Recenzja filmu

Stanko (2015)
Rasťo Boroš

Dramat jednostek

Przy okazji różnych festiwali czy przeglądów filmowych trafiam na dzieła, których w normalnych warunkach bym nie obejrzał. Większość z nich nie doczekuje się bowiem oficjalnej polskiej premiery
Przy okazji różnych festiwali czy przeglądów filmowych trafiam na dzieła, których w normalnych warunkach bym nie obejrzał. Większość z nich nie doczekuje się bowiem oficjalnej polskiej premiery albo przemyka przez nasze kina w ekspresowym tempie. W trakcie tegorocznego cieszyńskiego Kina Na Granicy los chciał, że zapoznałem się ze słowackim dramatem Rasťo Boroša.

TytułowyStanko(Peter Kočan) jest drobnym złodziejaszkiem, który nie lubi brudzić sobie rąk uczciwą pracą. Wyemigrował ze Słowacji do Włoch, ale i tam trudno jest mu zarabiać pieniądze. Pomocną dłoń wyciąga do chłopaka pewien gangster. ChoćStankow przeszłości go zawiódł, ten postanawia dać mu ostatnią szansę na spłacenie długów. Pozornie proste zadanie przysparza mężczyźnie jednak sporo kłopotów.

"Stanko"jest niskobudżetowym debiutem fabularnym.Trzeba przyznać, że początkujący reżyser potrafi zainteresować widza opowiadaną historią. A ta wpisuje się w szeroko pojętą konwencję kina drogi. Przez większą część seansu jesteśmy zamknięci wraz z głównym bohaterem w samochodzie i przemierzamy kolejne kilometry europejskich szos. W trakcie wędrówki na południu Starego Kontynentu przybliżamy się do tytułowej postaci, zaczynamy ją lubić, może nawet współczuć. Wiemy, że chłopak na dobrą sprawę sam zgotował sobie nie łatwy los, ale nie przeszkadza to, by czuć doń sympatię. Nie da się ukryć, że za taki stan rzeczy odpowiada sam PeterKočan. Z wyglądu przypomina on brata Zenka ze "Złotopolskich". Właściwie bohatera wykreowanego przez Bartłomieja Topę także można doszukać się w zachowaniu Słowaka.Wprawdzie nie zarzuca on grzywą na prawo i lewo, nie jest też krewnym organisty i nie pracuje w wiejskim sklepie. Wystarczy jednak spojrzeć na jego facjatę (ozdobioną wąsami) i przygarbioną postawę, by odnaleźć podobieństwo.Stankopodobnie jak młody Pereszczako jest również mocno nieporadny życiowo. Na dobrą sprawę w jego monotonnym i nieudanym życiu pojawia się iskierka nadziei, dopiero gdy poznaje on pewną nastoletnią romską dziewczynkę (Ivana Kanalosova).

To właśnie ona ma być przesyłką dla gangstera, który planuje umieścić nastoletnią niewolnicę w jednym ze swoich burdeli. Stankonie dopuszcza do siebie myśli, że może kogokolwiek zranić, dlań najważniejsze jest wykonanie zadania.Z kolei nadrzędnym celem dla dziewczynki jest przedostanie się do Francji, gdzie pracuje jej matka. Jak nie trudno się domyślić, długa wędrówka sprawi, że między dwójką autsajderów wytworzy się specyficzna więź. To właśnie ona jest motorem napędowym całej, wolno rozpędzającej się opowieści. Relacja między tą dwójką jest także pretekstem dla twórców, by okrasić tę dramatyczną opowiastkę odrobiną sytuacyjnego humoru. Dramatyczną, ponieważ reżyser podejmuje w swoim dziele trudny temat handlu dziewczętami. Jest to jeden z podstawowych problemów współczesnej Słowacji. Mówi się o nim głośno, ale nikt nie potrafi zlikwidować tej brudnej machiny biznesu. Tym większe słowa uznania należą się dla początkującego reżysera.Niewątpliwym atutem jego produkcji są także zdjęcia. Ich autor Ivo Miko do rozświetlenia ekranu używa przede wszystkim... promieni słonecznych. Pozwolę sobie stwierdzić, że ten zabieg nie tylko dodaje uroku kadrom, ale także daje odrobinę nadziei ekranowym bohaterom. W szarej prozie egzystencji brakuje pozytywów - przynajmniej aura im się nie przeciwstawia.

"Stanko"to tylko pozornie prosta historia. Jest to opowieść dotykająca trudnego tematu, w której drzemie olbrzymi ładunek emocji.Nic dziwnego, że pierwszy fabularny krok słowackiego reżysera w 2016 roku był jednym z najbardziej pozytywnych zaskoczeń w kinach naszych południowych sąsiadów.W jednej ze scen otwierających tytułowy bohaterzostaje przegoniony z plaży przez jedną z przestraszonych plażowiczek. Myślę jednak, że nie należy tak postępować. Trzeba dać szansę zarówno bohaterowi Kočana, jak i produkcjiRudolf BorošakBoroša. Takie debiuty aż chce się oglądać.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones