Recenzja filmu

Woyzeck (1979)
Werner Herzog
Klaus Kinski
Eva Mattes

Pomiędzy naturą a kulturą

Gdyby przyszło nam porównywać filmy zrealizowane wspólnie przez Wernera Herzoga i Klausa Kinskiego, wskazanie różnic i podobieństw nie powinno nastręczyć większych trudności. Pewien problem może
Gdyby przyszło nam porównywać filmy zrealizowane wspólnie przez Wernera HerzogaKlausa Kinskiego, wskazanie różnic i podobieństw nie powinno nastręczyć większych trudności. Pewien problem może pojawić się dopiero przy "Woyzecku", a to z kolei może skutkować wartościowaniem na korzyść pozostałych dzieł zrobionych przez wspomniany duet (może jedynie z pominięciem "Cobra Verde"). Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie jest to wynikiem wiernego trzymania się literackiego pierwowzoru. Dramat napisany przez Georga Büchnera w 1837 roku był rekonstruowany z nieczytelnego rękopisu i siłą rzeczy ma pewne ubytki, poza tym nie ulega wątpliwości, że fragmentaryczność, statyczność i ulokowanie tragedii głównie na płaszczyźnie mentalnej doprowadziły do pewnej hermetyczności dzieła, pomimo jego niedługiej formy. "Woyzeck" Herzoga nie różni się formalnie (oczywiście przy przełożeniu środków literackich na filmowe) i pod względem treści od oryginału. Różnicę robi za to Kinski. I dobrze, bo - jak sam tytuł wskazuje - to postać grana przez niego jest najważniejsza w dramacie.

Kim jest więc Woyzeck? To nieco obłąkany żołnierz, służący w drugim regimencie, drugiego batalionu, czwartej kompanii w niewielkim miasteczku. Warto nadmienić, że Büchner, a więc pośrednio i Herzog - oparł się na historii autentycznej postaci, która żyła w pierwszych dziesięcioleciach XIX wieku w Lipsku. Historia ta nie byłaby zapewne warta przeniesienia na literacki grunt, a następnie filmowy, gdyby nie znacząca rysa na życiorysie Woyzecka. Zanim jednak przejdziemy do kulminacyjnego, decydującego momentu poznajemy w kilku scenach dość przykrą egzystencję tytułowego bohatera. Życie tego prostego żołnierza wypełnia bowiem musztra i usługiwanie przełożonym. Zagoniony Woyzeck z trudem znajduje czas dla Marii (Eva Mattes) i ich nieślubnego dziecka. Niestety, okazuje się, że egzystencję da się jeszcze bardziej uprzykrzyć. Maria ulega zauroczeniu tamburmajorem, a dokładniej mówiąc mundurem i statusem tegoż, co ostatecznie i tak doprowadza do zdrady. Dla Woyzecka jest to zbyt duży cios. Dochodzi do tragedii.

Herzog przeniósł na obraz filmowy zarówno perspektywę społeczną, jak i egzystencjalną, jednostkową. O tej pierwszej mówią nam relacje, jakie łączą Woyzecka z osobami doktora i kapitana, a także wyższymi rangą żołnierzami. Za każdym razem tytułowy bohater znajduje się w pozycji podrzędnej. Siebie przedstawia jako dziecko natury, co jest wyraźnym echem poglądów Jana Jakuba Rousseau. Opozycja natura - kultura jest zresztą dość wyraźna w filmie, tyle że, nie ma tu jasno określonej aprobaty dla tej pierwszej. Kultura jest opresyjna i niewoli człowieka, a jednocześnie jest bezsilna wobec natury, która również narzuca sposób funkcjonowania jednostki. Woyzeck nie radzi sobie ani z jedną, ani z drugą. Ludzie nie są mu w stanie pomóc, nie pierwsza to klęska kultury w tym filmie. Wysiłki zrozumienia praw rządzących światem wyglądają dość groteskowo w "Woyzecku" (wystarczy przypomnieć sobie sceny z doktorem, który prowadzi eksperymenty), a ludzie nie potrafią sobie wytłumaczyć otaczającej rzeczywistości. Ucieczką - a może konsekwencją - okazuje się szaleństwo. Woyzeck jest postacią tragiczną, ponieważ ostatecznie ulega nakazom natury i instynktowi. Nie jest w stanie wyzwolić się z jej okowów.

Analogicznie do literackiego pierwowzoru film Herzoga stawia opór dość luźną, a przy tym statyczną kompozycją oraz strukturą opartą głównie na dialogach. Dynamika zewnętrznych wydarzeń i zwroty akcji są mu obce. Jest jednak coś jeszcze, co tworzy barierę, być może nawet w sposób decydujący. Chodzi o główną postać i jej schizofreniczność. Widzowi nie jest łatwo przebić się przez szklaną kulę szaleństwa, jaką wytworzył Woyzeck. Właściwie dopiero późniejsza refleksja pozwala nam przenieść się na płaszczyznę współodczuwania i empatii, początkowo główny bohater jest dla nas zbyt inny. Gdy myślę o roli Klausa Kinskiego w tym filmie, to łapię się na sugestii, że jest to jego... najlepsza kreacja, a przecież nie łatwo jest w pełni utożsamić się z szaleństwem zwerbalizowanym. To nie jest wykrzywiony Leonardo DiCaprio z "Co gryzie Gilberta Grape'a" albo Brad Pitt z "12 małp", nie ujmując oczywiście niczego tym rolom. Kinski pokazał swoją postać na poziomie mentalnym, a nie czysto zewnętrznym; jego obłąkanie jest przekonujące, a przy tym niezwykle absorbujące. Nie daje o sobie zapomnieć. Na uznanie zasługuje także rola Evy Mattes w roli Marii. Jej literacki pierwowzór nie ma w sobie tyle dramatyzmu, aktorka znacznie bardziej pogłębiła tę postać. Warto obejrzeć "Woyzecka" chociażby dla tych dwojga.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones