Recenzja filmu

Watchmen. Strażnicy (2009)
Zack Snyder
Malin Akerman
Billy Crudup

Czy superbohaterowie śnią o emeryturze?

Pochylając się nad warstwą formalną filmu, nie sposób nie docenić strony wizualnej. "Strażnikom" daleko do wyidealizowanej bajki o walce dobra ze złem. Personifikacją tego klimatu jest postać
W sztuce jest takie przekonanie, że często prawdziwe arcydzieło zostaje docenione z czasem. Podobno Vincent van Gogh za swojego życia sprzedał tylko dwa obrazy, oba swojemu bratu. Ta reguła dotyczy również świata filmu. Orson Welles za "Obywatela Kane'a" dostał co prawda Oscara za scenariusz, ale widzowie i krytycy dopiero z czasem docenili wkład najważniejszego filmu w dziejach. Tych przykładów jest oczywiście więcej, m.in. "Zawrót głowy", "Łowca androidów" czy "Niezniszczalny". Od jakiegoś czasu do filmów z początku niedocenionych powinno się dopisywać "Strażników", których sam w 2009 roku nie doceniłem. Wstyd się przyznać, ale wystawiłem im wówczas godną pożałowania notę 3/10, gdyż spodziewałem się kolejnego "Mrocznego rycerza". Błędy są na szczęście po to, aby je naprawiać.



Ekranizacja kultowej powieści graficznej Alana Moore'a. Akcja filmu rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości lat osiemdziesiątych. Prezydent Nixon nigdy nie zrezygnował ze stanowiska i wciąż piastuje urząd. Bohaterowie lata świetności mają już dawno za sobą, obecnie rząd ich zdelegalizował i każdy przebieraniec w masce jest traktowany jako banita. Kiedy jednak zostaje zabity Komediant (Jeffrey Dean Morgan), heros z minionej epoki, nijaki Rorschach (Jackie Earle Haley) postanawia na własną rękę poszukać mordercy. Oprócz żyjącego według własnych zasad Rorschacha wśród ex-superbohaterów są jeszcze: Dr Manhattan (Billy Crudup), który w wyniku eksplozji zyskał nadludzkie umiejętności i teraz ma niemal boską moc. Ozymandiasz (Matthew Goode) jedyny, który wyjawił swoją tożsamość opinii publicznej i obecnie jest wpływowym i cenionym przedsiębiorcą. Nocny Puchacz (Patrick Wilson) romansujący z Jedwabną Zjawą (Malin Akerman), która odziedziczyła swój kostium od swojej matki Sally (Carla Gugino), skrywającej mroczną tajemnicę.



Zanim zacznę po kolei analizować wszystkie plusy i minusy filmu Snydera, warto w tym momencie, nadmienić jak ważny jest literacki oryginał dla świata komiksu. Kiedyś przeczytałem, że ten, kto nie zna "Strażników", nie zna życia i poniekąd trudno się z tym nie zgodzić. Alan Moore jest tym dla historii komiksu kim Tarantino dla świata filmu — postmodernistycznym mesjaszem. Jego dzieło to nie efekciarska historyjka o dzielnych bohaterach, tylko opowieść o społeczeństwie, które pragnie wybawienia, ale jednocześnie nie chcę z niczego rezygnować. To political-fiction, stanowiące rozprawę o kondycji współczesnej moralności oraz o cenie, jaką płaci się za prawdę i pokój. Literacki pierwowzór przez bardzo długi czas uchodził za materiał wybitny, ale niewdzięczny — trudny do sfilmowania. Na szczęście twórca "300" dokonał niemożliwego i udało mu się stworzyć swoje dzieło życia.



Pochylając się nad warstwą formalną filmu, nie sposób nie docenić strony wizualnej. "Strażnikom" daleko do wyidealizowanej bajki o walce dobra ze złem. Personifikacją tego klimatu jest postać Rorschacha, który niczym detektyw z czarnego kryminału przechadza się po brudnej, deszczowej dżungli przypominającej świat z "Taksówkarza"Martina Scorsese czy powieści Raymonda Chandlera. Oprócz świetnego klimatu noir i głębokiego głosu z offu Rorchach to przede wszystkim genialnie napisana i odegrana kreacja. Na pierwszy rzut oka bezwzględny mruk, ale tak naprawdę okazuje się ostatnią ostoją moralności w tym smutnym jak p... mieście. Ten antybohaternie byłby oczywiście tak genialny, gdyby nie Jackie Earle Haley, który mimo skromnej aparycji i maski przysłaniającej twarz potrafił nasycić swojego bohatera niesamowitą filmową charyzmą, którą można by obdarzyć cały "Legion samobójców" i zostałoby jeszcze na kontynuację.



Równie interesującym wątkiem co Rorschacha jest rywalizacja Ozymandiasza (już sama jego ksywka zwiastuje rozbuchane ego) z Dr Manhattanem (skojarzenia z potęgą USA nie są przypadkowe). Ten pierwszy jest zamożnym, wpływowym biznesmenem zżeranym przez własne ambicje i plany. Ten drugi to chodząca bomba atomowa i najpotężniejsza istota we wszechświecie, wraz ze wzrostem swojej mocy traci jednak swoje resztki człowieczeństwa i w konsekwencji ludzkość i jej konflikty mało go obchodzą. Spięcia na linii tych dwóch postaci znajdują swoje ujście w zaskakującej i niejednoznacznej finałowej sekwencji, o której nie będę jednak pisał z uwagi na spoilery.



Kolejne wątki nie są co prawda czystym złotem jak w przypadku Rorschacha, ale warto poświęcić im nieco uwagi. Historia Komedianta i jego trudnej relacji z pierwszą Jedwabną Zjawą jest bardzo niejednoznaczna. To właśnie ten wątek odrzucił mnie w 2009 roku, ale tak naprawdę to właśnie on najlepiej demitologizuje nieskazitelny wizerunek superherosów, pokazując, że choć są od nas silniejsi, to ulegają pokusom i namiętnościom równie łatwo i szybko co my. Najmniej atrakcyjny jest miłosny wątek młodej Jedwabnej Zjawy z Nocnym Puchaczem (ich pseudonimy sugerują filmy, których nie dodajemy do bazy, ale bez obaw, to tylko pozory). Momentami to po prostu ckliwe i nużące romansidło, niewnoszące nic ciekawego do tej historii.



W wersji rozszerzonej mamy dodatkowo historię statku widmo (w bazie dostępne też jako osobny film krótkometrażowy "Tales of the Black Freighter"), czyli komiksu czytanego przez chłopaka przed kioskiem. Pomimo ciekawej stylistyki ta historia w ogóle mnie nie zainteresowała, wybijała z rytmu głównej opowieści i nie dziwię się, że finalnie nie trafiła do kinowej wersji filmu, bo większość widzów pewnie traktowałaby te przerywniki jak... reklamy.



W dziele Zacka Snydera nie mamy klasycznego komiksowego antagonisty. To społeczeństwo i ludzie są wrogiem dla samych siebie, a największe zagrożenie, czyli wojna nuklearna grozi im właśnie z ich własnych rąk. Dzięki temu zagraniu "Strażnicy" są właśnie tym, czym powinien być każdy dobry film o superbohaterach, za fasadą fantastycznej otoczki skrywa się rozprawa o naturze człowieka do autodestrukcji.



Choć strona formalna jest mocną stroną obrazu (napisy początkowe i ekspozycja bohaterów na przestrzeni mijających dekad to czyste złoto), to nie obyło się, bez kilku potknięć.Snyder ma w zwyczaju nagminnie epatować CGI i tak jest tym razem. Co do scen akcji, to najlepiej wypada sekwencja ucieczki z więzienia, reszta pojedynków nie pozostaje zbyt długo w pamięci i prezentuje się najwyżej solidnie. Podobnie sprawa wygląda z soundtrackiem. Na ścieżce dźwiękowej możemy znaleźć wiele zapomnianych muzycznych szlagierów, jednak często nie pasują one do sytuacji, która aktualnie dzieje się na ekranie.



Z perspektywy dziesięciu lat od premiery mogę śmiało stwierdzić, że obok "Niezniszczalnego"Shyamalana opus magnum Zacka Snydera to najdojrzalsze podejście do tematyki superbohaterów w historii kina. Fajnie, że twórcom się to udało, tym bardziej że Alan Mooredo tej pory nie miał szczęścia, jeśli chodzi o adaptacje (wyjątkiem jest "V jak Vendetta"). W przygotowaniu jest już serial HBO, który ma zadebiutować na jesień tego roku. Ma on wchodzić w swoistą polemikę z literackim pierwowzorem Moore'a (zamiast lat osiemdziesiątych otrzymamy współczesną wersją dziejącą się w dobie apogeum władzy Putina i Trumpa). Jeśli faktycznie twórcom uda się oddać przesłanie i ducha oryginału, to HBO może doczekać się kolejnego hitu na skalę "Gry o tron". Nam pozostaje mieć tylko nadzieję, że poprawność polityczna nie zniszczy tego dzieła, bo byłaby to nieoceniona strata.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zegar Zagłady wskazuje pięć minut do północy. Richard Nixon jest prezydentem Stanów Zjednoczonych już po... czytaj więcej
Komiks "Watchmen" Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa jest arcydziełem. Oczywiście posiada sporo cech,... czytaj więcej
Jestem świeżo po obejrzeniu wersji reżyserskiej tego filmu i być może pod wpływem emocji stawiam mu... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones