Recenzja filmu

Pan Samotny (2007)
Harmony Korine
Britta Gartner
Denis Lavant

Nibylandia dla wykolejeńców

Jeżeli "Pan Samotny" to Wasze pierwsze spotkanie z Korinem, to macie szczęście w nieszczęściu – jest absolutnie wyjątkowy w treści, jaką przekazuje i w jak uroczo brutalny sposób opowiada o
Jeżeli "Pan Samotny" to Wasze pierwsze spotkanie z Korinem, to macie szczęście w nieszczęściu – jest absolutnie wyjątkowy w treści, jaką przekazuje i w jak uroczo brutalny sposób opowiada o bierności, marzeniach i patologii od A do Z. Jego stanowczo brudne i smutne "Skrawki" czy kręcone "kamerą z wesela" surowe "Trash Humpers" to lektury stawiające na bezkompromisowość i dosadność. Te właśnie cechy wraz z estetycznością i symbolizmem tworzą nieobojętny film, w którym pierwsze skrzypce grają sympatyczni odmieńcy, kreacjami ze światka popkultury, polityki czy religii zasłaniający swoje prawdziwe lub przerysowane tożsamości pełne strachu i słabości. Obcujemy tutaj z klimatem baśniowo-mglistym podszytym cierpką rzeczywistością, która dla naszych bohaterów jest równie niekomfortowa, co nieudolna. Zauważają, że nie da się być do końca sobą (cokolwiek to dziś znaczy), a wszystko, bądź prawie wszystko, ma charakter społeczny. Być może dlatego właśnie pragną otworzyć teatr, w którym dadzą upust swoim skazanym na porażkę marzeniom. Reżyser zaprasza na spektakl – i nie tylko – w formie jakoby 4 części ("Man in the Mirror", "Beat It", "'Thriller", "You Are Not Alone") odpowiadającym kolejno tytułom utworów chyba największej legendy muzyki pop. Jak myślicie, kto zgodzi się w nim wystąpić?

Spokój Michaela Jacksona (Diego Luna) mile zakłóca Marilyn Monroe (Samantha Morton), która pojawia się w oknie ośrodka, w którym on prowadzi warsztaty terapeutyczne, czy raczej muzykoterapię dla osób starszych z demencją. Niedługo potem, gdy przypadkiem spotykają się w kawiarni, rozmawiają tak, jakby byli starymi przyjaciółmi. Ona jako sobowtór kobiecej ikony kina i seksu w jednym, opowiada pokrótce o mężu – Charliem Chaplinie (Denis Lavant) i córce Shirley Temple (Esme Creed-Miles), która także żyje w ten sposób. Dostrzec tu można pierwsze zagrywki Harmony'ego Korine'a, który ukazuje, że wzorce i wizerunki wydają się pewniejsze niż budowanie własnego życia. Możliwe, że ma to podłoże patologiczne, ale jest na swój sposób urokliwe, jeśli spojrzymy na nasze postacie. Z relacji Marilyn wynika, że żyją one w krainie, gdzie tylko czekają na takich jak Michael, bo do całej galerii postaci wśród których znajdziemy m. in. Królową Elżbietę II (Anita Pallenberg), Jamesa Deana (Joseph Morgan) czy Madonnę (Melita Morgan) – brakuje chyba tylko jego. To znakomita szansa, by znaleźć się wśród "swoich", dlatego że ludzie na ulicy mogą dostrzec tylko show, a to tak naprawdę (zwykłe) niezwykłe bytowanie w takiej, a nie innej formie.

Ta trwająca wśród sobowtórów podwójna tożsamość wytworzyła się poprzez rezygnację z siebie i tym samym adaptacji całej nowej ideologii, wizerunku itd. danych wzorów osobowych tzw. idoli. Jest to zbudowane na fałszu, ale gdyby nie fałsz to nie odnaleźliby prawdy – czyli choćby pozornego spokoju ducha. To aktorzy, których gagi czy sposób wypowiadania się stał się niemal identyczny z pierwowzorem obranej przez siebie postaci, a to jest ich osobisty sukces – automatycznie błogosławieństwo i przekleństwo. Każdy z nich jest wyjątkowy i wszyscy równi, ale twórca "Mister Lonely" zdaje się mówić także "Memento mori", co widoczne jest w scenie z owcami, przy której smutek na twarzy widza nie jest wtedy obcy.

Reżyser polemizuje również z widzem w płaszczyźnie tematu ról społecznych, aktorskich. Misjonarki, które co jakiś czas przewijają się przez ekran, ksiądz, papież, to czyste symbole pomocy, ról, które również funkcjonują obok prezydenta, tancerza, czy promienistego amanta. Każdy ma swoją rolę, która jednocześnie czyni go społecznym przechodniem i aktorem klasy wyższej lub niższej - w skrócie - każdy grać potrafi. Problem w tym czy każdy umie dobierać sam sobie role.

Sielanka, która towarzyszy naszym marzycielom, nie może trwać wiecznie, chociaż atmosfera panująca w tamtym otoczeniu często-gęsto na to wskazuje. Pomiędzy obiadkami z papieżem, truskawkami z Marilyn, pasterstwem z Jamesem Deanem, a otwarciem od dawna upragnionego przez wszystkich teatrem, gdzie ma się odbyć premiera spektaklu, dzielą chwile. Do roli nie przygotowują się zbytnio, gdyż robią to przez całe życie. Przygnębienie to ostatecznie jedyne, co otrzymują w zamian po skończonym widowisku, nie licząc tragedii, która za chwilę ma ich spotkać. Pokazuje ona, jak cienka jest granica między zaburzoną tożsamością, a niespełnieniem i jeśli do tego wszystkiego gasimy grzechy strumieniami fałszywej miłości, to mamy smutną porażkę samego siebie.

Kluczem do zrozumienia siebie jest rozliczenie z wątpliwościami, które stale atakują nas, a gdy przy tym zdarzy nam się być czyimś sobowtórem, wówczas powinniśmy mieć to wyjątkowo na uwadze. Michael robi taki rachunek sumienia, a pytanie na, ile on jest szczery, pozostawia widzom.

Magia filmu leży głównie w ujęciach i formie. Operator wykonał tu ciekawy zabieg, bo w najdotkliwszych momentach kamera zbliża się coraz bardziej w kierunku twarzy bohatera i szybszym lub wolniejszym ruchem chwyci grymas, dzięki czemu wzrasta napięcie i osiąga to wyraz bardziej osobisty, jak z najlepszych filmów dokumentalnych. Mamy tu masę estetycznych i symbolicznych ujęć, urzekających mniej lub bardziej, które traktują o marzeniach i wiary w owe. To oczywiście również poemat o niespełnieniu, szukaniu swojego miejsca do bycia szczęśliwym i oda do smutku schowanego w szufladzie.

Gdybym pochopnie mówił o "Panu Samotnym", to pewnie porównywałbym go do poezji Białoszewskiego, zastanawiał się, czy to mix "Wyspy skazańców" i "Lotu nad kukułczym gniazdem"; wolę jednak mówić o tym filmie jako o osobnej kategorii filmowej, w myśl nazwiska Korine. "Nie ma prawdziwszych dusz od tych, które są duszami sobowtórów" – może w tych słowach Marilyn jest metoda. A może wręcz przeciwnie?
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones