Recenzja filmu

Wieloryb (2022)
Darren Aronofsky
Brendan Fraser
Sadie Sink

Patrz i płacz

Reżyser w typowej dla siebie religijnej łopatologii, pokazuje nam horror zaburzeń żywienia, horror, za którym nie stoi nic oprócz showmaństwa (efekciarstwa?) twórcy. A reżyser, który lubi się
Mówię sobie: wypiję jedno piwko z kolegami, oszukując sam siebie, bo dobrze wiem, że skończę na co najmniej pięciu piwach i kilku shotach. Siadam do oglądania meczu z paczką czipsów, jestem najedzony po obiedzie, ale parę mogę zjeść, a po pierwszej połowie nie mam już co chrupać. Jest piątek wieczór i nie mam żadnych planów na weekend. Planuję produktywne spędzanie czasu, ale w ten jeden wieczór pozwolę sobie zapalić skuna. Przeradza się to w dwa dni nieruszania się z kanapy i oglądania seriali, z których nic nie zapamiętałem.

Kino poruszające temat uzależnień czy kompulsywnych zachowań rezonuje ze mną, wprawia mnie w zakłopotanie i nie raz pomogło mi, chociaż na jakiś czas, zmienić swoje zachowanie. Mierzenie się z tymi kwestiami jest ważne, seans kinowy jest łatwiejszy niż terapia i wiem, że wielu osobom może pomóc. Jeśli film chociaż przez chwilę zmusi cię do zastanowienia się nad sobą, dotknie cię na tyle, że przez sekundę rozważysz inną ścieżkę, uważam to za sukces. Ziarno zostało zasiane i jest szansa, że kiedyś zakiełkuje.
 
Z drugiej strony może nie zmagasz się z problemami przedstawionymi na ekranie, ale ich obserwacja przez dwie godziny zmieni twoje rozumienie ich. Rozważysz bycie bardziej empatycznym, wykażesz większe zrozumienie dla tych, których życie przytłoczyło, uzbrojony w wiedzę, że nic nie jest czarno-białe. Nie zostaniesz aktywistą, ale przynajmniej będziesz już świadomy i przy następnej dyskusji z kolegami, nie będziesz tak szybko rzucać prostymi rozwiązaniami na skomplikowane kwestie.

Wszystko, co napisałem do tej pory, w pełni opisuje "Wieloryba", powiedziałby Aronofsky, a ja powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Reżyser w typowej dla siebie religijnej łopatologii, pokazuje nam horror zaburzeń żywienia, horror, za którym nie stoi nic oprócz showmaństwa (efekciarstwa?) twórcy. A reżyser, który lubi się popisywać, to jedna z najgorszych rzeczy w kinie.

Temat otyłości w "Wielorybie" jest, bo główny bohater jest otyły. I na tym kończy się mierzenie z tą materią. Nie dostajemy ani analizy tych zaburzeń, ani sensownych powodów, dlaczego bohater w nie popadł. Dostajemy za to spektakularnie ogromnego mężczyznę i muszę przyznać, że to, jak reżyser buduje z nim kadry, robi wrażenie równie duże jak to, jakim egoistą i manipulatorem nasz bohater jest. I to nie musiałby być zarzut.
 
Skoro reżyser postanowił, że film nie będzie o zaburzeniach, a o fikcyjnej i nieznośnej postaci, niech tak będzie. Oglądanie osób, które nie wiemy, dlaczego sobie szkodzą, a do tego są paskudne, może służyć za dobry filmowy temat, niech przykładem będą tu fenomenalne "Nieoszlifowane diamenty". Jednak w przypadku filmu braci Safdie mieliśmy trzymający w napięciu scenariusz i przyprawiającą o zawroty głowy reżyserię, które nie pozwalały mi oderwać się od ekranu, za to u Aronofsky'ego zawroty głowy fundowały mi pozbawione celu sceny obżarstwa (obżerania się?) i nie marzyłem o niczym innym jak o oderwaniu się od ekranu i od historii Charliego.
 
Głównym tego powodem jest brak konkretnego celu, który przyświecałby naszemu bohaterowi, a mi pozwoliłby z ciekawością podążać za biegiem wydarzeń, mimo mojego braku sympatii dla niego. Jednak wyłapanie, jaka motywacja przyświeca protagoniście, jest równie ciężka jak jego podróż z kanapy do drzwi bez pomocy chodzika. Oczywiście reżyser powiedział mi wprost, o co chodzi – "Chcę, żeby moja córka była szczęśliwa i uwierzyła w drzemiące w niej dobro". Żeby osiągnąć ten cel, pogadam z nią przez parę dni, dam jej kilkadziesiąt tysięcy i opuszczę ją po raz kolejny w jej życiu z poczuciem dobrze wykonanej roboty rodzicielskiej, jednak tym razem ucieknę w bardziej spektakularny sposób niż ostatnio, dokonując wniebowstąpienia na jej oczach. Każdy, kto ma żal do jednego z rodziców za to, że go zostawił, wie że to nie załatwi sprawy, ale przynajmniej ją zakończy.

I tak też zakończył się "Wieloryb". Nie rozwiązując niczego, pozostawił mnie jak opuszczonego dzieciaka z żalem, że nie spełnił złożonych mu obietnic. Aby pozostać w zgodzie z sumieniem, muszę tylko zaznaczyć, że adresatem mojego żalu jest reżyser, a nie Brendan Fraser. On zagrał rolę życia i dzięki niemu – i Hong Chau – seans ten nie był nie do zniesienia. Jednak kilka dobrych dodatków nie wystarczy, żeby mrożona pizza zmieniła się w włoski placek.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po premierze "Wieloryb" – najnowszy film Darrena Aronofskyego – zbiera różne oceny: od takich, że jest to... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones