Recenzja wyd. DVD filmu

Niezniszczalne (2014)
Christopher Ray
Kristanna Loken
Vivica A. Fox

Niezniszczalne przyćmiewają kolegów po fachu

Najłatwiej określić "Mercenaries" jako tanią kopię "Niezniszczalnych" i chociaż nawet twórcy filmu nie ukrywają braku większych aspiracji, warto dodać, że jest to kopia bardzo udana.
Podczas gdy Stallone publicznie spekuluje o idealnej obsadzie "Expendabelles", niesławne studio The Asylum wzięło sprawy w swoje ręce i już teraz stworzyło żeńską wersję "Niezniszczalnych". "Mercenaries" nie mają nawet połowy budżetu swojego pierwowzoru, ale reżyser miał do dyspozycji coś znacznie ważniejszego - wolność od ograniczeń kategorii PG-13.

Najważniejszą kwestią przy tego typu hołdach dla kina lat 80. i 90. jest obsada. Wytwórnia słynąca z mockbusterów nie ma wprawdzie wystarczającej siły przyciągania (i finansowania), by zaangażować Sigourney Weaver, Sharon Stone czy Michelle Rodriguez, ale udało się wciągnąć na listę płac dwie osoby przewijające się przez wiele list marzeń spekulantów czekających na "Expendabelles" - Cynthię Rothrock i Brigitte Nielsen. Pierwsza jest postacią znaną dzisiaj niemal wyłącznie zagorzałym fanatykom VHS-ów, jej najsłynniejsze role to China O'Brien i Linda Masterson z "Pazurów tygrysa". Druga ma na koncie udział w hitach z lat 80. - "Rocky 4", "Cobra", "Gliniarz z Beverly Hills II" i przede wszystkim "Czerwona Sonja", ale jej kariera gwałtownie wygasła zaraz po występach w tych czterech filmach. Na ekranie pojawiają się także: Kristanna Loken (T-X z "Terminatora 3", a także Rayne ze znienawidzonej adaptacji "BloodRayne"), Vivica A. Fox ("Desperatki", "Kill Bill"), Zoë Bell ("Niepamięć") i znana przede wszystkim z komedii oraz seriali Nicole Bilderback - posiadaczka zdecydowanie najlepszego warsztatu aktorskiego ze wszystkich zebranych pań. Na szczęście The Asylum doskonale wie, czego oczekują fani i nie ma tu żadnych młodzieniaszków burzących sentymentalną koncepcję w imię pokazania kształtnych ciał.

Historia jest banalnie prosta - rządowa agencja zbiera grupę więźniarek o niezwykłych zdolnościach bojowych, by w zamian za wolność podjęły się ryzykownego zadania odbicia ważnego zakładnika. Jeśli dodać do tego, że każda z "niezniszczalnych" ma unikalne zdolności niczym w "Drużynie A" (snajper, specjalistka od materiałów wybuchowych itd.) i padają między nimi dialogi typu: "- domo, - to po japońsku, suko, - jedno gówno"; wyłania się obraz przaśnego klasyku minionej epoki. Niemniej "Mercenaries" (podobnie jak "Niezniszczalni") dokładnie tym miały być i wywiązują się z zadania znacznie lepiej niż Stallone z ekipą w ostatniej odsłonie swoich kinowych przygód.

Niskobudżetowa produkcja od studia znanego z "Sharknado" i "Atlantic Rim" w sposób oczywisty musi ustępować filmowi kosztującemu dziewięćdziesiąt milionów dolarów, ale na korzyść "Niezniszczalnych 3" przemawiają niemal wyłącznie efekty specjalne i potężnie rozrośnięta obsada. "Najemniczki" dostają równie banalną historię, ale dają z siebie znacznie więcej, bo kiedy nie można ukryć braku kondycji efektownymi wybuchami i pościgami, pozostaje jedynie udać się na siłownię i wytrenować kilka ciosów, po których Jet Li zawstydzi się swojego udziału w męskim odpowiedniku komandosów do zadań specjalnych. Ekipa Barneya Rossa jest ponadto aż tak "dobrze" wyszkolona, że w swojej trzeciej kinowej przygodzie nie pozwala przeciwnikom uronić choćby kropli krwi. Dziewczyny nie szczypią się i przypominają chłopcom, jak "za ich czasów" wyglądało kino akcji.

Filmy angażujące wiele aktorek do głównych ról zawsze wywołują dyskusję dotyczącą wizerunku kobiety w mediach. Nie inaczej jest w wypadku "Mercenaries" i już pojawiają się zarzuty, że biedne "ex-gwiazdy" zostały wykorzystane przez patriarchalną machinę w osobie mężczyzny reżysera, mężczyzny scenarzysty oraz czterech mężczyzn producentów. Krytykowane są także wersy scenariusza typu: "Let's go PMS [zespół napięcia przedmiesiączkowego] from hell on this place", które według komentatorów są nienaturalne i nigdy nie padłyby z ust kobiety. Nie śmiałbym wypowiadać się w imieniu wszystkich przedstawicieli płci, ale czuję się zobowiązany, aby w tym miejscu zaznaczyć, że mężczyźni także nie używają na co dzień języka rodem z kina akcji. Możecie się obrazić na ten jeden nietypowy film z kobietami w roli głównej, bo oprócz tego, że spuszczają łomot hurmie mężczyzn, nie są mistycznym, niezdefiniowanym ideałem, ale wówczas dla równouprawnienia płci powinniście zanegować rację bytu niemal każdego filmu z udziałem Stallone'a, Schwarzeneggera czy Willisa. Możecie też po prostu obejrzeń półtorej godziny świetnej rozrywki i nie dorabiać do tego ideologii.

"Mercenaries" to tani banał, który odwołuje się wyłącznie do sentymentalizmu osób dorastających w latach 80. Niczego innego nie oczekiwałem po tym filmie i mam wrażenie, że to najsolidniejsza produkcja, jakiej dotąd podjęło się The Asylum. Każdy, kto poczuł niedosyt po "Niezniszczalnych 3" i nie potrzebuje dziesiątek eksplozji, by docenić solidne kino akcji, powinien sięgnąć po produkcję Christophera Raya (znanego z m.in. "Thor wszechmogący" i "Dwugłowy rekin atakuje"), chociażby dla odreagowania po średnim filmie Patricka Hughesa. Druga część "Mercenaries" jest już na etapie postprodukcji, mam nadzieję, że będzie równie bezkompromisowa i niezobowiązująca.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones