Pierwszym dramatem wojennym, który całkowicie odmienił formę przedstawiania tego gatunku na komercyjnym kinowym ekranie był unikatowy obraz "Das Boot" Wolfganga Petersena z 1981 roku. Po raz
Pierwszym dramatem wojennym, który całkowicie odmienił formę przedstawiania tego gatunku na komercyjnym kinowym ekranie był unikatowy obraz "Das Boot" Wolfganga Petersena z 1981 roku. Po raz pierwszy Niemcy nakręcili film o niemieckich żołnierzach walczących w czasie drugiej wojny światowej, efektem był niezwykle sugestywny i przekonujący obraz. Kontrowersje poprzedzające produkcję się nie sprawdziły, albowiem historycznie działania zbrojne prowadzone na morzu była względnie klarowne i wyrównane. Film "Stalingrad" to kolejny udany dramat wojenny produkcji niemieckiej. Opowiada o wojennych losach niemieckich żołnierzy na froncie wschodnim, podczas gdy dramatyczne ukazywanie tego teatru wojny było dotychczas nie do pomyślenia ze względu na przebieg wojny na wschodzie i metody jej prowadzenia. Niemiecka realizacja, język, aktorzy wszystko to zapewniło piorunującą mieszankę, dzięki której z filmu wieje porażającym realizmem i na próżno doszukiwać się tutaj sztuczności. Poza autentyzmem narodowościowym, chyba po raz pierwszy wojna na ekranie wygląda jak wojna, najpierw niewinnie zarysowana jako coś dalekiego, zupełnie błahego i niegroźnego, szybko zamienia się w chaotyczny żywioł bezwzględnie wyniszczający ludzi fizycznie, psychicznie i moralnie. Nie można chyba było znaleźć lepszego tematu na ten obraz wojenny niż właśnie bitwa o Stalingrad. Klęska, która nie tylko odmieniła losy wojny, ale mentalność ludzi i żołnierzy, szczególnie samych Niemców. Ciężko dziś sobie wyobrazić, jak wielki szok w "tysiącletniej" III Rzeszy i jak wielkie nadzieje w podbitej Europie musiała wówczas wywołać klęska wydawałoby się niezwyciężonej dotychczas armii. Przebieg bitwy stalingradzkiej oglądamy przez pryzmat losów kilku doświadczonych niemieckich żołnierzy, ich pospolite twarze wydają się zlewać z szeregiem kompanii saperów. Mamy więc młodego ambitnego porucznika Witzlanda, kompanijnego wesołka Reisera, odważnego i porywczego Rohledera. Jako specjalistyczna elitarna jednostka piechoty zostają przegrupowani z kontynentu afrykańskiego na front wschodni, gdzie mają wesprzeć ostateczny szturm na resztki radzieckiego oporu w przemysłowych kompleksach miasta. Przebieg bitwy, w której uczestniczą, jest przewrotny, w kilka tygodni ze "zdobywców przestrzeni życiowej"" zamieniają się w "szczury" walczące o przetrwanie pośród zrujnowanego miasta. Im więcej żołnierzy z kompanii ginie, tym większa więź w beznadziejnej niedoli łączy głównych bohaterów. Spotkanie z brutalnym kapitanem Hallerem zaważy na losach ich wszystkich. Poprawnie choć bez głębszej wnikliwości przedstawiono relacje między żołnierzami i ich wewnętrzną przemianę. Najpierw butni, niepokonani, jak im się zdaję, szybko przekonują się, że wojna, z jaką do tej pory mieli do czynienia, to tak naprawdę były igraszki w porównaniu z tym, co spotka ich w mieście Stalina. Tracąc kolegów, widząc jak odważni i twardzi są Rosjanie oraz wegetujących na krawędzi śmierci cywilów, uświadamiają sobie, że to nie żadne bestie, ale ludzie tacy jak oni, zaczynają wątpić w sens wojennego szaleństwa rozpętanego i realizowanego ich rękami. Groźniejszym wrogiem od walczących po drugiej stronie staje się mróz i głód. Wyczuwa się zbliżającą się nieuniknioną katastrofę, aż w końcu widzimy beznadziejne zmagania bohaterów już nie dla zwycięstwa, ale zaledwie fizycznego przetrwania, gdy ich psychika zdaje się umarła. W apokaliptycznym bezmiarze gruzów nie ma zwycięzców, są tylko przegrani, setki tysięcy pogrzebanych i garstka szczęśliwców jeszcze żywych, ale wewnętrznie zniszczonych. Beznadziejność niemieckiego zamiaru podboju nieprzeniknionej Rosji i wojna totalna frontu wschodniego pokazana przekonująco, bo w oparciu o zatracone losy jednostek. Obsada głównych bohaterów, złożona z mniej znanych wówczas niemieckich aktorów spisuje się znakomicie, jednocześnie nie zaciemniając wojennego koszmaru gwiazdorskimi popisami, dla każdego z nich film okazał się przepustką do dalszej aktorskiej kariery. Sprawna reżyseria Josepha Vilsmaiera, wcześniej operatora, dla którego był to pierwszy tak ważny film w tej roli, płynnie kreśląca obraz. Płynny montaż, malownicze zdjęcia wojennego koszmaru, rozsądne wyważenie scenariusza, czyli scen dramatycznych i bitewnych, w sumie otrzymujemy przysłowiowe solidne niemieckie wykonanie. Całość okraszona nieprzeciętną przytłaczającą muzyką, a jako ciekawostkę mamy doskonale zmontowane, kilkuminutowe dokumentalne wprowadzenie z archiwalnymi zdjęciami. Dobre europejskie, antywojenne kino, które tak jak wcześniej "Das Boot", zerwało z hollywoodzką sztampowością przedstawiania drugiej wojny światowej i choć zabrakło czegoś ulotnego na miarę arcydzieła, niewątpliwie jest to jeden z najlepszych wojennych dramatów. Następnym godnym uwagi dramatem stricte wojennym będzie już podkolorowany akcją, ale także wymowny "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga, który to z pewnością "Stalingrad" Vilsmaiera wnikliwie oglądał.