Recenzja filmu

Skinamarink (2022)
Kyle Edward Ball
Lucas Paul
Dali Rose Tetreault

Wśród nocnej ciszy

"Skinamarink" jest udaną wizualizacją pewnej fundamentalnej dla bolączek dorosłego życia fantazji. Doświadcza się jej w bólu, znużeniu i przerażeniu, ale właśnie – doświadcza, nie ogląda jak
Wśród nocnej ciszy
To dojmujące uczucie: jawa ma cię już w swojej opiece, ale sen jeszcze siedzi na klatce i dociska serce kolanem. Wysysa z ciała obrazy – ciemne kąty, rozmyte kanty, lśniące poświaty – oraz dźwięki – skrzypienia, stukoty, szepty, ciurkające krany – i rzuca gdzieś na ekran sufitu. Nie możesz się ruszyć, umysł działa, kończyny umarły, krzyczysz gdzieś w środku, a śnienie chce, żebyś wrócił i oglądał ten film. Z terroru przysennych majaków rodzą się doświadczenia takie jak "Skinamarink" Kyle'a Edwarda Balla: destylaty koszmarów, które nawiedzają każdego po równo, od dziecka, tak często, że aż utraciły rozpoznawalną formę, stały się czystym odczuciem, mroczną aureolą wokół najbardziej pospolitych sytuacji i przedmiotów.


Z premedytacją nie chcę nazywać "Skinamarink" filmem, chociaż jest tu i konkretny fabularny szkielet, i część zabiegów typowych dla horroru, na przykład nagłe, niczym niezapowiedziane jump scare'y. Natomiast wyświetlanie ciągu amorficznych obrazów – skrajnie nieostrych, stylizowanych na stare nagrania z kamery VHS i łapiących tylko pewne elementy większych scen: dziecięce stopy, zamykane drzwi, zapalaną lampkę i tak dalej – na maratonach kina grozy (a o takich praktykach donoszą niektórzy użytkownicy Filmwebu), między "Terrifierem 2" a "Obecnością 3", uważam za spore nieporozumienie. "Skinamarink" to zupełnie inny gatunek: źródła projektu sięgają jutubowego kanału Bitesized Nightmares, gdzie Ball zamieszczał wizualizacje koszmarów sennych, które wcześniej zasysał od użytkowników Reddita śledzących wątki poświęcone horrorom. Na kanwie cudzych senników Kanadyjczyk realizował krótkie filmiki, a pełnometrażowy debiut sfinansowało dopiero 15 tys. dolarów pozyskane z fanowskiego crowdfundingu. Od początku był to zatem nie tylko eksperyment formalny, ale również próba weryfikacji pewnych założeń teoretycznych: poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, czy w trybie półprofesjonalnej produkcji, ze skrawków obrazów i dźwięków, na fundamencie niedopowiedzeń, które nasz gestaltowski umysł na bieżąco domyka i ubiera w sensy, da się wycisnąć właściwą esencję współczesnego niepokoju. Innymi słowy: czy da się uzyskać doświadczenie zbliżone do oglądania horroru (prawie) z niczego.


I tutaj pojawia się zasadniczy problem: tak potężnie duchologiczna materia – oparta na wspomnieniach dziecięcej grozy i niesamowitości typowych dla jakiegoś pokolenia – zawsze będzie oceniana skrajnie subiektywnie. Ja na przykład bałem się na "Skinamarink" piekielnie, ale być może tylko dlatego, że doskonale pamiętam egipskie ciemności wąskiej klatki schodowej mojego domu rodzinnego, nadprzyrodzone buczenie zepsutej lodówki i ojca zahipnotyzowanego telewizyjnym poblaskiem lat 90. To jest właściwa twórcza tkanina Balla: rok 1995 i dzieciaki szurające po wykładzinie, slalomem między rozsypanymi klockami Lego, z toalety do pokoju taty i od taty do kuchni po sok. Ledwie zarysowany kontekst: czteroletni Kevin rani się w głowę, jego starsza siostra, Kylee, twierdzi, że to nieszczęśliwy wypadek podczas lunatykowania. Ojciec bagatelizuje sprawę, ale za chwilę cały dom zaczyna przechodzić gwałtowną transformację: znikają okna, drzwi i toaleta, sufit i podłoga wymieniają się miejscami. Wyparowują także rodzice, a z mroków pogaszonego światła COŚ przemawia do dzieci, tajemniczy byt wabi je zniekształconym szeptem i skłania do snucia się po pustych korytarzach w poszukiwaniu sensu. To, co najbezpieczniejsze, staje się najpotworniejszą pułapką. Wesołe kreskówki o kotach i myszach – zapętlone i pobrużdżone zakłóceniami obrazu – ujawniają swoją niepokojącą brutalność; lalka Barbie przykleja się do ściany niczym jakiś włochaty pająk – przyczajony morderca – a zabawkowa lokomotywa spogląda na dzieci oczami szalonego psychopaty. I być może naprawdę chce je – ciebie – zabić. Być może już to zrobiła, a ty nie jesteś dzieckiem, tylko znowu śnisz ten stary, upierdliwy sen: otwierasz drzwi domu i wpuszczasz do środka ciemność tak gęstą i straszną, że aż doprowadza cię do krzyku. 

Michał Oleszczyk napisał, że "Skinamarink" to "telewizyjna poświata z "Poltergeista" równomiernie rozlana po 100 minutach nocnej ciszy". Jest to doskonałe podsumowanie. Ball korzysta z niepokojącej, anachronicznej materialności przestarzałych mediów – kineskopowego telewizora i kasety VHS – żeby obudzić w środku nocy przesyconego lękiem, wewnętrznego dzieciaka tych widzek i widzów, których dorastanie przypadało na lata 90. i wczesne 2000. W długich ujęciach, w stylizacji na found footage, w cięciach i zniekształceniach jak z awangardowej animacji poklatkowej, we wszechogarniającej nudzie, która stymuluje wyobraźnię i rodzi domysły, w ciszy, która wyostrza każdy dźwięk i zmusza do szeptu – w tym wszystkim Kanadyjski twórca szuka istoty lęku; bodźca niezwiązanego z widokiem tego, co przerażające za sprawą swojej fizycznej postaci, lecz mimo to wzbudzającego pierwotny dreszcz. Przy okazji dotyka kwintesencji lęku separacyjnego: jako kilkulatki baliśmy się przecież, że starzy usadzą nas przed telewizorem, włączą maraton kreskówek, po czym, kiedy skończy się pierwsza euforia i zaabsorbowanie uwagi, wyjdzie na jaw, że nas porzucili, zatrzasnęli drzwi i zabrali klucze. 


Ślad tego uczucia drzemie w sercach po dziś dzień, powraca w formie koszmarów sennych, a "Skinamarink" jest udaną wizualizacją tej fundamentalnej dla bolączek dorosłego życia fantazji. Doświadcza się jej w bólu, znużeniu i przerażeniu, ale właśnie – doświadcza, nie ogląda jak typowy filmowy horror. A ocena doświadczenia będzie się wahać od 1 do 10, również w zależności od tego, jaka jest Wasza tolerancja na nicniedzianie się. Oraz, jasna sprawa, czy rodzice zostawiali Was w dzieciństwie samych, z grającym telewizorem i pociążkiem Tommym na straży mroków spoza krawędzi dywanu. 
1 10
Moja ocena:
7
Publicysta, eseista, krytyk filmowy. Stały współpracownik Filmwebu, o kinie, sztuce i społeczeństwie pisze dla "Dwutygodnika", "Czasu Kultury", "Krytyki Politycznej", "Szumu" i innych. Z wykształcenia... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Widzowie kochają horrory z dziećmi w roli głównej. Mamy filmy, w których dziecko staje się wcieleniem zła... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones