Recenzja filmu

Niebezpieczni dżentelmeni (2022)
Maciej Kawalski
Tomasz Kot
Marcin Dorociński

Niebezpieczni degeneraci

Symboliczne dla Zakopanego, a także dla polskiej kultury postacie spłaszczono, zabierając im cała finezję i dowcip. Pokazano je jako środowisko niespecjalnie rozgarniętych degeneratów, czasem
Na premierę filmu "Niebezpiecznych dżentelmenów" czekałam od miesięcy. Byłam przekonana, że film ten zanurzy widzów w intelektualny klimat ówczesnej zakopiańskiej bohemy, jednocześnie korzystając z okazji, by wyeksponować zarówno nadzwyczajne piękno surowego krajobrazu tatrzańskiego, urok stylu zakopiańskiego, czy też jedyny w swoim rodzaju humor górali podhalańskich. Pojawiłam się zatem w kinie w dniu premiery nastawiona na ucztę duchową i…. wyszłam z seansu nie doczekawszy jego połowy. Będzie to więc recenzja fragmentu filmu. Ale według mnie brakuje podstaw, by oczekiwać po jego dalszej części jakiejś zasadniczej zmiany. 

Zakopane w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku to intelektualna i artystyczna stolica. Różnorodność barwnych postaci bywających u podnóża Tatr, postaci, słynących także z wybitnego poczucia humoru, połączona z unikalną górską (i góralską) atmosferą, wydawałaby się doskonałym, wręcz gotowym materiałem na więcej niż jeden pełnometrażowy film. Tymczasem twórca "Niebezpiecznych dżentelmenów" tego atutu najwyraźniej nie dostrzegł. Wymyślił za to niedorzeczną fabułę pseudokryminalną. Nie umiem znaleźć odpowiedzi, po co. W tę absurdalną fikcję wcisnął całą plejadę znanych aktorów, każąc im odgrywać niepasujący do nich scenariusz. Te symboliczne dla Zakopanego, a także dla polskiej kultury postacie spłaszczono, zabierając im cała finezję i dowcip. Pokazano je jako środowisko niespecjalnie rozgarniętych degeneratów, czasem wręcz głupkowatych, jakby niespełna rozumu, umiejscawiając w klimacie takich żałosnych komedii jak "Wyjazd integracyjny". Czyżby scenarzysta i reżyser w jednej osobie uznał, że tylko tak skonstruowane "dzieło" trafi do odbiorców, czy też jest to manifestacja jego własnego gustu?

Twórcy tego filmu udało się obsadzić role znanymi nazwiskami. Czy ci aktorzy nie dostrzegli miałkości pomysłu na produkcję? Postacie odtwarzane przez Tomasza Kota, Andrzeja Seweryna i Wojciecha Mecwaldowskiego są groteskowe i z gruntu antypatyczne zarazem. A Witkacy w wykonaniu Dorocińskiego to już kompletna pomyłka. Przy całej swej oryginalności był on z jednej strony myślicielem i wizjonerem, z drugiej zaś mężczyzną o niebywałym uroku. "Nic nie ma na świecie całym oprócz pana" ("Wariat i zakonnica") – tak widziały go kobiety. Dorociński bywa świetny w rolach takich jak Bronisław, ubek w "Rewersie", ale jako Witkacy jest tylko odpychającym, niekiedy ordynarnym dziwakiem. Nie sposób byłoby skierować do Dorocińskiego w tej roli słów "A myślę, że dawno nie byłam tak bardzo kobietą jak w tej chwili" ("Maciej Korbowa i Bellatrix"). Kobiety zaś przedstawione są w filmie (a w każdym razie w tej jego części, którą obejrzałam) jako rozhisteryzowane, zepsute idiotki. Sądzę, że nawet widza nie obeznanego z artystyczną historią Zakopanego będzie to razić. No chyba że widz taki nastawiony jest na "ucztę" w stylu na przykład "Kobiet mafii 2".

Czasem, gdy materia filmu jest marna, to można go chociaż pochwalić za zdjęcia. Niestety nie w tym wypadku. Willa pod Jedlami, czy samo Zakopane pokazywane jest w sposób wręcz odstręczający. Bród, chaos ujęte w ciasne, mało czytelne kadry. Uderza całkowita rezygnacja z wykorzystania naturalnej scenografii przepięknych Tatr. Film pozbawiony jakiegokolwiek atutu.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Czterech facetów budzi się po suto zakrapianej (i nie tylko) imprezie i żaden nie jest w stanie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones