Recenzja filmu

X-Men: Przeszłość, która nadejdzie (2014)
Bryan Singer
Jerzy Dominik
Hugh Jackman
James McAvoy

Powrót do przeszłości, czyli X-Meni na właściwym torze

Nie uchodzę za jakiegoś pasjonata komiksów. Nigdy nie zbierałem komiksów Marvela dostępnych na polskim rynku. Oczywiście mam kilka egzemplarzy, a w dzieciństwie oglądałem na Fox Kids seriale o
Nie uchodzę za jakiegoś pasjonata komiksów. Nigdy nie zbierałem komiksów Marvela dostępnych na polskim rynku. Oczywiście mam kilka egzemplarzy, a w dzieciństwie oglądałem na Fox Kids seriale o Kapitanie Ameryce, Iron Manie, Thorze, Spider-Manie, Fantastycznej Czwórce i o X-Menach. Jednak wtedy nie spodziewałem się, że od 2000 roku powstanie tyle filmów związanych z tymi bohaterami. Trzy części "Spider-Man" z Tobeym Maguirem – ujdą. Seria "Iron Man" z Robertem Downeyem Jr. też jest dobra. Dwie odsłony "Kapitana Ameryki" z Chrisem Evansem oraz "Thor" z Chrisem Hemsworthem – świetne. "Avengers" – jeden z lepszych obrazów tego gatunku. Tylko jakoś ekranizacje "Fantastycznej Czwórki" i "X-Menów" mi nie leżały. Wielu się ze mną zgodzi, że filmy o Fantastycznej Czwórce to klapa totalna. Za to pewnie znajdą się osoby, które mogłyby ze mną polemizować, jeśli chodzi o mutantów.



Dobre kilka lat temu oglądałem pierwszą część "X-Menów". Przyzwyczajony do bohaterów oraz wydarzeń z serialu animowanego, byłem niezadowolony z filmowej produkcji. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie pomysł Bryana Singera, więc następnej odsłony nie chciałem widzieć. Dopiero w 2011 roku postanowiłem wrócić do tej sagi, kiedy obejrzałem "X-Men: Pierwsza klasa". Koncepcja tego filmu bardzo mi się podobała, gry aktorskie Jamesa McAvoy’a, Michaela Fassbendera oraz Jennifer Lawrence przypadły mi do gustu na tyle, że postanowiłem odkurzyć X-Menów z Hugh Jackmanem, Patrickiem Stewartem i Ianem McKellenem. Zupełnie inaczej mi się je oglądało. Wtedy na trzy części z początku XXI wieku zacząłem inaczej patrzeć. Nie podobało mi się zakończenie historii w "X-Men: Ostatni bastion", ale jak się okazało, nie tylko mi, ponieważ ta produkcja zablokowała kontynuację projektów o mutantach, przez co musiały powstać "X-Men Geneza: Wolverine", który nie pasuje zbytnio do całości oraz wcześniej wspomniany "X-Men: Pierwsza klasa" i "Wolverine", które nakierowały producentów do przywrócenia dawnego blasku X-Menów. Dlatego wpadli na pomysł, aby następny film powstał na podstawie komiksu, który łączy przeszłość z niedaleko przyszłością. Tak narodził się "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie", a na fotel reżysera wrócił twórca dwóch pierwszych części – Bryan Singer.



Bardzo napaliłem się na ten obraz. Słyszałem, że po pierwszym tygodniu w USA miał lepsze wyniki niż "Avatar" Jamesa Camerona. Wczoraj z jedną koleżanką zdecydowaliśmy się wybrać na tą ekranizację w wersji 3D – jeszcze nigdy wcześniej nie byłem na filmie w tej technologii. I muszę stwierdzić jedno – nie żałuję! Mimo bardzo niewygodnych okularów, jakie mają w multipleksach, "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" prezentuje się bardzo dobrze. Efekty specjalnie fantastycznie prezentują się, np. w momencie, kiedy Michael Fassbender (Magneto) przemieszcza szyny kolejowe – wydaje się, że bohater stoi przed ekranem i używa swoich mocy, aby pozabijać widzów torami. Jednak jeśli kogoś nie stać na film w technologii 3D, to może również obejrzeć wersję zwykłą.

Co to samego obrazu filmowego… Początek jest niesamowity! Pierwsze kilkanaście minut seansu wbijają w fotel. Tyle się w nich dzieje, że masakra. Po nich spuściłem powietrze, co doprowadziło do śmiechu moją współtowarzyszkę. Podobała mi się gra Hugha Jackmana, który jako Wolverine wystąpił w roli łącznika dwóch czasów – 2023 i 1973 roku. Można zobaczyć, jak się jego postać zachowuje zarówno wobec starszych, jak i młodszych jednostek Profesora "X" oraz Magneto. Pewnie dla samego australijskiego aktora było to nie lada wyzwanie, ponieważ w niedalekiej przyszłości występuje jako uczeń, przyjaciel Charlesa i Erika, a w przeszłości odgrywa rolę nauczyciela, który musi doradzać Xavierowi i Lehnsherrowi, co muszą robić, aby nie dopuścić do zagłady i pilnować, aby się nie pozabijali. Dużo zamieszania wnoszą Mistique grana przez Jennifer Lawrence oraz dr Bolivar Trask, którego przedstawiał znany z serialu "Gra o tron" Peter Dinklage. Od ich postawy dużo zależy w całej tej historii. Na dodatek ciekawie wyszły sceny z Quicksilverem. Nie dość, że pełne humoru – w szczególności w zwolnionym tempie – to jeszcze z nich można dowiedzieć się o przygodzie Magneto, który nie domyśla się, że coś go łączy z Peterem Maximoffem.



Bryan Singer z pewnością przywrócił świetność dawnych X-Menów. Widać, że czuje tą ekranizację, wie, jak się do niej przygotować, aby to miało ręce i nogi. Bardzo dobry film, jedna z lepszych z produkcji na podstawie komiksów Marvela, choć – niestety – był moment, kiedy zacząłem zastanawiać się, kiedy będzie koniec. Na szczęście nie spojrzałem na zegar w telefonie, bo nie chciałem spuścić oczu z kinowego ekranu. To dobrze świadczy o tej produkcji, że nawet w takich sytuacjach, nie chce się omijać ani jednej sekundy obrazu.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dokładnie 8 lat temu, reżyser Brett Ratner stworzył film, którego chyba nikt się nie spodziewał. W... czytaj więcej
"X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" zapowiadany był jako połączenie starej trylogii o mutantach z nową... czytaj więcej
Sezon blockbusterów rozkręcił się na dobre. Tydzień po tygodniu do kas kin wpływają ogromne ilości... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones