Recenzja wyd. DVD filmu

Satan Hates You (2010)
James Felix McKenney
John Levene
Larry Fessenden

McKenney Hates You

Czasami tytuł mówi wszystko o filmie, a jeśli pojawia się w nim jego diaboliczność, to w naturalny sposób oczekuje się krwawej rzeźni. Tytuł tego filmu kłamie.
Mniej więcej w połowie "Satan Hates You" zacząłem zastanawiać się, jaki splot wydarzeń doprowadził do tego, że o ósmej rano oglądam coś tak marnego. Winnym jest Angus Scrimm vel Tall Man ("Phantasm"), którego filmografię niedawno lustrowałem i postanowiłem przyjrzeć się jego współczesnej działalności. Gwiazd horroru jest tu zresztą więcej: Reggie Bannister (także "Phantasm"), Michael Berryman ("Wzgórza mają oczy") czy Debbie Rochon (masowa udzielająca się w niskobudżetowych filmach grozy, zwłaszcza sygnowanych przez Troma Entertainment). Obecność tuzów gatunku na ekranie to jednak zaledwie chwile wytchnienia od ciężkiej i nudnawej fabuły.

Inspiracją do powstania "Satan Hates You" były propagandowe filmy chrześcijańskie z lat 70., celem natomiast podjęcie religijnego dialogu. Dowiecie się tego z opisu czy recenzji, ale na pewno nie z samego filmu, który wyraźnie chciałby nieść przesłanie, lecz nie może go wykrztusić. Zresztą nie oszukujmy się - jeżeli chrześcijanin sięga po horror z szatanem w tytule, musi mieć spory dystans do swojej wiary, a przekonywanie przekonanych mija się z celem. Gdyby jednak zdarzyło się, że głęboko wierząca osoba obejrzy film McKenneya, w gratisie dostanie wątek wzbudzającego poczucie winy homoseksualizmu oraz totalnie abstrakcyjną, demonizującą, mającą przełożenie na rzeczywistość najwyżej Burkina Faso scenę aborcji. W skrócie: pełen przegląd społecznych problemów współczesnej Polski.

Nie chcę wchodzić w teologiczną dyskusję z twórcami filmu, ale zawartość refleksyjna "Satan Hates You" jest płytsza niż groby kopane przez Alexa Lawa. W XXI wieku, z setkami prac naukowych, filozoficznych, religijnych, z dziesiątkami felietonów, internetowych debat, jedyne, na co stać scenarzystę to pytania pokroju: "Skoro Bóg istnieje to dlaczego giną ludzie?" i odpowiedzi typu: "Bo dla niego nie liczy się życie doczesne, lecz wieczne". Nagromadzenie podobnych komunałów jest pod koniec filmu na tyle duże, by jego główni bohaterowie zmienili się z zatwardziałych grzeszników w uosobienia wszelkich cnót. "Marność nad marnościami i wszystko marność".

Do pary z lichą treścią filmu idzie jego fatalne wykonanie. Producentem, a także jedną z chtonicznych postaci podżegających bohaterów filmu do grzesznej rozwiązłości (swoją drogą dwie najsłabsze kreacje w "Satan Hates You") jest znana persona w filmie klasy Z - Larry Fessenden. Tym razem wyraźnie chciał zaoszczędzić, bo momentami można odnieść wrażenie, że film nakręcony jest telefonem komórkowym, a postać szatana może wzbudzać wyłącznie śmiech. Od strony wizualnej nie ma tu nawet jednego intrygującego momentu, a już ukrzyżowanie Jezusa w komiksowej konwencji woła o... pomstę do nieba.

Morderstwa, alkohol i narkotyki, satanizm, promiskuityzm (choć bez typowych dla horroru scen rozbieranych) - składników niby jest wiele, ale powstałe z nich danie jest ciężko strawne. Gdyby chociaż był to produkt tak bluźnierczy, za jaki się podawał, może faktycznie miałby jakąkolwiek wartość rozrywkową. Nie ma tu jednak choćby jednej sceny dorównującej np. parodii mszy w wykonaniu Pinheada w trzeciej części "Hellraiser", a zestawienie z "Satan's little helper" sprawia, że film Jeffa Liebermana nagle zdaje się solidniej wykonany niż się wcześniej wydawało. Mam wrażenie, że jedyna nienawiść jaką zawiera "Satan Hates You" to nienawiść reżysera do widzów.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones