Korsarze z Tropików

Znana nam z zakończenia "Piratów z karaibów: Na krańcu świata" Aqua de Vida - Źródło Wiecznej Młodości - jest obiektem fascynacji angielskiej i hiszpańskiej monarchii. Przebywający
Znana nam z zakończenia "Piratów z karaibów: Na krańcu świata" Aqua de Vida - Źródło Wiecznej Młodości - jest obiektem fascynacji angielskiej i hiszpańskiej monarchii. Przebywający (nieprzypadkowo) w Londynie Jack Sparrow (Johnny Depp) wplątuje się (zupełnie celowo) w intrygę dawnej znajomej  - Angeliki (Penelope Cruz), która dzięki jego mapie chce dotrzeć do Źródła. Jack chcąc nie chcąc trafia na pokład Zemsty Królowej Anny dowodzonej przez straszliwego Edwarda Teacha vel Czarnobrodego (Ian McShane). W ślad za nimi udaje się jednonogi (co ma niebanalne znaczenie) Hector Barbossa (Geoffrey Rush), nasz stary znajomy, który wskutek osobistego zatargu z Czarnobrodym - ściga go teraz z ramienia króla Anglii, pod pretekstem poszukiwań Źródła.

Po znakomitej trylogii w reżyserii Gore`a Verbinskiego przyszedł czas na zmianę obsady i dekoracji. Na stołku reżysera zasiadł Rob Marshall, znany z musicali "Chicago" i "Nine"; w obsadzie znaleźli się nowi aktorzy. Co jednak uderzające - styl rozrywki, jaką reprezentują sobą "Piraci", pozostać miał niezmienny. Marshall w sprawdzonej formule czuje się niezręcznie - stara się usilnie naśladować styl Verbinskiego. Z mizernym skutkiem. Akcja z ciasnych kajut i pokładów przenosi nas często (zbyt często) na ląd - a tego już reżyser nie ma od kogo skopiować. W rezultacie oprócz scen na morzu Marshall nie oferuje nam niczego w znanej nam jakości - jest nieporadny, buduje sceny i sekwencje jakby bez wizji całości, brak mu wyczucia i wyobraźni. Potyczki realizowane są w sztampowy sposób, akcja dzieje się tu jakby na zwolnionych obrotach. Kiedy wydaje się, że zaczyna się rozkręcać, nagle hamuje, nie wiedzieć czemu. Budowanie napięcia nie jest najmocniejszą stroną pana Marshalla.

Nadal wyśmienite zdjęcia Dariusza Wolskiego (niektóre widoki i sceny zapadają w pamięć głównie ze względu na oprawę wizualną), nie ratują jednakże tego, co psuje nieprzemyślana reżyseria. Podobnie muzyka - Hans Zimmer napisał genialne tematy do poprzednich części, czego nie omieszkali wykorzystać montażyści dźwięku - co i rusz słyszymy znane motywy - szafuje się tu nimi na prawo i lewo, zupełnie bez pomysłu. Zamiast budować atmosferę, muzyka momentami zupełnie ją niszczy. Zabrakło czegoś zupełnie świeżego, pobrzękujące niekiedy hiszpańskie brzmienia nie wypełniają dziury w całości, brak tu jakiegoś wyrazistego motywu przewodniego (jak na przykład "At Wit`s End" w "Na krańcu świata").

Chaotyczny scenariusz, który w dobrych rękach mógłby przerodzić się w dobry film przygodowy, powstał na podstawie powieści Tima Powersa i dostosowany został przez scenarzystów do filmowego uniwersum. Dlatego historia sprawia wrażenie nieco przyciężkawej, zdecydowanie odstaje od poprzednich odsłon. Szkoda, że tandem Elliot/Rossio stracił impet i zdaje się - oryginalne pomysły. To, co zdołali wysmażyć, ledwie broni się dobrymi wciąż tekstami (choć i tych nie uświadczysz zbyt wiele). Z piratów zrobili się korsarze, z Karaibów w tytule pozostała jakaś dżungla - "Na nieznanych wodach" sprawia wrażenie podróbki, tyle że na licencji oryginału.

Niestety twórcy pod naporem fanów zapomnieli o tym, że Sparrow zaczynał jako "mistrz drugiego planu", a potem dzielił pierwszy plan z innymi bohaterami. W czwartej części jest on już sam pośród drugoplanowych charakterów - to wręcz zmiana konwencji i takie rozwiązanie się nie sprawdza. Bo Sparrow jest bohaterem zbyt papierowym, za bardzo przerysowanym, żeby robić z niego jedynego głównego bohatera. To jest facet od epizodów, od zadymy w tle - bo jeśli mu się przyjrzeć bliżej, to okazuje się zwyczajnym (tyle że wciąż pijanym) gościem. Siła postaci wykreowanej przez Deppa ustawicznie spada, kiedy poznajemy szczegóły z jego przeszłości (osobiście nigdy nie chciałem dowiedzieć się, czy Jacky był kiedyś "naprawdę" zakochany, czy nie). Można by nazwać "Na nieznanych wodach" spin-offem głównej serii. Za dużo Jacka w tych nowych "Piratach" i za mało pirata w starym Jacku.

Szedłem do kina szczęśliwy jak dziecko. Niestety po kilku minutach wyszło ono rozczarowane, a na jego miejscu pozostał malkontent. Rozkochany w poprzednich częściach z żalem obserwowałem poczynania na ekranie, mając nadzieję, że już zaraz, za moment znów błyśnie ta magia, to "coś", co sprawia, że do poprzednich "Piratów" wracałem wielokrotnie. Niestety, na kolejną część (a wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że  powstanie) ja już się do kina nie wybiorę.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Reżyserzy od zawsze byli kluczowi przy produkcji filmów. Bez nich żadne widowisko nie miałoby szansy... czytaj więcej
Trzy pierwsze części "Piratów z Karaibów" były jednymi z nielicznych w XXI w. produkcji, które osiągnęły... czytaj więcej
Anthony Hopkins chyba już zawsze będzie kojarzony z rolą Hannibala Lectera w "Milczeniu owiec". Marlona... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones