Recenzja filmu

Truman Show (1998)
Peter Weir
Jim Carrey
Laura Linney

Dzień 10909

Peter Weir chciał już zrobić film mistyczny – wyszedł „Piknik pod Wiszącą Skałą”, zamieniający się z każdą minutą w dramat obyczajowy. Spróbował swoich sił w krytyce zakłamanego społeczeństwa i
Peter Weir chciał już zrobić film mistyczny – wyszedł „Piknik pod Wiszącą Skałą”, zamieniający się z każdą minutą w dramat obyczajowy. Spróbował swoich sił w krytyce zakłamanego społeczeństwa i pochwale świeżego, młodego ducha. Zamiast tego obejrzeliśmy „Stowarzyszenie Umarłych Poetów” – wątpliwe dzieło z ograniczeniem wiekowym – do lat 12. Tym razem podjął się nakręcenia filmu o roli przyszłości, istocie mediów oraz dążeniu do samodzielności i wolności. „Truman Show” to historia trzydziestoletniego mężczyzny, który zaraz po urodzeniu został adoptowany i „osadzony” w miasteczku na wyspie, w wybudowanej na wzniesieniach Hollywoodu gigantycznej kopule. Przez całe życie każdy jego ruch i każde słowo były śledzone przez tysiące kamer i sterowane przez reżysera oraz scenarzystów wielkiego reality show. Jednak wraz z pojawieniem się tajemniczego włóczęgi przypominającym jego, jak sądził, zaginionego ojca, Truman (Jim Carrey) zaczął wreszcie podejrzewać otaczający go świat o spisek. Wątpliwości potwierdzały coraz to nowe przytrafiające mu się absurdalne sytuacje: deszcz padający tylko na niego, głos w radio relacjonujący jego ruchy, czy zdjęcie ślubne, na którym jego żona, Meryl (Laura Linney), trzyma założone palce, unieważniające niejako przysięgę małżeńską. Wreszcie upewniony, że nie znajduje się w „realnym” świecie, postanowił uciec. Pomimo panicznego lęku przed wodą, wsiadł na łódkę i dopłynął na „koniec świata”. Rozległość i waga podjętego tematu są imponujące. Tym bardziej zadziwił mnie rezultat, jaki twórcy filmu osiągnęli. Zastanawiałam się, jak to możliwe, iż Peter Weir, moim zdaniem reżyser operujący przede wszystkim banałem i tanimi emocjami, mógł zrealizować udany w gruncie rzeczy film, jakim jest „Truman Show”. Doszłam do wniosku, iż po prostu nie odgrywał on kluczowej roli w realizacji utworu (albo przechodził okres wzmożonej aktywności twórczej). Zasługujący na pochwałę scenariusz autorstwa Andrew Niccola jest zabawny i rozwija akcję w odpowiednio stopniowanym, ale niepowolnym tempie. Najprawdopodobniej również aktorzy nie wymagali zdecydowanego prowadzenia. Jim Carrey, wcielający się w postać głównego bohatera, zagrał z podobną, jak w swoich poprzednich filmach, werwą, serwując co prawda mniej typowych dla niego gestów i min, ale jednak nadal nawiązując do Ace’a Ventury czy Lloyda z „Głupiego i głupszego”. Natomiast Laura Linney (Meryl Burbank/Hannah Gill) oraz Holland Taylor (matka Trumana) – przykro mi to mówić – posiadają niewątpliwe predyspozycje fizyczne do swoich ról zakłamanej żony i matki. W zaletach tych nie ma miejsca na żadną zasługę Petera Weira. Wymienione przymioty nie są jednak w stanie zakamuflować kilku wad typowych dla australijskiego reżysera. „Wyjście” Trumana, jak i cała jego podróż ku wolności, nacechowane są patosem, niewzmacniającym bynajmniej wrażenia powagi sytuacji, w jakiej znalazł się bohater, wręcz przeciwnie. Zabieg ten doprowadził do wypaczenia sceny, która ujęta w karby prostoty mogłaby być prawdziwie wzruszająca. W wytworzeniu odpowiedniego „klimatu” nie pomaga również muzyka Burkharda Dallwitza, którą bez większych przeszkód można by zastosować w pierwszym z brzegu hollywoodzkim komediodramacie. Spoglądając jednak na tę sprawę z drugiej strony, możliwe jest, iż owa poetyka nie była zastosowana przez twórców filmu, ale przez... autorów programu „Truman Show”. Christof (Ed Harris) doskonale opracował technikę pogrywania emocjami masowej publiczności za pomocą tricków telewizyjnych: odpowiednio dobierał muzykę, ściszał i pogłaśniał ją adekwatnie do sytuacji, w jakiej znajdował się Truman, stosował zbliżenia, „dodawał” mgłę, „sprowadzał” deszcz, gdy bohaterowie rozmyślali, popadali w melancholię, a przede wszystkim, gdy widzowie mieli się wzruszyć. Oznaczać by to mogło, iż Peter Weir i jego współpracownicy, niejako przy okazji, sprytnie wykpili politykę filmową Hollywoodu. Zaś moje przekonanie o nieudolności Weira okazało się błędne. Jakkolwiek „Truman Show” to, moim zdaniem, film dość dobry warsztatowo (ogromna w tym zasługa i autora scenografii – Dennisa Gassnera), jednak zdecydowanie ważniejsza jest w nim treść. Dodajmy - treść bardzo aktualna. Jak już wspomniałam, Truman Burbank jest nieświadomym uczestnikiem reality show, gwiazdą programu. Całe jego życie oglądane jest przez miliony widzów, on natomiast nie ma o tym najmniejszego pojęcia. Jasny więc wydaje się wniosek o „antytelewizyjnej” wymowie filmu. Weir otwarcie krytykuje autorów tego typu programów jako bezwzględnych wyzyskiwaczy, opierających swą działalność na ludzkiej niedoli i niewiedzy. Christof – pomysłodawca i główny reżyser „Trumana...” - nie tylko zezwala na cierpienia swojego bohatera, uniemożliwiając mu spełnienie się w prawdziwej miłości, jaką niewątpliwie była Lauren/Sylvia (Natasha McElhone), ale również świadomie powoduje u niego lęk przed wodą. Jest w stanie zabić Trumana, aby osiągnąć obrany przez siebie cel, sarkastycznie tłumacząc: „Urodził się na wizji”. Nie bez znaczenia wydaje się także dwoistość poglądów Christofa, który z jednej strony zaznacza, jak ważną postacią w jego życiu jest Burbank, a z drugiej jego postępowanie przeczy wszelkim zapewnieniom. Podobnie zresztą zachowują się inni uczestnicy programu – Hannah Gill/Meryl oraz Louis Coltrane/Marlon (Noah Emmerich), których poznajemy już w pierwszych minutach filmu - krótkim trailerze, zapewniającym nas o pożyteczności i szczerości „Trumana...”, w którym to właśnie ta dwójka bohaterów-aktorów przekonuje, iż świat „zewnętrzny” nie jest bynajmniej lepszy od tego oglądanego w telewizji. Jest to kolejny problem poruszany przez film Weira, przewijający się podczas kilku scen. Czy rzeczywiście nie miałoby być prawdą, iż telewizyjny, stworzony przez Christofa świat, nie jest lepszy od naszego? Argumenty są dość przekonujące. Trumanowi nic w jego domu nie grozi, nie musi się niczego obawiać, gdyż prywatny bóg-Christof czuwa nad jego bezpieczeństwem. Pomimo to bohater wybiera wolność i... godność. Okazuje się bowiem, iż nawet nasz świat pełen „szczerej” hipokryzji i agresji jest pełniejszy i bardziej wartościowy od sztucznie wykreowanego szczęścia. Równie mocno, co twórcom reality show, dostaje się ich widzom. Na pierwszy rzut oka wszyscy wydają się nader sympatyczni. Barmanki i dwie staruszki szczerze wzruszają się problemami Trumana. Ochroniarze i pan w wannie są nie tyle przekonujący w swoich uczuciach do bohatera, co zabawni – rozluźniają nieco przytłaczającą atmosferę zamknięcia. Jednak warto wsłuchać się w ich zdawkowe słowa. Wyjątkowo brutalnie brzmi informacja, iż posiadają na kasecie z największymi przebojami jedną z największych tragedii Trumana – utraconą miłość. Nietrudno domyślić się, jakie inne historie znajdują się w ich (i zapewne u miliona pozostałych widzów) domowej videotece. Zaś jeszcze bardziej sarkastyczna jest rozmowa ochroniarzy, którzy po wyjściu Burbanka z programu najzwyczajniej w świecie zmieniają program nie interesując się zanadto tym, co będą oglądać. Oczywiście trudno wymagać, by wciąż spoglądali z nostalgią na czarny ekran telewizora, ale jednak słowa te uświadamiają nam, jak bezmyślnie potrafimy wpatrywać się w najnędzniejszy nawet program i odgrywać przed samym sobą głębsze uczucia. „Truman Show” nie jest jednak jedynie gotowym przepisem moralnym i poradnikiem, jak korzystać z dobrodziejstw telewizji. Twórcy filmu nie tylko przedstawiają nam sytuację medialnego świata, ale również stawiają pytanie: jak to się skończy? Jak dalej potoczą się losy masowej rozrywki, ingerującej coraz mocniej w intymne życie każdego z nas? Na te pytania musimy odpowiedzieć sobie sami.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Literacka metafora życia jako sceny oraz człowieka jako aktora sięga korzeniami greckiego antyku, kiedy... czytaj więcej
Przy okazji kultowego już "Pikniku pod Wiszącą Skałą" do Petera Weira przylgnęło wiele górnolotnych, ale... czytaj więcej
Na pewno każdy z nas ma czasem wrażenie, że jest obserwowany, że śledzą go kamery, że ktoś natrętnie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones