Recenzja filmu

Rycerz (1980)
Lech Majewski
Daniel Olbrychski
Jan Frycz

Poszukiwacz zaginionej Arfy

Nie ma co ukrywać, Lech Majewski wyrobił sobie markę. Zwrócił uwagę wielu krytyków, zarówno w kraju, jak i za granicą. Jego kino stało się obiektem dyskusji widzów, budząc skrajne emocje, od
Nie ma co ukrywać, Lech Majewski wyrobił sobie markę. Zwrócił uwagę wielu krytyków, zarówno w kraju, jak i za granicą. Jego kino stało się obiektem dyskusji widzów, budząc skrajne emocje, od zachwytów, aż po ostrą krytykę. Dla mnie tymczasem... to osoba, której fenomen zwyczajnie przegapiłem. W chwili w pisania tych słów jestem świadom istnienia Majewskiego zaledwie od dwóch tygodni, oraz oglądałem tylko dwa jego filmy. Skoro jednak zdążył mnie zaintrygować, stwierdziłem że najlepiej wyrobić sobie zdanie o reżyserze obserwując ewolucję jego stylu i zacząłem od samego początku. "Rycerz" to pełnometrażowy debiut tego kontrowersyjnego twórcy i zarazem pierwsze jego dzieło, które naprawdę mi się podobało. Majewski udowadnia w nim, że wcale nie jest kreatorem bełkotliwych, niezrozumiałych obrazów, a prawdziwym poetą z kamerą.

Tytułowy rycerz bez imienia (Piotr Skarga) to mieszkaniec chylącego się ku upadkowi królestwa. Władca dawno już przestał się interesować poczynaniami poddanych, udając, że nie widzi szerzącej się wokoło korupcji. Skromni ludzie cierpią niedostatek, a urzędnicy państwowi korzystają z każdej okazji, by oszukiwać innych. Według głównego bohatera, jedyną nadzieją, by zmienić ten stan rzeczy, jest odnalezienie legendarnej, złotej harfy. Jest ona źródłem wszelkiego dobra, niesie sprawiedliwość i pokój. Pełen wiary rycerz wyrusza na poszukiwania, mając za sobą przeszkolenie i błogosławieństwo swojego mistrza, Hierofanta (Daniel Olbrychski). Podczas swojej wyprawy spotka wiele specyficznych postaci, które zachwieją jego światopoglądem oraz postawią pod znakiem zapytania sens poszukiwań harfy…

"Rycerz" nie jest wbrew pozorom filmem przygodowym, choć motyw podróży znacznie ułatwia jego odbiór. Całość to coś, co określam jako "kino symboliczne". Nic nie jest powiedziane wprost, a Majewski żonglując metaforami, zaprasza nas do odgadywania kolejnych scen-zagadek. Kluczowym pytaniem w tym obrazie wydaje się znaczenie celu rycerza, czyli "złotej harfy". Nie sądzę, by pole interpretacji było zamknięte do jednego przedmiotu, sam zakładam jednak, że jest ona symbolem boga lub religii. Główny bohater spotyka na swej drodze wyznawców wielu kultów, a żaden nie wydaje się idealny. Rodzi to pytanie, czy w ogóle istnieje absolutna moc, która zaprowadziłaby pokój w królestwie i sprawiłaby z miejsca, że ludzie zmieniliby swoje postępowanie?  I czy na pewno jest prawdziwa, bo może okazać się jedynie iluzją mającą zaślepiać nieposłuszny tłum. Przez film przewija się sporo postaci wierzących w różnych bogów, mających odmienne religie. Nawet jeżeli czczą tylko przedmioty (np. pieniądze), zawsze traktują je jako pewnego rodzaju świętość. Nie wygląda jednak na to, by byli osobami spełnionymi. Niektórzy to niewolnicy własnych idei, inni traktują stwórcę jako świetną wymówkę, by nadawać szlachetne znaczenie niecnym uczynkom, a jeszcze inni uważają. że życie jest odwieczną zabawą. Bohater w końcu sam zaczyna wątpić w sens własnej misji. A to nie jest jedyny problem, jaki ma do rozwiązania, bo Majewski wcale nie zadowolił się poruszeniem jednego tematu. Pojawiają się wątpliwości związane z usposobieniem ludzkim (czy aby nie jesteśmy źli z natury?), wybory pomiędzy dobrem własnym a dobrem ogółu, poświęceniem… "Rycerz" jest wielowymiarowym filmem i nie ma co ukrywać, trzeba wiele czasu, dyskusji i cierpliwości by zrozumieć go choć w połowie.

Od strony wizualnej obraz Majewskiego robi również spore wrażenie. Reżyser miesza tutaj typowo teatralną scenografię, z pięknymi plenerami, które przywodzą na myśl baśniowe krainy. We wszystkie te obrazy wpleciono dyskretnie sporo symboli, które można na pierwszy rzut oka przegapić. Choćby uratowany przez rycerza człowiek, przywiązany za nogę do drzewa układa się niczym Wisielec z kart Tarota. Wykorzystano też symbolikę słowiańską, przemieszano ją z typowo średniowiecznymi motywami, doprawiając szczyptą fantastyki. Taka zabawa estetykami wyszła filmowi zdecydowanie na dobre, bo miło się patrzy na kolejne kadry, nawet jeżeli nie do końca wszystko można zrozumieć. Wisienką na torcie jest świetnie zmontowana i szalenie odważna scena tańca na plaży, która przeradza się powoli w orgię. To wizualno-muzyczny majstersztyk,  który znakomicie wieńczy to dzieło i prowadzi do intrygującego finału.

"Rycerz" nie jest pozbawiony małych potknięć (nie zawsze starannie dobrane kostiumy, kilka słabszych epizodów). Trzeba też przyznać, czerpie z tradycji kina takich twórców jak Jodorowsky (motywy podróży, sceny pustynne) czy Russel (dziwne wstawki na początku, z "szalejącymi" mieszkańcami królestwa) . Jak na pełnometrażowy debiut reżyserski jest to jednak niebywale zjawiskowy film, który dziś wydaje się zapomnianą perłą naszej rodzimej kinematografii. Miejmy nadzieję, że kiedyś jakiś łaskawy dystrybutor przypomni nam o nim za pomocą porządnego wydania DVD, bo temu obrazowi się to zwyczajnie należy.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones