Recenzja filmu

Właściciele (2014)
Adilkhan Yerzhanov

Tańcz, niech niosą cię nogi

Warto dać "Właścicielom"szansę, bo mimo licznych wad i momentów typu "ale że o co właściwie chodzi?" da się tam odnaleźć coś fascynującego i nie dającego spokoju.
Kazachstańscy "Właściciele" to bardzo dziwny film. Opisywany jest jako komedia, ale jeśli ktoś tak właśnie to niego podejdzie, to mocno się rozczaruje. Warto jednak dać mu szansę i podejść do niego z cierpliwością i otwartym umysłem, bo mimo licznych wad i momentów typu "ale że o co właściwie chodzi?" da się we "Właścicielach" odnaleźć coś fascynującego i nie dającego spokoju.

O co się właściwie rozchodzi? Otóż trójka rodzeństwa po śmierci rodziców zmuszona jest do wyjechania z miasta i przeprowadzenia się do odziedziczonego przez nich malutkiego, jednoizbowego domu gdzieś na kazachstańskiej wsi. Ledwo zdążą postawić w nim nogę, a już zaczynają się kłopoty. Otóż na "posiadłości" bardzo zależy pewnemu lokalnemu... no właśnie, komu? Ani to gangster, ani zwykły wieśniak. Mężczyźnie w sombrero? No, niech będzie. Tak więc mężczyzna w sombrero robi wszystko, żeby rodzeństwo z ich domu wykurzyć i wykorzystuje do tego także swoją liczną rodzinę, w której aż roi się od nieco surrealistycznych postaci. Mamy więc radosnego przygłupa chodzącego w obcisłej różowej koszulce, mamy faceta w garniturze słuchającego wiecznie muzyki z przenośnego radyjka, mamy małego chłopca mającego zawsze przy sobie pistolet na wodę... We wsi są też policjanci, ale jak się okazuje nie będą oni zbyt chętni do pomocy głównym bohaterom. W końcu John, najstarszy z rodzeństwa, zostanie zamknięty w areszcie, a jego młodszy brat Yunal będzie musiał zająć się chorowitą siostrą i bronić się przed coraz bardziej zaciekłymi atakami tubylców.

Kazachstan w wydaniu Adilkhana Yerzhanova jest zaludniony samymi dziwakami. Tych kilku wspomnianych wcześniej to tylko czubek góry lodowej, bo tak naprawdę tylko główna trójka bohaterów może podpadać pod kategorię "normalnych" ludzi. Reszta to zupełnie absurdalne postaci, prawie zawsze prezentowane na ekranie w niemal całkowitym bezruchu. A jeśli już się ruszą, to snują się tu i tam niczym zombie lub bladolicy bohaterowie filmów Roya Anderssona. Statyczność świata przedstawionego podbijana jest dodatkowo długimi ujęciami i licznymi zbliżeniami stosowanymi przez reżysera. Widać, że Kazach inspirował się artystycznymi filmami w stylu slow cinema. Trzeba przyznać, że zdjęcia jako takie są naprawdę piękne, choć ma się czasem wrażenie, że tworzone były według jakiegoś podręcznika "Jak nakręcić porywającą wizualnie scenę." Mamy więc promienie słońca przebijające się między palcami dłoni, mamy panoramy (pięknego zresztą) krajobrazu Kazachstanu, mamy zabawę cieniem. Ładnie to wszystko wygląda, ale przez skupienie na obrazie film niesamowicie się dłuży, zwłaszcza że przez większość czasu w ścieżce dźwiękowej dominuje cisza. Przydałoby się tu jakieś ożywienie, choćby w postaci ciekawszych dialogów, mogłoby wtedy powstać coś na kształt filmów Nuri Bilge Ceylana – niby nuda, ale jaka ciekawa!

Niestety scenariusz mocno niedomaga. Mimo, że film jest niesamowicie dziwaczny, to jednak po zrozumieniu całego konceptu okazuje się on prosty jak, nie przymierzając, budowa cepa. Świat „Właścicieli” jest więc absurdalny, bo absurdalna jest też rzeczywistość w Kazachstanie. Bohaterowie stoją w miejscu, bo w miejscu zatrzymał się cały kraj. Nic tu nikogo nie wzrusza, a z niesprawiedliwością nie da się wygrać. Nawet lekarzom nie chce się ratować życia pacjentów, bo została im godzina życia, a do szpitala jedzie się półtorej. "Tańcz, nic innego ci nie pozostało," mówi pan w sombrero do Yunala i zaczyna wykonywać niemal konwulsyjne ruchy do ciut tandetnej muzyki. Tym samym reżyser zdaje się mówić "Odstawiamy tu wszyscy szopkę i udajemy szczęśliwych, ale to tylko ułuda. Tańczymy, bo lepiej jest tańczyć niż dopuścić do wiadomości, jak źle nam jest." Łatwa to do odczytania krytyka systemu. Chyba zbyt łatwa.

"Właściciele" są więc filmem męczącym, z pewnością nie komediowym i niezrozumiałym, a jednocześnie łatwym do rozgryzienia (brzmi bezsensownie, ale tak jest). Mimo to nie uważam seansu za stracony – ciekawego pomysłu na pewno nie można filmowi odmówić, problemem jest jedynie jego realizacja. Może wynika to z kiepskiej sytuacji kazachskiej kinematografii, może z braku doświadczenia reżysera (Yerzhanov to debiutant). Podczas tegorocznego WFF film zwyciężył w konkursie Wolny Duch. I chyba właśnie dla tego nieuchwytnego "ducha", unoszącego się gdzieś pomiędzy zielnymi wzgórzami Kazachstanu, warto "Właścicieli" obejrzeć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones