Recenzja filmu

Ogród rozkoszy ziemskich (2004)
Lech Majewski
Maria Novella Martinoli
Chris Nightingale

Każdy kadr trwa dłużej niż życie

Kręcenie filmu małą kamerą cyfrową kojarzy się z offowym kinem, które poza dość oryginalnymi ideami i wschodami przyszłych gwiazd cechuje się najczęściej amatorszczyzną i – co znacznie gorsze –
Kręcenie filmu małą kamerą cyfrową kojarzy się z offowym kinem, które poza dość oryginalnymi ideami i wschodami przyszłych gwiazd cechuje się najczęściej amatorszczyzną i – co znacznie gorsze – pretensjonalnością. Dość sceptycznie podszedłem więc do najnowszej produkcji Lecha J. Majewskiego. Moje obawy okazały się jednak niesłuszne i z czystym sumieniem mogę napisać, że "Ogród rozkoszy ziemskich" to najlepszy film tego reżysera, i jeden z ciekawszych, pod którym podpisali się Polacy. Użycie kamery jest tu bowiem nie tylko fabularnie uzasadnione, ale wręcz niezbędne do opowiedzenia tej historii. Tylko brak dodatkowego oświetlenia, statywów i innych urządzeń wygładzających wszelkie nierówności związane z offem, pozwoliło zbliżyć się w tak intymny sposób do bohaterów. Fakt, że ekipy praktycznie nie zaangażowano, a wiele scen było improwizowanych i kręconych przez dwójkę aktorów, ba! - pod nieobecność reżysera i scenarzysty w jednej osobie nawet, tylko pogłębia uczucie niezwykłej jak na kinowe standardy więzi z wykreowanymi postaciami.

Jest tak, ponieważ można w pewnym momencie odnieść wrażenie, że nie oglądamy fabularnej fikcji, tylko prawdziwy film, jaki nakręcił kochanek podczas swojego romansu w Wenecji, i że to wszystko jest autentycznymi wspomnieniami po utraconej ukochanej. Kochankiem i operatorem jest Anglik Chris (Chris Nightingale), a kobietą, która skradła mu serce, Włoszka Claudine (Claudine Spiteri). On pracuje jako inżynier okrętowy i jest w trakcie pisania pracy na temat kadłubów łodzi - słowem: umysł ścisły. Ona natomiast jest humanistką, wykłada sztukę, a jej najukochańszym dziełem jest "Ogród ziemskich rozkoszy" Hieronima Boscha. Ich drogi łączą się, a niezwykły romans, jakiego będziemy w filmie świadkami, rozpoczyna się, gdy Chris filmuje swoją kamerą jeden z wykładów Claudine na temat tryptyku Boscha. Wynajmują wspólnie mieszkanie, które staje się wkrótce głównym miejscem akcji. To tu będą odkrywać siebie nawzajem, rozwijać swoje uczucie, tutaj dowiemy się, że kobieta umiera na raka i nie można jej już pomóc, to wreszcie w tych uroczych pomieszczeniach z pięknym widokiem na weneckie kanały, kochankowie spróbują razem odszukać ziemski raj, który namalował Bosch.

Dwoje ludzi o skrajnie różnych charakterach i poglądach, najromantyczniejsze z miast w tle i mieszająca się ze śmiercią miłość. Niezbyt to oryginalne, wręcz ograne, ale za sprawą sposobu realizacji, która konsekwentnie czerpie z założeń francuskiej Nowej Fali (improwizacja scenariuszowa, spore zbliżenia na twarze, imiona bohaterów jak aktorów itd.), nie ma tu mowy o wtórności czy sztucznym nadawaniu płytkim kadrom głębi. Jest za to bezpretensjonalnie moralizatorski dramat na troje. Kochanków i obrazu. "Malarskich" filmów jest w bród, ale niezwykle rzadko dzieła sztuki odgrywają w nich role większe niż tylko nadawanie kadrom malowniczości i stylistycznego blichtru. Dzieło Boscha u Majewskiego jest metaforą raju nieosiągalnego, symbolizuje stan egzystencji, do której dążą bohaterowie. To ono determinuje życie Claudine i Chrisa, jest dla nich niczym tlen i lekarstwo na ponury świat wkoło. Dla niej w szczególności.

Wiedząc, że umiera, szuka swojej nieśmiertelności. Zawierzyła malarzowi, który oświadczył jej, że poznając istotę dobra i zła, może stworzyć swój własny raj na ziemskim padole. Niczym Bóg dla Adama i Ewy. Bosch przekonuje, że to człowiek odpowiedzialny jest za swoje szczęście, że oczekiwanie na zbawienie po śmierci ciała jest bezcelowe. Współczesny człowiek żyje złudzeniami, namiastkami szczęścia, rezygnuje z tworzenia, choć ma do tego prawo i umiejętności. Wystarczy otworzyć oczy i zmysły na doznania, jakie oferuje nam egzystencja. Piękno otacza nas z każdej strony, trzeba je tylko dostrzec. Nikt w kinie nie pytał dotąd o prawdziwe znaczenia ducha i ciała jako jedności. Czy to dusza podtrzymuje ciało, czy odwrotnie? "Ogród rozkoszy ziemskich" Majewskiego odpowiada na nie w jednej z ostatnich scen, gdy Chris zbiera wszystkie "składniki" ludzkiego mięsa i mówi do Claudine: "Właśnie tym jesteś". Jak bardzo się mylił, świadomie i nieświadomie, zrozumiał po jej śmierci, gdy rozpaczliwie wymieszał je wszystkie, ale ona nie wróciła.

Zrozumienie bohaterów jest okrutnie trudne, bo bolesne. Reżyser w niezwykle intymny sposób uświadamia nam, jak bardzo ślepi jesteśmy, podążając za imitacjami raju, za karierą, za pustymi rozrywkami. Każe zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć na pytanie, co tak właściwie robimy ze swoim życiem? Jak traktujemy ukochanych? I w końcu, czy możemy powiedzieć, że znaleźliśmy swój raj? "Ogród..." uświadamia, że większości nam się nie udało. Pewnie dlatego tak trudno przyznać, że jest to świetne kino. Fikcję się oklaskuje, nad okrutną prawdą załamuje ręce.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Opowieść o miłości naznaczonej śmiercią na tle wspaniałych krajobrazów Wenecji to najnowsza propozycja <a... czytaj więcej
Agnieszka Majewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones