Recenzja filmu

Roma (2018)
Alfonso Cuarón
Yalitza Aparicio
Marina de Tavira

Szyderczy chichot losu

Film ten jest jedyny w swoim rodzaju, jeśli chodzi o sposób przekazywania emocji i uczuć jakie targają bohaterami. Dlaczego? Ponieważ nie grając na emocjach widza, krzykliwym eksponowaniem
"Roma" w reżyserii Alfonso Cuaróna to film, w który należy wpatrywać się ze spokojem i powoli kosztować wizualnych przekąsek, serwowanych nam przez zwykłą kuchnię szarej codzienności (tak, wiem, zwłaszcza psie kupy pasują do tej metafory). To dzieło dla cierpliwych i dociekliwych, nie wymagających od kina szybkiej akcji, rzekłbym nawet minimalistów, których potrafią zafascynować drobnostki życia. Wszystkie radości i smutki większe lub mniejsze, to składowe naszego losu, a ich wypadkowa potrafi czasem nieźle "dźgnąć w tyłek". Oglądając "Romę", musimy jednak trochę poczekać na owo dźganie. W tym filmie życie toczy się wolno, zatopione w onirycznym klimacie. 

Obserwujemy wspaniałe szerokie kadry, ukazujące czarno-białą panoramę podzielonego na dwie części świata. Świata kobiet i mężczyzn, podziałów społecznych, klasowych i politycznych. Obraz tego świata jest niezwykle bogaty w szczegóły, które odkrywamy i podziwiamy niczym zapatrzony w nieznany krajobraz turysta. Wydłużając sceny, reżyser daje nam czas na chłonięcie przestrzeni i współodczuwanie przeżyć bohaterów.

Mimo monochromatyzmu wizualnie film jest piękny i paradoksalnie barwny. Reżyser doskonale operuje światłem, wzbogaca odcieniami, podkreślając głębię, emocje i widowiskowość danej chwili. Ubogość kolorytu nie obniża atrakcyjności dzieła, a ma pomóc w odbiorze prostej historii nieskomplikowanych postaci. 

Główną bohaterką jest Cleo, młoda służąca pracująca w domu pewnej meksykańskiej rodziny. Poznajemy ją w trakcie zwykłych codziennych obowiązków - myje posadzkę przed domem, gotuje, podaje do stołu, opiekuje się dziećmi. Patrząc na nią, dostrzegamy jej naturalność, szczerość i prostolinijność. Postać grana przez Yalitze Aparicio urzeka swoją prawdziwością. Jest w niej coś ujmującego. Egzotyczna uroda w połączeniu z niewinnym, delikatnym usposobieniem wzbudza (przynajmniej we mnie) pozytywne uczucia. Poza tym jest bardzo opiekuńcza i troskliwa, kocha dzieci pani Sofii (Marina de Tavira) jak swoje.

Kiedy zachodzi w nieplanowaną ciążę, jej w miarę ustabilizowane życie zaczyna się, (delikatnie rzecz ujmując) komplikować. Dodatkowo atmosfera w domu pracodawców staje się dość napięta z powodu kryzysu małżeńskiego. Mąż pani Sofii odchodzi i obie kobiety muszą poradzić sobie z niełatwymi zmianami w ich życiu. Niepewność, trauma porzucenia oraz bolesne straty i konflikty w czasach politycznego chaosu, ulicznych zamieszek, spaja niedostrzegalne wcześniej głębokie więzi bohaterek.

Film ten jest jedyny w swoim rodzaju, jeśli chodzi o sposób przekazywania emocji i uczuć jakie targają bohaterami. Dlaczego? Ponieważ nie grając na emocjach widza, krzykliwym eksponowaniem cierpienia, bardzo realnie, choć w sposób stonowany, pokazuje ludzkie dramaty. Cleo przez długi czas dusi w sobie ból i rozpacz, aż wreszcie pod wpływem impulsu w końcowej scenie pęka i wylewa się z niej strumień żalu. Przyznam, że to było bardzo autentyczne i mnie poruszyło.

Genialnym zabiegiem było też ukrycie w niektórych scenach pewnych symboli, dzięki którym możemy dopatrzeć się podwójnego, głębszego znaczenia. Reżyser poprzez surowy realizm i swego rodzaju szczegółowość sytuacyjną nakierowuje widza i pomaga dostrzec coś, co dopiero nadejdzie. Nawet z pozoru nic nieznacząca sytuacja może podsuwać nam wskazówki otwierające drogę do głębszej treści. I nie chce doszukiwać się głębi w sprzątaniu psich kup, ale już np. taki przyjazd głowy rodziny do domu...

Scena z samochodem ledwo mieszczącym się w wąskim podjeździe do domu, zmaganie się kierowcy z pojazdem, to tak naprawdę wewnętrzne zmagania bohatera, męża i ojca, któremu coraz to trudniej jest wracać do rodziny. Sytuacja robi się dziwnie napięta - Cleo nerwowo trzyma psa na smyczy i czeka, aż facet wreszcie wejdzie do środka. To swoista zapowiedź problemów rodzinnych, które zaczną coraz bardziej wybrzmiewać.

Siłą tego filmu jest jego pozorna czarno-biała prostota, złudna harmonia, autentyczność w portretowaniu życia, które obok codziennych banałów, powtarzających się rytuałów, jest tak naprawdę wypełnione chaosem, nieszczęściem i samotnością. To nie film o tym, jakie to kobiety są biedne i krzywdzone, a faceci podli. Dla mnie to przede wszystkim film o przeciwnościach losu, któremu wszystko jedno, kim jesteś, będzie brutalnie popychał cię na skraj niepewności i mimo bliskości innych ludzi, samotnie musisz jej doświadczyć.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dwa lata temu Złoty Lew powędrował w ręce Lava Diaza i "Kobiety, która odeszła". Filipiński twórca... czytaj więcej
W miarę jak nasz świat przyspiesza i jak my próbujemy przystosować się do jego ciągłego pędu, coraz... czytaj więcej
Same pseudoartystyczne składniki wrzucono do kociołka, w którym ugotowano "Romę". Po pierwsze: skąd... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones