektórym może nie spodobać się również przesadna "cukierkowatość" – chociaż w grze trafiają się posępniejsze lokacje, ogólnie jest ona zbyt kolorowa i czasami tęskni się za mroczniejszym, cięższym całokształtem graficznym, jaki oferował "Początek".

Wiele osób grających w wersję pecetową narzeka na spadki płynności, crache, problemy z animacjami i inne błędy, jednak osobiście grając na najwyższych detalach nigdy nie miałem żadnych problemów z grafiką i wydajnością, nawet z włączonym programem do nagrywania filmów z gier. Tym niemniej nie można zaprzeczyć temu, że "Inkwizycja" tworzona była z myślą o konsolach, a wersja pecetowa to niejako tylko konwersja. Najlepiej widać to na przykładzie sterowania na klawiaturze i myszy, które jest tak niewygodne i niedopracowane, że bez konsolowego kontrolera nie ma nawet sensu zabierać się za grę. Innym przykładem świadczącym o "ukonsolowieniu" gry może być ograniczona ilość miejsc na pasku szybkiego dostępu do zaledwie ośmiu zdolności.

Podobnie jak "Mass Effect 3", "Inkwizycja" poza kampanią fabularną oferuje również czteroosobowy tryb kooperacji. Powiedzieć można o nim tyle, że w najlepszym razie jest nieudany. Już na samym początku zniechęca do niego obecność w nim nieobowiązkowych mikropłatności oraz brak możliwości grania taką postacią, jaką chciałby gracz. Jeżeli ktoś ma ochotę zagrać dwuręcznym ludzkim wojownikiem, nie ma na to szans – na początku jedyny wojownik to krasnolud z mieczem i tarczą. Identyczne ograniczenia dotyczą pozostałych klas. Co prawda w miarę postępów w kooperacji można odblokować kolejne postaci, ale np. człowiek może być tylko łupieżcą – nie ma mowy o swobodnym stworzeniu postaci o pożądanej przez nas rasie i klasie. Do słabości trybu kooperacji dodać należy "różnorodność" map i trybów – tych pierwszych są całe trzy, z kolei tych drugich "aż" jeden. Jedyną pozytywną rzeczą, jaką można powiedzieć o trybie wieloosobowym jest to, że w przeciwieństwie do tego z "Mass Effect 3" granie weń nie wpływa w żaden sposób na zakończenie trybu fabularnego. Podsumowując: tryb kooperacji to w "Inkwizycji" rzecz kompletnie zbędna, a czas zmarnowany na jego tworzenie można było wykorzystać na przydatniejsze rzeczy, jak np. dopracowanie do perfekcji pracy z nowym silnikiem.

Po dwóch mało udanych grach byłem pełny obaw odnośnie "Inkwizycji". Koniec końców okazało się, że jest to produkcja jak najbardziej udana i bezsprzecznie stanowi najlepsze RPG tego roku, a także najlepszą jak dotąd odsłonę serii. Jest to pierwszy role-play od czasów "Skyrima", przy którym spędziłem tyle czasu. Co prawda sto pięćdziesiąt godzin poświęcone "Inkwizycji" nie może równać się prawie tysiącowi, które spędziłem w Skyrim, jednak ogromna ilość zawartości – w tym m.in. duże, interesujące lokacje i mnogość zadań pobocznych – oraz ciekawy świat pozwalają na zapomnienie się w grze bez reszty. Warto jednak mieć na uwadze, że nie jest to produkcja dla miłośników klasycznych RPG – BioWare po raz kolejny stawia przede wszystkim na akcję. Chociaż w grze obecny jest tryb taktyczny, jego wykonanie pozostawia wiele do życzenia i na dobrą sprawę korzystanie z niego nie jest konieczne, w 99% przypadków do zwycięstwa w zupełności wystarczy mashowanie przycisków. Tym niemniej dla osób, które pokochały Thedas i które wolą RPG nastawione na akcje, jest to produkcja obowiązkowa, przywracająca wiarę w podupadłe ostatnimi czasy BioWare.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie będę oryginalny. Ale trudno nim być, skoro ekipa BioWare naprawdę się postarała. "Dragon Age:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones