Recenzja filmu

Parque vía (2008)
Enrique Rivero
Nolberto Coria
Nancy Orozco

Życie w niebycie

Skupienie uwagi na jednostce, jej egzystencji oraz wyobcowaniu jest często wykorzystywanym motywem w kinie drążącym konstrukcję ludzkiej psychiki. Magnetyzm takiego obrazu wywodzi się wówczas z
Skupienie uwagi na jednostce, jej egzystencji oraz wyobcowaniu jest często wykorzystywanym motywem w kinie drążącym konstrukcję ludzkiej psychiki. Magnetyzm takiego obrazu wywodzi się wówczas z kreacji głównego bohatera, ze zdolności aktora do przekazania emocji człowieka stanowiących rdzeń utworu. Talent aktorski wydaje się w takich filmach nieodzownym ich atrybutem. Ale czy aby na pewno? Enrique Rivero, meksykański twórca w swoim pełnometrażowym debiucie "Parque via" opowiedział krótką historię inspirowaną istotnym epizodem z biografii Nolberto Corii, który to też zagrał w tym filmie główną rolę. Odtworzenie w pewien sposób historii własnego życia na poczet produkcji fabularnej wymagało już od aktora-amatora wejścia w kreację postaci filmowej. Dyletanckości aktorskiej nie starano się nawet w żaden sposób maskować. Beto wykonuje wciąż te same czynności z wdziękiem robota, utrzymując stale surowy wyraz twarzy, zmieniający się sporadycznie w karykaturalny sposób w oblicze śmiesznie nieszczęśliwe. Konwencja całego filmu została podciągnięta pod autokreację Nolberta Corii, tworząc ciekawą scenkę ze wszystkimi postaciami w pewien sposób przerysowanymi. To przerysowanie jednak poszło w innym kierunku niż to zazwyczaj się to dzieje w sztuce filmowej. Emocje postaci zamiast nadmiernej ekspresji zostały sprowadzone do jednego fasonu. Zarówno stróż Beto, jego zaprzyjaźniona prostytutka, czy też bogata właścicielka posesji utrzymują wciąż to samo, przesadnie surowe oblicze. Te manewry twórcze mogą wprowadzać widza w stan znużenia i zmęczenia. Sama opisywana historia jest przecież jakże skromna i uboga w wydarzenia. Samotny, starszy człowiek pilnuje od dobrych kilku lat posesji, wystawionej bez powodzenia na sprzedaż. Pracując i zarazem mieszkając w tym domu tak bardzo zżywa się z własną sytuacją życiową, że staje się ona dla niego jedynym sposobem na egzystencję. Kamera mozolnie porusza się za bohaterem, zawieszając się często na posągowych twarzach aktorów. Nakładające się powyższe czynniki nie ułatwiają odbioru tego minimalistycznego w każdym aspekcie filmu. Jedynymi fragmentami delikatnie pobudzającymi widza są nieliczne humorystyczne wstawki zręcznie wkomponowane w utwór. Wszystko to sprawia, że mamy do czynienia z trudnym, aczkolwiek inteligentnie skrojonym filmem. Okazuje się to jednak dopiero po seansie, gdy spostrzegamy, że męczarnia, przez którą właśnie przeszliśmy, jest kompozycyjnie spójnym, otwartym i zamkniętym utworem, zabierającym świeży głos w kwestii wyobcowania człowieka. Ważniejszym nawet problemem od samej alienacji jest przywiązanie starszego człowieka do rytuałów codziennego, bezcelowego życia, zmierzającego nieuchronnie po równi pochyłej w stan niebytu. Brak mobilności sprawia, że nieznośnie monotonny żywot staje się dla człowieka balastem, którego nie może i nie chce zrzucić. Enrique Rivero wykorzystał minimalizm środków do stworzenia filmowej historii, surowej, lecz nie dramatycznej w swym bezpośrednim wyrazie. Tragizm postaci nachodzi widza dopiero po seansie, gdy zdaje sobie sprawę, że bohater znalazł się w stanie apatii, niweczącej nadzieje na własne spełnienie życiowe. Wyjścia z tej patowej sytuacji nie ułatwia mu również niemłody już wiek oraz hierarchia społeczna w Meksyku, umiejscawiająca nadal zbiorowość Indios w roli posługiwaczy w klasowym społeczeństwie meksykańskim. Intrygujące jest to, że tak szerokiej (zaledwie nakreślonej przeze mnie) interpretacji może dostarczyć usypiający film o człowieku z grabiami, doceniony już na wielu festiwalach filmowych (przede wszystkim Złoty Lampart w Locarno).
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones